piątek, 25 maja 2012

Rozdział 15

Ranek minął mi w towarzystwie strasznego bólu głowy. Nie cierpię mieć kaca… Snułam się po domu bez celu. Na szczęście Rafał był ze mną. Wziął wolne w pracy, bo nie chciał, abym zostawała sama. Bał się, że znów cos głupiego przyjdzie mi do głowy. Wróciliśmy do wczorajszej rozmowy, w której wyjaśniliśmy sobie wszystkie sprawy i obiecałam mówić mu zawsze prawdę i nie myśleć o takich rozwiązaniach jak samobójstwo. W głębi serca czułam, że nigdy nie byłabym zdolna do tego, żeby sama zrobić sobie krzywdę. Miałam do tego zbyt słabą psychikę. Rafał dobrze o tym wiedział, dlatego uwierzył w moje obietnice. Cały dzień spędziliśmy razem. Po południu odwiedził nas Michael. Przyszedł dowiedzieć się jak się czuję. Przyniósł ze sobą pizzę. Chyba domyślił się, że nie miałam ochoty na gotowanie obiadu… Czas upływał nam nawet miło. Dopóki Rafał nie zapytał Michaela o Maxa. Dowiedzieliśmy się, że nasz znajomy uciekł z Frankfurtu, zabrał wszystkie rzeczy i zniknął bez słowa. Przyjaciel zapewnił nas, że nie ma pojęcia gdzie przebywa Max i nie utrzymuje z nim kontaktów. Nie było powodu aby mu nie wierzyć, dotąd nigdy nas nie zawiódł. Gdy Michael już poszedł, zadzwoniłam do Malwiny. Ostatnio nie odbierałam od niej telefonu, pomyślałam, że na pewno się o mnie niepokoi. Rozmawiałyśmy dobrą godzinę, miałyśmy o czym opowiadać. Ucieszyłam się słysząc, że przyjaciółka jest szczęśliwa. Było to spowodowane przede wszystkim znajomością ze Stephenem. Wpadli sobie w oko, Malwina oficjalnie poinformowała mnie, że są para. Podobno nauczyła partnera po trosze mówić po polsku. Niestety pod koniec rozmowy zawiadomiła mnie też o czymś mniej wesołym… Powiedziała, że ojciec Rafała miał wypadek samochodowy i leży w szpitalu, w ciężkim stanie. Przeraziła mnie ta wiadomość,. Mój chłopak był bardzo związany ze swoim tatą. Nawet telefonował do niego często, aby dowiedzieć się co słychać u nich w domu. Pan Skowron był dobrym człowiekiem. Rozumiał syna, wiedział dlaczego musiał opuścić dom i rodzinę. Wiedział także o mnie. Zawsze po rozmowie z nim, Rafał przekazywał mi od niego pozdrowienia. Nie wiedziałam jak przekazać ukochanemu tą przykrą wiadomość… Podeszłam do niego, przytuliłam się i delikatnie go pocałowałam.
- Co u Malwiny i Stephena? – spytał.
- U nich wszystko w porządku.- odparłam.
- To dlaczego masz taką smutną minę?
- Rafał… Mam dla ciebie złą wiadomość…
- O co chodzi? Co się stało?
- Malwina powiedziała, że twój tato jest w szpitalu…
- Co mu się stało? Jest chory?
- Nie, miał wypadek samochodowy… Jego stan jest poważny.
Utkwił wzrok w jednym punkcie i milczał. W jego oczach dostrzegłam smutek i rozpacz. Przytuliłam go i pogładziłam po twarzy.
- Przykro mi kochanie…
Objął mnie ramieniem i przycisnął do siebie. Wtulił twarz w moje długie, kręcone włosy i siedzieliśmy tak w ciszy przez dłuższą chwilę.
Przez cały wieczór patrzyłam na jego rozżaloną twarz. Było mi go tak bardzo żal… Próbowałam go pocieszyć, ale wiedziałam, że nie pomoże mu to zbyt wiele. W nocy nie mógł zasnąć, ciągle wiercił się w łóżku. Myślał, że śpię i wyszedł z sypialni. Była 4.00 w nocy. Sama już nie mogłam zasnąć, więc wstałam i zeszłam do kuchni. Siedział przy stole, z rękami na głowie. Podeszłam do niego i usiadłam tuż obok.
- Wiktoria…- zaczął.
- Słucham cię…
- Chciałbym pojechać do Polski. Muszę zobaczyć się z ojcem. Jeżeli jego stan jest rzeczywiście poważny, to mogę go już nigdy nie ujrzeć…
- Rozumiem cię, ale jak tam wrócisz? Przecież ściga cię policja i banda handlarzy nastolatkami…
- Wiem, ale nie potrafię zostawić taty samego. Zawsze liczył, że zostanę w przyszłości kimś… Jestem jego jedynym synem, potrzebuje mnie teraz.
- Jeśli tak postanowisz, zaakceptuję twoją decyzję i wrócimy do domu.
- Widzisz… Tylko ja wolałbym, żebyś ty została tutaj… Tu będziesz bezpieczna, zostanie z tobą Michael.
- Nie ma mowy! Albo jedziemy razem, albo w ogóle. Nie pozwolę na to, żebyś znowu mnie zostawił. Nie chcę, aby coś ci się stało. Muszę być przy tobie. Pozwól mi, proszę…
- Znów podejmuję nieprzemyślaną decyzję, ale dobrze… Pojedziemy razem.
- Dziękuję… - Powiedziałam z ulgą i pocałowałam go, na dowód wdzięczności.

