Leżałam tak bezwładnie jakieś dwie godziny. Nie mogłam się ruszyć. Okropnie bolała mnie noga, jeszcze bardziej brzuch… Po chwili do domu wrócił Rafał. Była 15.00.
- Wiki, wróciłem! Gdzie jesteś?
Cichym i przerywanym głosem odezwałam się:
- Rafał, dzwoń po karetkę…
Wszedł do salonu i zobaczył stamtąd mnie, leżącą przed schodami. Dopiero teraz zauważyłam, że wokół mnie pełno jest krwi.
- Boże! Co się stało?
Wyciągnął nerwowo telefon z kieszeni i wezwał pogotowie.
- Co do cholery się stało?! Wiki… Spokojnie, pomoc już jedzie.
Klęczał przy mnie w kałuży krwi. Pierwszy raz zobaczyłam, jak po policzkach spływają mu łzy. Ostatkiem sił uniosłam rękę i przejechałam nią po jego twarzy.
Byłam w szoku. Nie pamiętam nawet jak dostałam się do szpitala. Gdy obudziłam się już w szpitalnej sali, siedział przy mnie ukochany i trzymał za rękę.
- Rafał, co z dzieckiem?
Spuścił tylko głowę i ciągle milczał. Zrozumiałam… Nasze dziecko nie żyło. Upadek ze schodów spowodował, że poroniłam…
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. W końcu wszedł lekarz.
- Jak się pani czuje?
- Nic nie czuję… Oprócz silnego bólu brzucha…
- To minie, podaliśmy już silne leki przeciwbólowe. Niestety nie udało nam się uratować ciąży.
Miałam pustkę w głowie i sercu. Czułam się bezsilna, nie wiedziałam co dzieje się wokół. Jak przez mgłę patrzyłam na mojego chłopaka, rozmawiającego z doktorem. Po kilku minutach usiadł znów przy mnie i nadal trzymał za rękę. Nie odzywałam się do niego. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Słyszałam usilne próby pocieszania mnie, ale nic do mnie nie docierało.
Mój stan psychiczny z dnia na dzień stawał się gorszy. Wczoraj o 14.00 przyszedł do mnie Rafał i oznajmił, że za godzinę odwiedzi mnie psycholog. Nie zaprotestowałam, byłam świadoma tego, że sama nie poradzę sobie z tą sytuacją. Zbyt wiele wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku miesięcy… Ciągle żyję w strachu i niepewności co stanie się jutro. Mam nadzieję, że psycholog wyciągnie mnie z tej depresji…
Pierwsze spotkanie z doktorem Munzerem nie przyniosło widocznych rezultatów. Wypytywał mnie o różne rzeczy, a ja nie o wszystkim mogłam mu powiedzieć… Dalej czułam się okropnie.
Po miesiącu spędzonym w szpitalu zostałam wypisana do domu. Nie było powodu, żebym tam dłużej przebywała. Moja złamana ręka zrosła się bardzo szybko, wszystkie inne dolegliwości również ustąpiły. Fizycznie było dobrze, ale psychicznie nadal nie najlepiej. Bałam się powrotu do domu. Obawiałam się samotności, gdy Rafał będzie musiał wychodzić do pracy, a ja zostanę w pustym mieszkaniu. Momentami odechciewało mi się żyć i nie mogłam sobie ze sobą poradzić. Przestałam zwierzać się ukochanemu, nie chciałam spotykać się z Michaelem, nie odbierałam telefonów od Malwiny, przestałam też pisać listy do rodziców. Z całych sił próbowałam odciąć się od całego otaczającego mnie świata. Pewnego wieczora, kiedy Rafał był na zakupach, zaczęłam myśleć o tym , co byłoby, gdybym umarła… Na pewno poczułabym wreszcie spokój duszy. Z szuflady wyciągnęłam pudełko silnych tabletek antydepresyjnych. Postawiłam je przed sobą na stole i z barku wyciągnęłam butelkę wódki. Słyszałam kiedyś, że gdy popije się leki alkoholem, może to doprowadzić do śmierci. Wypiłam dwa kieliszki dla odwagi i nasypałam całą garść tabletek. Już miałam je połknąć, gdy odezwały się wyrzuty sumienia. Czułam, że nie powinnam robić tego mojemu chłopakowi. Przecież mnie kochał. To dla mnie wyjechał i chce zapewnić mi bezpieczeństwo. Sięgnęłam znów po kieliszek i wypiłam kolejną porcję alkoholu. Nie miałam odwagi połknąć tabletek. Byłam pijana, kręciło mi się w głowie, nie mogłam wstać z kanapy. Gdy już chciałam położyć głowę na poduszce i zasnąć, do domu wszedł Rafał. Wszedł do salonu i na mój widok skamieniał. Podszedł bliżej, zobaczył wypitą do połowy butelkę wódki i rozrzucone na stole tabletki. Podszedł do mnie i mną potrząsnął.
- Słyszysz mnie?
- Daj mi spokój… Chcę spać.
- Brałaś te leki? Wiktoria, popatrz na mnie i powiedz, czy połknęłaś te tabletki?!
- Nie, nie wzięłam.
- Jesteś pewna? Powiedz szczerze, proszę cię… Wiesz jak bardzo cię kocham! Jesteś dla mnie całym życiem. Co ci przyszło do głowy, żeby popijać tabletki wódką?! Wiesz, że możesz od tego nawet umrzeć?!
- Wiem… Dlatego chciałam to zrobić.
Usiadł obok mnie i przytulił do siebie.
- Wiki… Co ty mówisz?
- Chciałam to zrobić, ale nie zrobiłam, bo wiem, że sprawiłabym ci straszny ból. Naprawdę nie połknęłam tych tabletek. Stchórzyłam… Nie pomogła nawet wódka na dodanie odwagi…
- Jak mogłaś pomyśleć o czymś takim? Bez ciebie moje życie nie miałoby sensu. To dla ciebie staram się nie popaść w obłęd. Wiesz jak silnym uczuciem cię darzę? Wszystkie twoje problemy są przeze mnie! Czuję się podle! Zobacz do czego doprowadziłem…
- Rafał… Przepraszam. To nie twoja wina, że nie potrafię poradzić sobie z emocjami… Wybacz mi, nigdy więcej nawet nie pomyślę o tym, aby ze sobą skończyć. Zrobię to dla ciebie. Kocham cię całym sercem. Pozbieram się… Bardzo chcę żyć normalnie.
- Dobrze kochana, wierzę ci. Porozmawiamy jutro, a teraz zaniosę cię do sypialni.
- Przestań, dojdę sama.
Wstałam z kanapy i usilnie próbowałam złapać równowagę. Nie wychodziło mi to.
- Nie sądzę, abyś sama weszła na górę.- powiedział, wziął mnie na ręce i doniósł bezpiecznie na łóżko.
oooo jak dobrze, że się nie zdecydowała... Rafał oczywiście jak zawsze opiekuńczy i cudowny :) taki chłopak to skarb :)
OdpowiedzUsuńśliczny rozdział, taki... życiowy :) bardzo mi się podoba :)