piątek, 18 maja 2012

Rozdział 14

Leżałam tak bezwładnie jakieś dwie godziny. Nie mogłam się ruszyć. Okropnie bolała mnie noga, jeszcze bardziej brzuch… Po chwili do domu wrócił Rafał. Była 15.00.
- Wiki, wróciłem! Gdzie jesteś?
Cichym i przerywanym głosem odezwałam się:
- Rafał, dzwoń po karetkę…
Wszedł do salonu i zobaczył stamtąd mnie, leżącą przed schodami. Dopiero teraz zauważyłam, że wokół mnie pełno jest krwi.
- Boże! Co się stało?
Wyciągnął nerwowo telefon z kieszeni i wezwał pogotowie.
- Co do cholery się stało?! Wiki… Spokojnie, pomoc już jedzie.
Klęczał przy mnie w kałuży krwi. Pierwszy raz zobaczyłam, jak po policzkach spływają mu łzy. Ostatkiem sił uniosłam rękę i przejechałam nią po jego twarzy.
Byłam w szoku. Nie pamiętam nawet jak dostałam się do szpitala. Gdy obudziłam się już w szpitalnej sali, siedział przy mnie ukochany i trzymał za rękę.
- Rafał, co z dzieckiem?
Spuścił tylko głowę i ciągle milczał. Zrozumiałam… Nasze dziecko nie żyło. Upadek ze schodów spowodował, że poroniłam…
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. W końcu wszedł lekarz.
- Jak się pani czuje?
- Nic nie czuję… Oprócz silnego bólu brzucha…
- To minie, podaliśmy już silne leki przeciwbólowe. Niestety nie udało nam się uratować ciąży.
Miałam pustkę w głowie i sercu. Czułam się bezsilna, nie wiedziałam co dzieje się wokół. Jak przez mgłę patrzyłam na mojego chłopaka, rozmawiającego z doktorem. Po kilku minutach usiadł znów przy mnie i nadal trzymał za rękę. Nie odzywałam się do niego. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Słyszałam usilne próby pocieszania mnie, ale nic do mnie nie docierało.
Mój stan psychiczny z dnia na dzień stawał się gorszy. Wczoraj o 14.00 przyszedł do mnie Rafał i oznajmił, że za godzinę odwiedzi mnie psycholog. Nie zaprotestowałam, byłam świadoma tego, że sama nie poradzę sobie z tą sytuacją. Zbyt wiele wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku miesięcy… Ciągle żyję w strachu i niepewności co stanie się jutro. Mam nadzieję, że psycholog wyciągnie mnie z tej depresji…
Pierwsze spotkanie z doktorem Munzerem nie przyniosło widocznych rezultatów. Wypytywał mnie o różne rzeczy, a ja nie o wszystkim mogłam mu powiedzieć… Dalej czułam się okropnie.
Po miesiącu spędzonym w szpitalu zostałam wypisana do domu. Nie było powodu, żebym tam dłużej przebywała. Moja złamana ręka zrosła się bardzo szybko, wszystkie inne dolegliwości również ustąpiły. Fizycznie było dobrze, ale psychicznie nadal nie najlepiej. Bałam się powrotu do domu. Obawiałam się samotności, gdy Rafał będzie musiał wychodzić do pracy, a ja zostanę w pustym mieszkaniu. Momentami odechciewało mi się żyć i nie mogłam sobie ze sobą poradzić. Przestałam zwierzać się ukochanemu, nie chciałam spotykać się z Michaelem, nie odbierałam telefonów od Malwiny, przestałam też pisać listy do rodziców. Z całych sił próbowałam odciąć się od całego otaczającego mnie świata. Pewnego wieczora, kiedy Rafał był na zakupach, zaczęłam myśleć o tym , co byłoby, gdybym umarła… Na pewno poczułabym wreszcie spokój duszy. Z szuflady wyciągnęłam pudełko silnych tabletek antydepresyjnych. Postawiłam je przed sobą na stole i z barku wyciągnęłam butelkę wódki. Słyszałam kiedyś, że gdy popije się leki alkoholem, może to doprowadzić do śmierci. Wypiłam dwa kieliszki dla odwagi i nasypałam całą garść tabletek. Już miałam je połknąć, gdy odezwały się wyrzuty sumienia. Czułam, że nie powinnam robić tego mojemu chłopakowi. Przecież mnie kochał. To dla mnie wyjechał i chce zapewnić mi bezpieczeństwo. Sięgnęłam znów po kieliszek i wypiłam kolejną porcję alkoholu. Nie miałam odwagi połknąć tabletek. Byłam pijana, kręciło mi się w głowie, nie mogłam wstać z kanapy. Gdy już chciałam położyć głowę na poduszce i zasnąć, do domu wszedł Rafał. Wszedł do salonu i na mój widok skamieniał. Podszedł bliżej, zobaczył wypitą do połowy butelkę wódki i rozrzucone na stole tabletki. Podszedł do mnie i mną potrząsnął.
- Słyszysz mnie?
- Daj mi spokój… Chcę spać.
- Brałaś te leki? Wiktoria, popatrz na mnie i powiedz, czy połknęłaś te tabletki?!
- Nie, nie wzięłam.
- Jesteś pewna? Powiedz  szczerze, proszę cię… Wiesz jak bardzo cię kocham! Jesteś dla mnie całym życiem. Co ci przyszło do głowy, żeby popijać tabletki wódką?! Wiesz, że możesz od tego nawet umrzeć?!
- Wiem… Dlatego chciałam to zrobić.
Usiadł obok mnie i przytulił do siebie.
- Wiki… Co ty mówisz?
- Chciałam to zrobić, ale nie zrobiłam, bo wiem, że sprawiłabym ci straszny ból. Naprawdę nie połknęłam tych tabletek. Stchórzyłam… Nie pomogła nawet wódka na dodanie odwagi…
- Jak mogłaś pomyśleć o czymś takim? Bez ciebie moje życie nie miałoby sensu. To dla ciebie staram się nie popaść w obłęd. Wiesz jak silnym uczuciem cię darzę? Wszystkie twoje problemy są przeze mnie! Czuję się podle! Zobacz do czego doprowadziłem…
- Rafał… Przepraszam. To nie twoja wina, że nie potrafię poradzić sobie z emocjami… Wybacz mi, nigdy więcej nawet nie pomyślę o tym, aby ze sobą skończyć. Zrobię  to dla ciebie. Kocham cię całym sercem. Pozbieram się… Bardzo chcę żyć normalnie.
- Dobrze kochana, wierzę ci. Porozmawiamy jutro, a teraz zaniosę cię do sypialni.
- Przestań, dojdę sama.
Wstałam z kanapy i usilnie próbowałam złapać równowagę. Nie wychodziło mi to.
- Nie sądzę, abyś sama weszła na górę.- powiedział, wziął mnie na ręce i doniósł bezpiecznie na łóżko.





czwartek, 17 maja 2012

Rozdział 13

Minęły już dwa tygodnie odkąd wyprowadziliśmy się z hotelu. Rafał kupił dla nas dom na przedmieściach Frankfurtu. Michael załatwił mojemu chłopakowi pracę w swoim salonie samochodowym. Powoli nasze życie uległo stabilizacji. Nie narzekałam na złe samopoczucie. Od kiedy Rafał znów jest ze mną, czuję się bardzo dobrze. Nasz nowy dom jest śliczny. Co prawda trochę mniejszy niż poprzedni, ale bardzo przytulny i położony w pięknej, zielonej okolicy. Poznałam nawet jedna z sąsiadek. Gdy się wprowadziliśmy, sama przyszła nas przywitać. Polubiłam ją. Miała na imię Lena. Była u mnie kilka razy na kawie i myślę, że jest szansa abyśmy się zaprzyjaźniły. Prawie co drugi dzień dzwoni do mnie Malwina. Opowiada mi co nowego słychać u niej, w szkole, u moich rodziców… Odkąd pokazała im mój list, są spokojniejsi, ale przez kilka dni nie dawali jej żyć. Koniecznie chcieli wiedzieć gdzie jestem. Przyjaciółka nie podała im oczywiście mojego adresu. Muszą im na razie wystarczyć moje wiadomości, które obiecałam wysyłać do nich raz na jakiś czas. Mam cichą nadzieję, że przyjdzie czas, kiedy będę mogła się z nimi spotkać i przedstawić im Rafała. Trochę obawiam się jednak, że nie zrozumieją mojej decyzji i nie wybaczą mi tego, że nic im nie powiedziałam…
Wczoraj miałam niespodziewanego gościa. Był u mnie Max. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ale bardzo prosił choć o chwilę uwagi. Domyślałam się, że będzie chciał mnie przeprosić i się nie pomyliłam. Wpuściłam go do środka. Już od progu zaczął się tłumaczyć:
- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło… Wiesz, że tak nie myślę, strasznie mi przykro, że cię zraniłem.
- Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć… To co wtedy wygadywałeś było okropne! Nie spodziewałam się tego po tobie Max!
- Daj mi jeszcze jedną szansę… Musisz mnie zrozumieć. Ja cię kocham!
To wyznanie mnie zaskoczyło. Wiedziałam, że prędzej czy później mi to powie, ale w tamtym momencie nie brałam pod uwagę możliwości bycia z nim. Żeby pozbył się złudzeń zaczęłam:
- Max, szanuję twoje uczucia, ale musisz być świadom tego, że ja nie odwzajemniam twej miłości… Kocham tylko Rafała, to on jest miłością mojego życia. Nie zostawię go.
Jego twarz zmieniła wyraz. Zniknął delikatny uśmiech, który wcześniej na niej gościł. Oczy przybrały groźny wygląd.
- Naprawdę tak kochasz tego idiotę?!
- Nie obrażaj go!
- Do cholery! Nie widzisz, że ja za tobą szaleję?! Zmądrzej w końcu i rzuć Rafała! Wyjedziemy gdzieś razem, będziemy szczęśliwi!
- Znowu zaczynasz?! Nie mam ochoty się z tobą kłócić… Jeśli zamierzasz kontynuować te brednie, to żegnam!
- Tym razem mnie nie wyrzucisz jak ostatnio!- krzyknął strasznie głośno.
Przestraszyłam się nie na żarty. Sięgnęłam na półkę, gdzie leżał mój telefon. Chciałam zadzwonić po ukochanego. Max zrozumiał co chodzi mi po głowie i szybkim ruchem zrzucił moją komórkę na podłogę. Byłam przerażona. Nie wiedziałam co mam robić i jakie zamiary wobec mnie ma ten wariat. Był wściekły. Chwycił mnie mocno za rękę i ją ścisnął.
- Auu… To boli! Co ty wyprawiasz?! Zostaw mnie!
- To ty mnie do tego zmusiłaś Wiki!
Pociągnął mnie kilka metrów i pchnął na kanapę. Zaśmiał się szyderczo i rzucił się na mnie. Na próżno próbowałam wyrwać się z jego uścisków. Porywczo i brutalnie zaczął mnie całować. To było straszne. Chciałam krzyczeć, ale jego pocałunki mi to uniemożliwiały. Z oczu płynęły mi łzy. Zaczął rozpinać mi bluzkę. Broniłam się przed tym. Wtedy porozrywał resztę guzików. Wpadłam na pewien pomysł, gdy jego ręka znalazła się przed moją twarzą. Jednym, szybkim ruchem chwyciłam ją i ugryzłam. Kiedy na chwilę odchylił się ode mnie, uderzyłam go z całej siły w twarz i uciekłam do salonu. Szybko pobiegł za mną. Wbiegłam na górę. Niestety zanim zdążyłam zamknąć się w łazience, dopadł mnie w przedpokoju. Chciałam znów zbiec na dół, a później uciec na podwórze, ale gdy byłam już nad schodami, poczułam silne pchnięcie w plecy. Sturlałam się na sam dół. Nie straciłam przytomności. Widziałam nad sobą jego podłą twarz. Śmiał się w fałszywy, nieznośny sposób. Nie mogłam się ruszyć… Z przerażeniem spojrzałam na mój brzuch.
- Boże! Co z moim dzieckiem?!
- Myślę, że nie musisz się już o nie martwić… Chyba rozwiązałem twój problem. – Powiedział i momentalnie wybiegł z domu.


środa, 16 maja 2012

Rozdział 12

Nie odważyłam się powiedzieć Rafałowi o moim stanie. Był taki wesoły, uśmiechnięty, nie mogłam pozbawić go tak dobrego nastroju. Dziś w nocy nie byłam w pokoju sama. Na kanapie spał Michael. Uparł się, że nie zostawi mnie samej. Jego reakcja była spowodowana tym, że po powrocie ze szpitala do hotelu, prawie zemdlałam. Michael przyniósł mi do łóżka kolację i co kilka minut pytał, czy dobrze się już czuję. Trochę mnie to denerwowało, ale fajnie, że ktoś jeszcze się o mnie troszczy i nade mną nadskakuje. Michaela traktowałam jak prawdziwego przyjaciela. Wiedziałam, że nie ma w stosunku do mnie dziwnych zamiarów, tak jak to było w przypadku Maxa…
Dziś jest już piątek. Lekarz prowadzący Rafała powiedział, że mój ukochany może niedługo wyjść ze szpitala. Jego stan, zarówno fizyczny, jak i psychiczny był dobry. Po południu miałam umówioną wizytę u ginekologa. Około godziny 13.00 ktoś zapukał do moich drzwi. Zdziwiłam się, bo Michael miał być dopiero po 16.00. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam stojącego w nich Rafała. Uśmiechał się tajemniczo.
- Rafał! Co ty tu robisz?
- Ale powitanie… Myślałem, że się ucieszysz…
- Cieszę się! Bardzo się cieszę, że cię widzę!
Rzuciłam mu się na szyję. Przytulił mnie mocno i zaczął całować. Odwzajemniłam mu tym samym.
Weszliśmy do pokoju, usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać.
- Wiesz co kochanie, ja już wszystko pamiętam! Przypomniałem sobie wszystko! I ciebie także…
- Naprawdę? Pamiętasz co działo się przed twoim wypadkiem?
- Tak, wszystko dokładnie pamiętam. Przepraszam…
- Za co?
- Tyle czasu zmarnowanego przeze mnie. To straszne uczucie nie mieć żadnych wspomnień i nie wiedzieć kim się jest…
- Przestań, przecież nie mogłeś przewidzieć jak skończy się próba odbicia Malwiny. Dobrze, że już jest po wszystkim i czujesz się lepiej.
- Teraz nasze życie może wreszcie się ułoży. Nie zapowiada się na razie żadna niespodzianka, prawda?
- Yyy... Jak by ci to powiedzieć…
- Coś się stało? Powiedz mi wszystko, tylko szczerze. Co się dzieje?
- Pamiętasz jak spędziłeś ostatnią noc ze mną?
- Tak, pamiętam… Cos było nie tak?
- Niee… Tylko widzisz… Tydzień temu poczułam się gorzej i poszłam do lekarza.
- Jesteś chora?
- Nie do końca… Jestem w ciąży.
Zapadło głuche milczenie. Patrzył na mnie i jego wzrok powędrował na mój jak mi się wydawało, lekko już zaokrąglający się brzuch.
- To moje dziecko? – spytał poważnie.
- Bożee… Rafał, błagam cię! A kogo ono ma być?
- Tak tylko zapytałem, dla pewności… Jeżeli więc jesteś w ciąży ze mną, to dlaczego się martwisz?
- Żartujesz? Mam 18 lat, nie mam wykształcenia i jestem na przymusowej emigracji…
- Ale masz mnie, a ja cię nie zostawię. Zaopiekuję się tobą i naszym dzieckiem.
Zdziwiłam się jego spokojną reakcją. Nie był przerażony wiadomością, że za jakieś 7 miesięcy będzie ojcem. Przytuliłam się do niego i podziękowałam mu cicho. Pogładził mnie po włosach i pocałował w czoło.
Przed 16:00 przyjechał po mnie Michael. Jego również zdziwił widok Rafała w moim pokoju. Cieszył się, że jego przyjaciel czuje się już dużo lepiej.
- Chcę pojechać z wami. – oznajmił mój ukochany.
- Jeżeli chcesz, to oczywiście, pojedziemy razem. – odpowiedziałam wesoło.
Całą trójką udaliśmy się do naszego BMW. Za kilka minut byłam już w gabinecie doktora Fischera. Dokładnie mnie zbadał i wykonał USG.
- Z tego co widzę, dziecko rozwija się prawidłowo. Pani wyniki także są zadawalające. Przepiszę pani witaminy i jeżeli nic niepokojącego nie będzie się działo, zgłosi się pani do mnie za dwa miesiące.
- Dobrze. Dziękuję za wizytę. Do widzenia!
Gdy tylko wyszłam z gabinetu, byli już przy mnie zarówno Rafał jak i Michael. Chciało mi się śmiać, gdy jednocześnie zapytali:
- I jak tam wyniki?
Wyglądali jak dwaj zatroskani, przyszli tatusiowie. Popatrzyłam na nich z lekkim uśmiechem. Michaelowi zrobiło się trochę głupio i zaczął się tłumaczyć:
- Przepraszam… Zachowuję się co najmniej tak, jakbym  miał zostać przynajmniej ojcem chrzestnym tego malucha.
- Nie musisz się o to martwić, masz to załatwione!- powiedziałam wesoło.
- Serio? Mogę być ojcem chrzestnym?
- Tak, możesz Michael… - dodał z uśmiechem Rafał.
Wieczór spędziłam tylko z ukochanym. Bardzo długo rozmawialiśmy. Opowiadałam mu, co działo się u mnie, kiedy on przebywał w szpitalu. Nie oszczędziłam mu historii z Maxem w roli głównej, jaka mnie niedawno spotkała. Rafał usłyszawszy tego, w jaki sposób zachował się jego kolega, strasznie się zdenerwował i zaraz chciał do niego iść, żeby powiedzieć mu, co o nim mysli. Przebłagałam go jednak aby został w pokoju. Argumentowałam to późną porą i moim złym samopoczuciem. Tak naprawdę czułam się dobrze, ale nie chciałam, żeby zostawał mnie nawet na chwilę.

wtorek, 15 maja 2012

Rozdział 11

Minęło kilka tygodni odkąd Rafał trafił do szpitala. Jego stan nieznacznie się poprawił. Chodzę do niego i opowiadam różne historie z jego życia, takie jakie oczywiście sama znam. Nadal nie dostrzegam w nim dawnego Rafała. Często ma zły nastrój, nie chce z nikim rozmawiać.
Malwina tydzień temu wróciła do Polski. Miała co prawda wyrzuty sumienia, że zostawia mnie samą, ale chciała wrócić do domu. Pojechał z nią Stephen, z którym połączyło ją coś więcej niż tylko przyjaźń. Przed wyjazdem Malwiny napisałam list do rodziców i koleżanki Ani. Malwina obiecała im je przekazać ode mnie.
Osobiście na nudę nie mogłam narzekać. Dzień w dzień na zmianę byli u mnie Max i Michael. Bardzo się z nimi zżyłam. Byli wspaniałymi przyjaciółmi. Mogłam liczyć na nich w każdej chwili.
Ostatnio zaczęłam gorzej się czuć. Nie chciało mi się wstawać, wychodzić, rozmawiać. Najlepiej cały dzień przesiedziałabym w łóżku i ciągle coś podjadała.
Moje złe samopoczucie zaniepokoiło chłopców, ale nie udało im się namówić mnie na wizytę u lekarza. Przecież nie było ze mną aż tak źle. To na pewno przez te ciągłe nerwy. Wmawiałam sobie to do wczoraj. Już nad ranem czułam się okropnie. Bolała mnie głowa, brzuch i miałam nudności. Przyszedł do mnie Max i od razu zauważył w jakim jestem stanie.
- Ubierz się, zabieram cię do szpitala. – oznajmił
- Przecież nic mi nie jest, to zaraz przejdzie…
- Koniec wymówek, jeśli się nie zgodzisz, to zaniosę cię tam siłą.
Czułam, że z nim nie wygram, więc ubrałam się i pojechałam z Maxem do szpitala.
Doktor badał mnie bardzo długo i dokładnie. Zadawał mi różne pytania. Po kilkudziesięciu minutach powiedział, żebym udała się do gabinetu naprzeciwko. Wyszłam od niego lekko przestraszona. Skoro lekarz nie wie co mi jest, musi to być coś poważnego. Spojrzałam na drzwi znajdujące się naprzeciwko. Nie potrafię opisać swojego szoku, gdy przeczytałam na nich napis ,, gabinet ginekologiczny ’’. W ułamku sekundy pojawił się obok mnie Max.
- I co powiedział doktor?
- Kazał zgłosić mi się do ginekologa, Max, ja chyba jestem w ciąży!
- Uspokój się, nie panikuj. Wejdź do środka i upewnij się czy to słuszne podejrzenia.
- Może masz rację… Tak się boję…
Przytulił mnie mocno i delikatnie pocałował w czoło. Poczułam się nieco skrępowana tą jego czułością. Nie odebrałam tego, jako przyjacielski gest.
Ginekolog rozwiał moje wątpliwości.
- Jest pani w drugim miesiącu ciąży – oznajmił. Proszę o siebie dbać i unikać stresów.
Gdy wyszłam na korytarz, ledwo trzymałam się na nogach. Nie mogłam przyjąć do wiadomości tego, że za jakiś czas zostanę mamą. Przecież nie mogę urodzić tego dziecka! Nie teraz… jestem na to za młoda i nieodpowiedzialna, a do tego jego ojciec ma amnezję i nawet nie pamięta, że się za mną przespał. Pogrążyłam się w całkowitej depresji. Max przez całą drogę do domu pocieszał mnie i uspokajał, ale było ze mną coraz gorzej.
Gdy dotarliśmy do hotelowego pokoju, wszystko czego wtedy pragnęłam to cisza i samotność. Jednak Max uparł się, że nie zostawi mnie samej w takim stanie. Nie było mi to na rękę, ale zgodziłam się, żeby został.
Już za niecałą godzinę, pożałowałam swojej decyzji. Wzięłam prysznic i usiadłam przed telewizorem. Obok usiadł Max i zaczęliśmy rozmawiać.
- Jak się czujesz? – spytał.
- A jak myślisz? Okropnie się czuję… Nie wiem co robić.
- Nie chcę cię do niczego namawiać, ale znam świetnego lekarza, który mógłby…
- Co mógłby?
- Usunąć tą ciążę… Przecież nie chcesz tego dziecka prawda? Rafał nic do ciebie nie czuje, nie pomoże ci wychowywać bachora. A ja… jestem gotowy zająć się tobą, ale tylko bez dzieciaka.
Jeszcze nie docierały do mnie te słowa, po prostu mnie zamurowało. Milczałam a on kontynuował:
- Te ostatnie tygodnie bardzo nas do siebie zbliżyły. Myślę, że moglibyśmy stworzyć udany związek. Bardzo mi się podobasz. Przysunął się bliżej, objął mnie ramieniem i zaczął całować. Szybkim i zdecydowanym ruchem wyrwałam się z jego objęć i odskoczyłam od niego.
- Co ty wyprawiasz?
- Nie udawaj, że ci się nie podobam! Przecież widzę jak na mnie patrzysz!
- Chyba ci odbiło! Traktuję cię jak przyjaciela, a ty odwalasz taki numer!?
- Przestań krzyczeć, co ci szkodzi spróbować, będę cię zawsze kochał i szanował.
- Ty każesz mi zabić własne dziecko! Gdybyś mnie kochał, nie powiedziałbyś czegoś tak okropnego! Dbasz tylko o swoje dobro, nie obchodzą cię uczucia innych, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, że ja nadal kocham Rafała i nigdy nie przestanę darzyć go uczuciem. Nawet jeśli on nie będzie chciał ze mną być… Może jedyną pamiątką jaka mi po nim zostanie będzie właśnie jego dziecko…
- Kompletnie ci odbiło! Masz szansę na normalne życie, przy moim boku, a ty dalej myślisz o tym idiocie! Jesteś jednak inna niż mi się wydawało.
- Tak jestem inna! Mam uczucia i serce, którego najwyraźniej brak tobie!
- Ale ty jesteś głupia! Jak chcesz, męcz się z bachorem i w samotności, już więcej nie będę ci się narzucał.
- Wyjdź!
- Ok., już mnie nie ma! Słodkich snów ci życzę!
Gdy wyszedł, poczułam mocne ukłucie, jakby w sercu. Straciłam przyjaciela, jak on mógł mi zaproponować coś takiego! Nie mogłam dojść do siebie. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Malwiny. Opowiedziałam jej o wszystkim. Doradziła mi, abym powiedziała o całej sytuacji Rafałowi. Miałam nadzieję, że może wreszcie coś mu się przypomni. Jej słowa dodały mi otuchy. Zadzwoniłam do Michaela z prośbą, aby się u mnie zjawił. Był w hotelu za niecałe pół godziny. Porozmawiałam z nim szczerze i opowiedziałam o wszystkim.
- Co za palant z tego Maxa! Wiedziałem, że coś za bardzo cię polubił, ale nie sądziłem, że może posunąć się do tego stopnia. Muszę z nim pogadać.
- Dziękuję, że chociaż ty pozostajesz ze mną w normalnych stosunkach…
- Nie musisz dziękować, taka rola przyjaciół.
- Mógłbyś zawieźć mnie do Rafała?
- Chcesz mu powiedzieć o dziecku?
- Tak, mam taki zamiar, ale nie wiem jak to przyjmie…
- W sumie to ostatnio jest z nim lepiej, przypomina sobie różne wydarzenia z dzieciństwa, pamięta swoich rodziców, powoli przypomina mu się szkoła, przyjaciele. Myślę, że przypomni sobie również ciebie.
- Ja też mam taką nadzieję, bardzo mi go brakuje…
W szpitalu byliśmy około godziny 17:00. Rafał ucieszył się, że mnie widzi.
- Cześć Wiki, dlaczego tak długo mnie nie odwiedzałaś? – spytał z wyrzutem.
- Yyy… wiesz ostatnio trochę chorowałam.
- Ale już ci lepiej? Wyglądasz blado…
- Nie, już wszystko dobrze.
Straciłam całą odwagę i nie mogłam powiedzieć mu, że z kilka miesięcy zostanie tatusiem. Nie chciałam go denerwować, zwłaszcza, że był w wyjątkowo dobrym humorze.
- Wiesz co, pamiętam cię ze szkolnych korytarzy, ale nie mogę sobie przypomnieć jak się poznaliśmy… Możesz mi to jeszcze raz opowiedzieć?
- Jeżeli chcesz, to oczywiście, opowiem ci.
Ten wieczór, spędzony z nim, należał do całkiem udanych. Uśmiechał się do mnie w taki słodki sposób jak kiedyś. Znów odzyskałam nadzieję na to, że wszystko się ułoży.


poniedziałek, 14 maja 2012

Rozdział 10

Michael nie był zbyt rozmowny. Nie chciał mi nic powiedzieć o stanie zdrowia Rafała. Byłam zdezorientowana, gdy wchodząc do sali, w której leżał Rafał, drugi z kolegów- Max powiedział:
- Wiki, tylko nie przestrasz się jego reakcji. Lekarz mówił, że to minie.
Cała w stresie podeszłam do jego łóżka.
- Cześć kochany, jak się czujesz?
Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, jakby był nieobecny. Odwrócił wzrok w stronę ściany i nie odezwał się słowem.
- Rafał, dlaczego milczysz? Źle się czujesz? Popatrz na mnie…
Dalej patrzył w jeden punkt, nie zareagował na moje słowa. Wzięłam go za rękę. Szybko zwrócił wtedy głowę w moja stronę i zabrał swoją dłoń z mojej.
- Idź już! – powiedział podniesionym głosem.
- Co się stało? Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać?
- Wyjdź! Nie mam ochoty z tobą rozmawiać!                                 
- Nie krzycz, jeżeli nie chcesz, to nie musimy rozmawiać, posiedzę tutaj przy tobie tylko, żebyś nie był sam.
- Nie odczuwam potrzeby, abyś tu była…
Powiedział to takim tonem, że zrobiło mi się przykro. Był taki obojętny i zimny. Pomyślałam, że to pewnie przez uderzenie w głowę, jakiś szok, czy coś w tym stylu.
- Dobrze, wyjdę… Jeżeli będziesz chciał mnie widzieć, jestem na korytarzu.
Wyszłam na korytarz i usiadłam na krześle. Podszedł do mnie Max:
- I jak? Co mówił?- spytał z przejęciem.
- Nic, kazał mi wyjść, nie chce ze mną rozmawiać… - powiedziałam przez łzy.
Max usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Nie płacz… Lekarz powiedział, że powinien odzyskać pamięć…
- Co?! To on stracił pamięć?!
- No tak, to dlatego tak cię przyjął, on cię nie zna…
Byłam w szoku. Nie wiedziałam co myśleć. Amnezja tłumaczy jego zachowanie, ale co teraz z nim będzie… Chciałam osobiście porozmawiać z lekarzem. Poprosiłam Maxa, aby poszedł ze mną. Rozmowa była krótka, ale treściwa. Ciągle  słyszę jego słowa:
- Pani mąż może już nigdy nie odzyskać pamięci, ale może też zdarzyć się tak, że odzyska ją z dnia na dzień. To skrajny przypadek, on na razie nie jest świadom kim jest i nie ma żadnych wspomnień z przeszłości. Musimy czekać, aż poprawi się jego stan psychiczny.
Byłam przerażona i czułam się tak, jakby moje życie straciło sens. Jestem teraz dla niego całkiem obca, a jeśli już nigdy nie odzyska pamięci, co z nami będzie…
Prosto z pokoju lekarskiego znów poszłam do Rafała.
- Rafałku, kochanie, to ja Wiktoria, pamiętasz mnie? Powiedz, że mnie pamiętasz, proszę…
- Nie pamiętam cię, przepraszam…
Rozpłakałam się i położyłam głowę na poduszce obok niego.
- Kocham cię, nie rób mi tego, musisz coś sobie przypominać…
- Też chciałbym móc powiedzieć, że cię kocham, ale tego nie czuję… Nic do ciebie nie czuję, nie znam cię.
W tamtej chwili czułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Mój chłopak wyznał, że mnie nie kocha… To było straszne uczucie, nie umiem wyrazić słowami, tego co wtedy działo się ze mną. Całkiem załamana i zapłakana wyszłam na korytarz. Pierwszy zobaczył mnie Michael. Podszedł do mnie i objął przyjacielsko. Byłam taka rozbita, że nie docierały do mnie jego słowa otuchy. Wtulona w jego ramiona próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Za kilka minut podszedł do nas Max.
- Wiki, chcesz, żebym zawiózł cię do hotelu? Nie ma sensu, żebyś tu siedziała. Dopóki jego stan się nie poprawi, nie będzie chciał cię widzieć.
- Tak, masz rację, nie jestem mu potrzebna…
- Nie to chciałem powiedzieć…
- Wiem, chodźmy.
Pół godziny później byliśmy już w pokoju. Przebywający w nim Stephen i Malwina, najwyraźniej bardzo dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Nie pasowałam do nich ze swoim złym humorem. Porozmawiałam chwilę z przyjaciółką, która chciała mnie pocieszyć, lecz nie udało jej się to. Następnie zostałam prawie siłą zaciągnięta przez Maxa na śniadanie. Przesiedziałam w szpitalu całą noc, ale nie miałam apatytu.
- Musisz coś jeść. Chcesz tez wylądować w szpitalu? Myślisz, że Rafał chciałby tego? – próbował przekonać mnie Max.
- Nie wiem, czego on by chciał… Jest teraz całkiem innym człowiekiem.
- Zobaczysz, wszystko niedługo wróci do normy, Rafał sobie wszystko przypomni i będziecie żyli jak dawniej.
- To miłe, że próbujesz mnie pocieszyć, ale zrozumiałam, co powiedział lekarz…
- Wiesz, on nie przekreślił tego, że Rafał z tego wyjdzie. Musimy mieć nadzieję.
- Moje życie to ostatnio same nadzieje.
- Nie mogę patrzyć jak się zadręczasz… Myślę, że na razie nie powinnaś spotykać się z Rafałem. To wpływa źle na was oboje.
- To co mam niby robić tu sama? Nie chce ciągle siedzieć w hotelu i objadać się słodyczami…
- Nie będziesz sama, masz mnie, Michaela, Malwinę i Stephena. Jesteś naszą przyjaciółką, pomożemy ci.
Na te słowa od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Dobrze jest mieć przyjaciół w trudnych chwilach.

niedziela, 13 maja 2012

Rozdział 9


Budząc się spojrzałam na zegarek. Wskazywał 10:00. Tak długo spałam… Obok mnie było pusto. Powoli zwlekłam się z łóżka i ubrałam szlafrok. Na stojącej obok szafce nocnej zauważyłam kartkę. Była do mnie, od Rafała. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.
,, Dzień dobry słoneczko, jeżeli czytasz tą wiadomość, to znaczy, że ja już jestem u Malwiny. Wyjechaliśmy wcześnie rano, przepraszam, że się z tobą nie pożegnałem, ale nie miałem serca cię budzić. Tak smacznie spałaś… Nie martw się, wszystko będzie dobrze i jeszcze dziś zobaczysz się z przyjaciółką. Zjawimy się po południu. Proszę abyś nigdzie do tego czasu nie wychodziła. Całuję gorąco.  Rafał.
P.S. Dziękuję za wspaniałą noc. Bardzo cię kocham.’’
Mam nadzieję, że zobaczę Malwinę całą i zdrową. Wiadomość jaką zostawił mi ukochany była optymistyczna, więc trochę się uspokoiłam. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i się ubrałam. Co prawda Rafał prosił żebym nigdzie nie wychodziła, ale nie miał chyba na myśli hotelowej restauracji… Byłam strasznie głodna, więc zeszłam na dół i zamówiłam na śniadanie naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną. Nie lubię objadać się takimi słodkościami, ale w sytuacjach stresowych bardzo mi to pomaga. Z powrotem w moim pokoju byłam o godzinie 11:30.
- Co ja tu będę robić do południa… Już nie mogę znaleźć sobie miejsca.
Włączyłam telewizor. Leciał jakiś niemiecki teleturniej. Mimo braku zainteresowania usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w ekran. Po godzinie nie miałam już siły tego oglądać. Wyłączyłam telewizor i podeszłam do bogato wyposażonego regału z książkami. Niestety wszystkie były napisane po niemiecku. Znałam ten język, ale nie przepadałam za nim. Po przeszukaniu wszystkich półek, w końcu udało mi się natrafić na jedną napisaną w języku angielskim. Była to średniej grubości powieść. Wzięłam ją do ręki i usiadłam wygodnie w fotelu. Z nudów przeczytałam ją całą. Przyznam, że fabuła nawet mnie wciągnęła. Pomimo tego, że życie bohaterów jak dla mnie było zbyt sielankowe, podobało mi się.
Skończyłam czytać o 15:00. Nie wierzyłam, że tyle czasu zajęło mi czytanie. Nie jest to moje ulubione zajęcie, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Pół godziny przed 16:00 udałam się znów do restauracji. Była pora obiadowa i przy stolikach pełno było gości. Głupio było mi siedzieć tam samej, więc zamówiłam danie na wynos i wróciłam do pokoju.
Ciągle zerkałam na telefon. Miałam nadzieję, że mój chłopak się odezwie…
Podeszłam do okna, z którego na hotelowym parkingu ujrzałam dobrze mi już znane BMW. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Chwilę po tym rozległo się głośne pukanie do mojego pokoju. Przecież Rafał miał klucze, dlaczego nie wchodzi… Trochę się przestraszyłam. Podeszłam do drzwi i ostrożnie przekręciłam klucz. Gdy otworzyłam, zobaczyłam stojącą na progu Malwinę. Była ubrana w jakieś szmaty, cała w siniakach i z rozmazanym makijażem. Jej włosy wyglądały jak postrzępiony mop. Na jej widok bardzo się ucieszyłam.
- Malwina! Tak się cieszę, że cię widzę! Wejdź, jak się czujesz?
Bez słowa weszła do środka i usiadła na kanapie.
- Źle się czujesz? Co mogę dla ciebie zrobić?
Popatrzyła na mnie i powiedziała:
- Nie, już jest wszystko w porządku… Myślałam, że już się nigdy nie zobaczymy. Tam było okropnie… Ale już po wszystkim, dzięki Rafałowi.
Gdy wypowiedziała jego imię, zaczęłam zastanawiać się, gdzie on właściwie jest, więc zapytałam:
- A gdzie on teraz jest? Dlaczego nie przyszedł z tobą?
- Ci jego koledzy, z którymi przyjechał zawieźli go do szpitala…
- Cooo? Do szpitala? Co mu się stało?!
- Spokojnie, nie denerwuj się, jest trochę pobity…
- Trochę? Gdyby nic mu nie było nie zawoziliby go do szpitala…
- Był nieprzytomny i nie mogliśmy go dobudzić, uderzył o coś głową. To wszystko przeze mnie!
- Nie mów tak, to nie twoja wina, że tam trafiłaś.
- Owszem moja. Rafał mnie ostrzegał, a ja go nie posłuchałam…
- O czym ty mówisz? Przecież przez niego tam trafiłaś!
- W tamtą środę wieczorem spotkałam się z nim. Widywałam się z nim już od jakiegoś czasu. Podobał mi się, zresztą nadal mi się podoba… Ale do rzeczy.
- Nic nie mówiłaś o waszej znajomości…
- Tak, on zabronił mi mówić o tym tobie. Chciałam być wobec niego uczciwa… Trudno było mi utrzymać język za zębami, ale musiałam…
- Ok., co było potem?
- Powiedział, że nie możemy się już więcej spotykać. Wspominał coś o przestępstwie, nie zrozumiałam o co mu chodziło. Mówił, że przebywanie z nim skończy się dla mnie źle i żebym o nim jak najszybciej zapomniała. Nie chciałam tego, ale aby zachować resztki honoru strzeliłam mu w twarz… Następnego dnia jakiś facet do mnie zadzwonił i poprosił o spotkanie. Wiem, że to było bezmyślne, ale się zgodziłam i wieczorem poszłam w umówione miejsce. Jakiś łysy facet i dziewczyna zabrali mnie do jakiegoś budynku w lesie. Był tam tez Rafał, chciał mnie stamtąd zabrać, ale jeszcze w tym samym dniu wywieźli mnie do Niemiec.
Słuchając wyjaśnień Malwiny poukładałam sobie nowe fakty w głowie. Myślałam, że było inaczej, ukochany przedstawił to w nieco inny sposób, a okazuje się, że jednak chciał ją chronić.
- Nie zadręczaj się już tym- powiedziałam, na szczęście już jest po wszystkim i jesteś bezpieczna.
- Tak wiem, ale przeze mnie on leży w szpitalu…
- Jestem pewna, że nic mu nie będzie. Chodź, dam ci jakieś ubranie na zmianę, weźmiesz prysznic, pozbierasz się i pójdziemy coś zjeść.
W czasie gdy Malwina była w łazience, ja zadzwoniłam do Stephena. To jeden z kolegów Rafała, do którego miałam numer. Po chwili oczekiwania, w końcu odebrał.
- Hej Stephen, tu Wiktoria, co z Rafałem? Jesteście w szpitalu?
- Tak, jesteśmy tu wszyscy. Rafał jest jeszcze nieprzytomny, właśnie bada go lekarz. Za jakieś dwie godziny będę u ciebie i wszystko ci powiem.
- Dobrze, w takim razie czekam.
Ton głosu Stephena nie wróżył nic dobrego. Musi być z nim źle… Chciałabym być teraz przy nim, ale nie mogę zostawić Malwiny samej.
Podczas kolacji Malwina zaczęła temat Rafała:
- Jesteście parą?- spytała nieśmiało
- Tak, jesteśmy…
- Kochasz go?
- Jak nikogo innego na świecie… Zaufałam mu bezgranicznie. Myślę, że łączy nas prawdziwe uczucie. Z mojej strony to jest miłość od pierwszego wejrzenia.
Malwina wyraźnie posmutniała.
- Co on ma w sobie takiego, że przyciąga wszystkie dziewczyny jak magnes…
Po tych słowach zrozumiałam, że moja przyjaciółka również czuje coś do Rafała. Zapanowała niezręczna cisza. Po kilku minutach odezwałam się w końcu:
- Jesteś na mnie zła za to, że z nim jestem?
- Nie, no coś ty… Skoro się kochacie, to powinniście być razem, nie przejmuj się mną, odkocham się za jakiś czas.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że coś cię z nim łączy… Może gdybyś powiedziała mi o tym wtedy w czwartek w parku, nie doszłoby do aktualnej sytuacji…
- Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Wiem, że powinnam była ci o wszystkim powiedzieć…
- Dobra, zapomnijmy o tym. Chodźmy do pokoju, lada moment powinien pojawić się Stephen.
 Rzeczywiście za kilka minut wszedł do pokoju i przywitał się ze mną.
- Rafał się obudził… Niestety jego stan jest poważniejszy niż myślałem. Powinnaś do niego pojechać. W samochodzie czeka już na ciebie Michael. Ja tu zostanę z Malwiną.
Przestraszyłam się tej wiadomości. Pożegnałam się z Malwiną i pobiegłam do auta.

sobota, 12 maja 2012

Rozdział 8

Podróż mijała na rozmowach. Poruszaliśmy z Rafałem wiele różnych tematów. Postanowiliśmy wspólnie, że wynajmiemy hotel we Frankfurcie i tam zostanę, w czasie gdy on pojedzie po Malwinę. Nie podobało mi się to rozwiązanie, nie chciałam puszczać go samego. Domyślałam się jakie towarzystwo tam spotka. Martwiłam się, że sam nie da sobie rady. Jednak obiecałam, że nie pojadę tam. Miało to służyć mojemu dobru.
- Wiesz… chciałabym, aby nasze życie wreszcie było normalne. Marzę, żeby ten koszmar się wreszcie skończył.- wyznałam mu.
- Tez tego chcę. Marzę o tym, żebyśmy w przyszłości stworzyli prawdziwą rodzinę, byli szczęśliwi, wzięli ślub i mieli dzieci.
Od razu miałam wizję przyszłości. Wyobraziłam sobie mnie za kilka lat, w dużym ogrodzie, z Rafałem, otoczoną gromadką dzieci. Trochę się tym przeraziłam, więc odgoniłam te myśli. Nie chcę się w to tak bardzo wkręcać. Za wcześnie jest na takie plany, mam dopiero 18 lat. Powinnam być teraz w szkole, przygotowywać się do matury, a ja podróżuję po Europie, ukrywam się przed handlarzami nastolatek, z przestępcą, za którym szaleję. Ta sytuacja to jakiś absurd, kiedy to się skończy…
W połowie drogi zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, aby chwilę odpocząć i wypić kawę. Usiedliśmy na ławce, która stała na zewnątrz i rozmawialiśmy.
- Martwię się o ciebie- powiedziałam.
- Dlaczego?
- Jesteś sam, a tych typów, którzy porwali Malwinę  na pewno jest przynajmniej kilku.
- Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. Mam pewien plan, pomogą mi znajomi z Niemiec. Już do nich dzwoniłem, weźmiemy ich ze sobą po drodze. Oni mają doświadczenie w takich akcjach.
- Boożeee… W jakim ty się towarzystwie obracasz… W całej Europie masz podejrzane kontakty z różnymi szajkami?
- O… i już się o mnie nie martwisz…- uśmiechnął się szyderczo.
- Tak, już przestałam!- odwzajemniłam mu słodkim uśmiechem.
- Chłopaki są spoko, nie są kryminalistami, jak pewnie uważasz.
- Akurat ci w to uwierzę, wiesz… Nie wiem czy jesteś tego świadom, ale sam jesteś kryminalistą…
Popatrzył na mnie z uśmiechem:
- A ty jesteś dziewczyną kryminalisty, wiesz?
- Tak się składa, że żoną… - poprawiłam go
- No tak! Znowu wygrałaś…
Wypiliśmy kawę i złapałam go za rękę.
- Chodź już, nie mamy wiele czasu.
- No tak, musimy się zbierać…
Gdy przejechaliśmy granicę Niemiec, zaczęłam odczuwać niepokój. Byliśmy już niedaleko celu. Miałam wątpliwości, czy wszystko pójdzie po naszej myśli.
W małym miasteczku, którego nazwy nawet nie pamiętam, podjechaliśmy pod mały budynek. Rafał wykonał jeden telefon i z domu wyszło trzech dobrze zbudowanych, przystojnych mężczyzn.
Mój ukochany wyszedł z auta i przyjaźnie się z nimi przywitał. Czułam się w obowiązku, aby również się przywitać. Wyszłam z samochodu i włączyłam się do rozmowy. Rozmowa oczywiście odbywała się w j. niemieckim. Po chwili wsiedliśmy wszyscy do samochodu i udaliśmy się w dalszą drogę.
W trakcie dalszej podróży nie zwracałam zbyt dużej uwagi na ciągłe rozmowy chłopaków. Wyłączyłam się i sama nie wiem o czym myślałam. Od czasu do czasu uśmiechnęłam się tylko do któregoś z kolegów, gdy zwracał się do mnie prawiąc komplementy.
Dwie godziny później, zaparkowaliśmy na hotelowym parkingu. Budynek przepiękny i ogromny. Hotel pięciogwiazdkowy. Wspólnie z Rafałem poszliśmy do recepcji. Z tego co zrozumiałam, wolne były pokoje tylko dwuosobowe. Podszedł do mnie i zapytał, czy będzie dla mnie problemem dzielenie z nim wspólnego pokoju.
- Jeżeli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko- odpowiedziałam.
- Więc poproszę jeden dwuosobowy pokój- zwrócił się do recepcjonistki i odebrał klucze.
Nasz pokój znajdował się na drugim piętrze. Pomieszczenie było przytulne i dobrze wyposażone. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to duże, małżeńskie łoże znajdujące się po prawej stronie.
- Co, myślałaś, że będziemy mieli osobne łóżka?- spytał wesoło.
- Niee… miałam świadomość tego, że będzie jedno.
- Aha, to dobrze, chyba przygotowałaś się już na to, że śpisz na podłodze?
- Cooo? Przestań żartować- powiedziałam i szturchnęłam go lekko w ramię.
- Wiesz, nie jestem pewien czy powinniśmy spać w jednym łóżku, jesteś jeszcze gówniarą- zwrócił się do mnie z bezczelnym uśmiechem
- I kto to mówi! Starszy ode mnie o 3 miesiące smarkacz! A poza tym, mamy już po 18 lat, a w dowodzie po 20!
- Dobra, już dobra, ale ja śpię od ściany!
- Chyba żartujesz! Albo ja śpię od ściany, albo ty na podłodze, wybieraj…
- Szantażystka! Ok., zgoda…
- A twoi koledzy gdzie będą nocować?
- W motelu obok, jest tańszy i mają pokoje wieloosobowe.
- A kiedy jedziecie po Malwinę?
- Jutro rano, dziś jest już za późno, musimy odpocząć po podróży.
Rozpakowałam część swoich rzeczy z walizki i poszłam wziąć kąpiel. Rafał w tym czasie w restauracji na dole zamawiał dla nas kolację.
Po pół godzinie byłam gotowa do wyjścia. Ubrałam się bardziej elegancko i wspólnie zeszliśmy na dół.
Obsługa była bardzo miła. Kelner przyniósł na talerzach pięknie wyglądające owoce morza. Na stole stał już szampan i świece. Zapowiadał się romantyczny wieczór.
 Czas upłynął nam bardzo miło, panował przyjemny nastrój. Rozmawialiśmy o dosyć przyziemnych sprawach. Krewetki były wyśmienite. Szampan równie doskonały. Gdy weszliśmy do naszego pokoju była 20:00. Poszłam do łazienki. Po chwili wyszłam z niej już w koszulce nocnej. Słyszałam lekki szum w głowie, spowodowany najprawdopodobniej zbyt dużą ilością wypitego alkoholu. Położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor. Rafał w tym czasie brał prysznic. Mniej więcej po 15 minutach wyszedł i położył się obok mnie.
- Co oglądasz?- spytał, jednocześnie obejmując mnie ramieniem.
- Jakąś niemiecka komedię romantyczną, ale nie wiem o co w niej chodzi, nie oglądałam od początku.
- To może w takim razie zajmiemy się czymś bardziej interesującym- zaproponował.
- A to zależy co masz na myśli…
Odgarnął mi kosmyk włosów, który wcześniej opadł na moją twarz i zaczął mnie całować. Wplotłam ręce w jego włosy, poddałam się jego pieszczotom i zostałam pozbawiona koszulki. To była cudowna noc. Czułam się szczęśliwa i kochana.

piątek, 11 maja 2012

Rozdział 7

Obudziłam się, słysząc jakiś hałas. Spojrzałam na zegarek, była 4:15. Zeszłam na dół, zapaliłam światło. W przedpokoju zobaczyłam siedzącego pod ścianą, kompletnie pijanego Rafała. Podeszłam do niego, popatrzył na mnie tępym wzrokiem i zaczął cos mamrotać pod nosem. Z tego co zrozumiałam, chciał mnie przeprosić. Pomogłam mu wstać i położyć się na kanapie w salonie. Lada chwila smacznie już spał. Za to ja nie zmrużyłam już oka do rana.
Już od 6:00 wzięłam się za sprzątanie. Czekałam aż obudzi się Rafał. Od wczoraj przeczytałam list od Kaśki kilka razy. Znowu obudziła się we mnie tęsknota i dręczyły mnie wyrzuty sumienia. To prawda, jestem strasznie nieodpowiedzialna. Moje rozmyślania przerwało wejście do kuchni mojego chłopaka. Wyjął z lodówki butelkę wody , napił się i dopiero mnie zauważył.
- Masz mi coś do powiedzenia?- zapytałam z wyrzutem
- O co ci chodzi?- odparł z sarkazmem.
- O twój powrót do domu. Dlaczego tak się zachowujesz?
- Daj spokój, przecież każdemu może zdarzyć się, że wróci do domu pijany…
- Nie chodzi o to, że się upiłeś, ale ogólnie nie rozumiem, dlaczego wściekasz się na mnie! To ja jestem winna temu, że musimy się ukrywać? Jeżeli tak działam ci na nerwy to po prostu powiedz. Wsiądę w pierwszy pociąg do Polski i zniknę ci z oczu!
- Przestań się wydzierać! Nie widzisz, że łeb mi pęka!?
Nie wytrzymałam tego i z całej siły, bez namysłu uderzyłam go w twarz. Czekałam na jego reakcję. Byłam pewna, że znowu będzie awantura. Zdziwiłam się, bo nawet się nie odezwał. Stał z nieco zwieszoną głową i patrzył na mnie jakoś smutno. Zrobiło mi się go od razu szkoda i zaczęłam:
- Przepraszam... Nie powinnam była...
- Nie przepraszaj. Zasłużyłem sobie na to...
- Zdenerwowałam się, bo ciągle tylko na mnie krzyczysz. Nie chce ciągle się z tobą kłócić...
- Wiem, też tego nie chcę, ale zrozum, martwię się o ciebie. Jeżeli ktokolwiek oprócz nas wie gdzie jesteśmy, może to być niebezpieczne! Nie możemy tu zostać…
- Sugerujesz, że znów czeka nas przeprowadzka?
- Niestety, to jest nieuniknione…
- Dokąd tym razem? Jeżeli mogę wiedzieć…
- A dokąd byś chciała?
- Nie powiesz, że mogę sobie wybrać, gdzie będziemy mieszkać…
- Tak, możesz wybrać kochana….
- W takim razie jedziemy do Anglii.
- Dobrze, jak sobie życzysz, pakuj się, za 3 godziny wyjeżdżamy.
Udaliśmy się do garderoby i zaczęliśmy pakować ubrania do walizek. Po pół godzinie byliśmy już gotowi do wyjścia.
Jeszcze do niedawna, gdyby ktoś powiedział mi, że tak będzie wyglądać moje przyszłe życie, wyśmiałabym go, ale teraz… Sama nie wierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę…
Już wychodziłam z mieszkania, gdy zadzwoniła komórka Rafała. Leżała na stole w salonie, on był na zewnątrz, pakował walizki do bagażnika.
Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniał napis- Malwina dzwoni… Z niedowierzaniem podniosłam komórkę i odebrałam.
- Halo? Malwina, to ty? Tu Wiktoria.
W słuchawce było cicho. Słyszałam jakiś szmer, jakby z oddali. Nagle krzyknęła:
- Pomóż mi, proszę!
- Halo! Gdzie jesteś? Powiedz co się z tobą dzieje? Malwina!
- Pospiesz się! Pojutrze wywożą mnie gdzieś indziej. Teraz jestem we Frankfurcie. Szpikują mnie jakimiś prochami, biją, nie mam szansy na ucieczkę!
- Spokojnie, powiedz dokładnie w jakim miejscu jesteś?
- Muszę już kończyć, nie zostawiaj mnie!
Rozmowa się urwała. Nie zdążyłam już nic powiedzieć. Miałam mieszane uczucia. Nie chciałam mówić o tym telefonie Rafałowi. Przeczuwałam, że znów skończy się to awanturą. Ale jak ja sama dostanę się do Niemiec i ją znajdę???  Nie dam rady…
Może tym razem jego reakcja będzie inna… W końcu mówił, że jestem dla niego ważna, że mnie kocha…
Moje rozmyślania przerwał jego głos:
- No chodź już Wiki! Wszystko gotowe!
Nie wychodziłam z domu. Nadal nie byłam pewna swoich zamiarów. Przez myśl przebiegła mi możliwość mojej ucieczki od Rafała i czas samotnych i niebezpiecznych poszukiwań Malwiny. Nie! Przecież tego nie chciałam, pragnę być z nim, przyrzekłam być z nim zawsze szczera. W drzwiach ukazał się on. Podszedł do mnie i zapytał:
- Coś się stało? Dlaczego nie wsiadasz do auta? Masz mój telefon w dłoni?
Rzeczywiście, ciągle trzymałam w ręce jego komórkę. Zrobiło mi się głupio.
- Wiesz kochanie… muszę ci coś powiedzieć- oznajmiłam.
- W takim razie zamieniam się w słuch…
-  Przed chwilą dzwonił twój telefon, to była Malwina…odebrałam.
W tym momencie przerwałam, byłam ciekawa jego reakcji.
- No… odebrałaś i co? Mówiła coś?
Zdziwił mnie jego bardzo spokojny i opanowany ton głosu, nie dostrzegłam, żeby był na mnie zły.
- Tak, powiedziała, że jest we Frankfurcie. Błagała żebyśmy jej pomogli, mówiła, że jest szpikowana narkotykami i bita! Musimy jej pomóc Rafał…
Głos mi zadrżał, czekałam na odpowiedź. Przytulił mnie i powiedział:
- Masz rację… nie możemy jej tak zostawić. Tym bardziej, że trafiła tam przeze mnie. Musimy spokojnie zastanowić się, co zrobimy.
Znowu byłam pozytywnie zaskoczona. Poczułam ulgę, że Rafał zmądrzał i zaczął rozsądnie myśleć. Dobrze, że mu o wszystkim powiedziałam i mój plan ucieczki legł w gruzach. Na dowód wdzięczności za zrozumienie czule go pocałowałam.
- Dziękuję…- szepnęłam mu cicho do ucha.
- Nie dziękuj- odrzekł melodyjnym głosem i tym razem to on zaczął całować mnie.
Po chwili przyjemności, postanowiliśmy pójść do znajdującej się niedaleko restauracji. Mieliśmy zaplanować naszą podróż do Niemiec i przy okazji zjeść kolację.
Podczas kolacji ustaliliśmy, że wyjeżdżamy od razu. Nie mieliśmy czasu, nie mogliśmy zwlekać. Rafał mniej więcej wiedział, gdzie mają swoją siedzibę ci przestępcy. Powiedział, że kilka razy podsłuchał, gdzie wywożą te dziewczyny. Był przeciwny, abym jechała z nim, ale wiedział, że nawet gdyby mnie nie zabrał ze sobą i tak bym tam jakoś trafiła.
Po powrocie, nawet nie wchodziliśmy do naszego domu we Francji. Od razu wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy.


czwartek, 10 maja 2012

Rozdział 6

Ten tydzień minął wyjątkowo powoli. Paryż był bardzo piękny, Rafał uroczy i miły, ale i tak nie mogłam znaleźć sobie miejsca i wciąż dręczyły mnie ponure myśli. Przejmowałam się Malwiną. To moja przyjaciółka, przecież nie mogę pozwolić na to, aby coś jej się stało. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Tęskniłam też za rodzicami, szkołą, przyjaciółmi…
Kilka dni temu byłam na wielkich zakupach w centrum handlowym. Dostałam masę pieniędzy od Rafała, więc mogłam zaszaleć. Potrzebne było mi wszystko, w końcu do Francji przywiozłam tylko to, co miałam na sobie w dniu wyjazdu. Praktycznie na każdym kroku towarzyszył mi ukochany. Nie chciał spuszczać mnie z oka, bardzo martwił się, że coś mi się stanie. Nie powiem, że mi się to nie podobało… wprost przeciwnie. Prosił, abym starała się zapomnieć o dotychczasowym życiu. Miałam zacząć nowy etap, całkiem mi nie znany, wkroczyłam w dorosłe życie.

Już po kilku tygodniach zauważyłam u siebie zmiany. Wydaje mi się, że wydoroślałam…
Nauczyłam się w końcu gotować! A przyznam, że nigdy nie garnęłam się do garów. Rafał chwalił każde przygotowane przeze mnie danie, nawet wtedy, gdy nie było do końca udane…
Poznaliśmy nowych sąsiadów. Porozumiewanie się z nimi nie było przeszkodą, gdyż oboje w liceum mieliśmy j. francuski w toku nauczania.
Silvia i Miriam to fajni ludzie. Mieszkają naprzeciwko nas i zaprosili nas ostatnio na kolację.
Oczywiście dla wszystkich tu, jesteśmy małżeństwem. Udawanie doskonale nam wychodzi. Wczoraj byliśmy u jubilera, żeby kupić obrączki. W końcu jak na młode małżeństwo przystało, musimy je nosić, aby być bardziej wiarygodnymi.
Rafał stawał się coraz bardziej czuły i troskliwy. Znów widziałam w nim tego chłopaka, którego z przejęciem mijałam na szkolnym korytarzu...
Był 24 wrzesień, moje osiemnaste urodziny. Byłam pewna, że on nawet o nich nie wie. Przebywałam w domu sama, właśnie prasowałam w salonie ubrania, kiedy w drzwiach stanął mój ukochany z wielkim bukietem róż i szampanem w ręku.
- Rafałku… pamiętałeś?
- Jak mogłem zapomnieć o twojej osiemnastce!?
Byłam taka szczęśliwa, rzuciłam mu się na szyję i zaczęliśmy się namiętnie całować. Kto wie jak by się  skończyły te czułości, gdyby nie dzwonek do drzwi.
- Kto to może być? Spodziewasz się kogoś- zapytałam,
- Nie, nikogo nie oczekuję, poczekaj na górze, zobaczę o co chodzi.
Posłuchałam Rafała i udałam się do pokoju na górze. Za 5 minut wszedł do niego z przerażoną miną. W ręce trzymał kopertę.
- To list do ciebie…- oznajmił, wpatrując się w zaadresowaną kopertę.
Wzięłam ją do ręki i rozpieczętowałam. Z zaciekawieniem przeczytałam uważnie krótką treść listu:
,, Droga Wiktorio, co się z tobą dzieje? Dlaczego zostawiłaś rodzinę, szkołę? Zawsze uważałam cię za rozsądną dziewczynę. Twoi rodzice umierają ze strachu o ciebie. Szuka cię policja i znajomi. Jeżeli jest z tobą Malwina, pakujcie się i wracajcie… Wszyscy za wami tęsknią.’’
Katarzyna Nowicka.
- Kto to jest, ta Kaśka?- spytał Rafał
- To moja dobra koleżanka z klasy.
- Skąd ona wie do kogo i gdzie ma zaadresować list?!
- Nie mam pojęcia… ale z tego co wiem, jej tato jest detektywem, może to ma coś z tym wspólnego…
Tyle mu wystarczyło. Bardzo się zdenerwował i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Już dawno nie był taki agresywny. Miewał ataki złości, ale tylko wtedy, gdy zaczęłam rozmowę o Malwinie. Gdy o tym nie wspominałam, był ciepły i wrażliwy.
Zeszłam na dół, przez okno zobaczyłam jak odjeżdża spod domu swoim samochodem.