wtorek, 28 sierpnia 2012

Rzodział 24

I skończył się czas spokoju i braku zmartwień. Myślałam, że życie już nigdy więcej mnie nie zaskoczy, pomyliłam się…
Mieszkam z Rafałem w nowym domu mieszkaniu, niedaleko domu rodziców. Nasza sytuacja nieco się ustatkowała, chodzę do szkoły, mój ukochany także, ponadto pomaga on ojcu w interesach. Układa nam się dobrze. Malwina została szczęśliwą, młodą mamą, mieszkała wspólnie ze Stephenem. Pomimo tego, że w opiece nad córką była zdana tylko na siebie, radziła sobie bardzo dobrze. Byłam u niej prawie każdego dnia, pomagaliśmy jej z Rafałem jak tylko mogliśmy. Mogłoby się wydawać, że już nic złego nas nie spotka. Tez byłam o tym przekonana do czasu, kiedy stało się coś strasznego…
Był chłodny dzień, od rana mżyło. Malwina ze Stephenem wyjeżdżała do Niemiec. Chcieli pokazać małą Julkę rodzicom Stephena. Osobiście odradzałam im ten wyjazd, uważałam bowiem, że czteromiesięczne dziecko nie jest przygotowane na tak długą podróż. Moja przyjaciółka uparła się jednak i nie dała sobie przemówić do rozsądku. Pojechali więc wcześnie rano. Przed wyjazdem zadzwoniła, żeby się pożegnać. Mieli wrócić za dwa tygodnie.
Odkąd wstałam z łóżka, coś się ze mną działo dziwnego. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, coś mnie dręczyło. Była sobota, ciągle krzyczałam na Rafała, bez powodu. Widział, że coś jest nie tak, próbował mnie uspokoić, ale jego starania poszły na marne. Nie bez powodów czułam się tak jak opisałam…
Na zegarze była godzina 10:00. Zadzwonił mój telefon. Zdziwiłam się, gdy na wyświetlaczu zobaczyłam napis ,, numer prywatny,, . Nie potrafię wyrazić słowami tego co czułam, dowiedziawszy się kto to i po co dzwoni…
Telefon wypadł mi z ręki, gdy dzwoniąca pielęgniarka zawiadomiła mnie, że Malwina jest w szpitalu i chce się ze mną koniecznie zobaczyć. Zależało jej na czasie, bo jej stan był zły. Dowiedziałam się, że w drodze do Niemiec, Stephen i Malwina mieli wypadek samochodowy. Byłam przerażona wiadomością, że Stephen zginął na miejscu! Ostatkiem sił spytałam o Julię, przecież ona też z nimi była. Pielęgniarka uspokoiła mnie mówiąc, że mała też jest w szpitalu, ale nic jej nie jest. To chyba cud, bo nie ma nawet jednego zadraśnięcia.
Po skończonej rozmowie wyglądałam makabrycznie. Byłam blada jak ściana, stałam zszokowana, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Rafał był przerażony moją reakcją na rozmowę telefoniczną. Podszedł do mnie i pytał… Nie rozumiałam co do mnie mówił, łzy spływały mi po policzkach. Minęło sporo czasu zanim ogarnęłam się trochę i powiedziałam Rafałowi co się właściwie stało. Również był zszokowany, lecz zachował trzeźwy rozsądek, w przeciwieństwie do mnie. Kazał mi się ubierać i wsiadać do auta.
- Co? Po co?- pytałam.
- Ona chce cię widzieć, masz świadomość, że może to być wasze ostatnie spotkanie?
- O czym ty mówisz?
Nie dopuszczałam do siebie nawet takich myśli. Wmawiałam sobie, że wszystko jest dobrze i to tylko jakiś zły sen. Byłam jak nieprzytomna. Mój chłopak podał mi kurtkę i pociągnął za sobą do samochodu.
- W którym szpitalu jest Malwina?- zapytał.
- Yyy… w którym szpitalu… chyba w Zielonej Górze.
- Chyba?
- Na pewno w Zielonej Górze.
- To dosyć daleko, będziemy jechać sporo czasu…
- Jedź już, musimy zdążyć…
- Zadzwoń do rodziców, będą się martwić.
Podróż minęła nam w milczeniu. Nie byliśmy w nastroju do rozmów. Rafał jechał ostrożnie, pogoda i okoliczności nie sprzyjały szybkiej jeździe. Gdy dojechaliśmy na miejsce, ogarnął mnie strach przed wejściem na oiom, gdzie leżała Malwina. Towarzyszył mi ukochany, podtrzymywał mnie na duchu. Moja przyjaciółka nie wyglądała najlepiej.
Gdy ją zobaczyłam, trudem powstrzymałam się od płaczu, nie chciałam dać po sobie poznać, że jestem przerażona jej kondycją i wyglądem. Podeszłam do jej łóżka i złapałam za rękę. Otworzyła lekko oczy. Kiedy nas zobaczyła, delikatnie się uśmiechnęła, po policzkach popłynęły jej łzy. Ledwo wydusiła z siebie zdanie, drżącym, przerywanym głosem:
- Proszę was, zajmijcie się Julką, nie oddawajcie jej nikomu, będziecie dobrymi rodzicami.
- Malwina, co ty mówisz? Przecież ty się nią zajmiesz, wyjdziesz z tego, zobaczysz…
- Obiecajcie mi to, proszę, tylko wam ufam…
Wzruszenie i okropny smutek odebrały mi mowę. Rozpłakałam się, nie mogłam wydusić z siebie słowa. Przyjaciółka patrzyła na nas błagalnym  wzrokiem, ścisnęła trochę mocniej moją dłoń:
- Proszę… Bardzo was proszę…
Głuche milczenie przerwał w końcu Rafał, pogładził ręką włosy Malwiny i spokojnym tonem powiedział:
- Obiecuję ci, że się nią zajmiemy. Bądź spokojna, będziemy opiekować się twoją córką do czasu aż wyzdrowiejesz…
Patrzyłam na niego, mówił z przejęciem, byłam mu wdzięczna, za to, że to powiedział, gdy ja nie byłam w stanie tego zrobić. Malwina uśmiechnęła się lekko i cicho odrzekła tylko:
- Dziękuję…

sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 23


Ostatnich kilka dni spędziłam z Rafałem bardzo miło. Za tydzień święta. W tym roku Wigilię spędzę z najbliższą rodziną u mnie w domu. Będą moi rodzice, ja z Rafałem, Malwina ze Stephenem i prawdopodobnie rodzice mojego ukochanego. Co do tego nie jestem pewna, bo owszem, jego tata przyjął zaproszenie, ale mama nie była zachwycona tym pomysłem. Jak co roku, w domu już rozpoczęły się przygotowania. Sprzątanie, pieczenie, zakupy świąteczne i różne inne przyjemne zajęcia. Odkryłam nawet ukrywany dotąd talent mojego chłopaka… Okazało się, że świetnie wychodzi mu pieczenie ciast. Wszyscy byli zachwyceni wykonanym przez niego sernikiem . Tak nam smakowało, że zjedliśmy cały placek i nastała konieczność wykonania kolejnego, który będzie ozdobą na świątecznym stole.
W październiku udało mi się zdać prawo jazdy. To był dla mnie nie lada wyczyn, tak bałam się porażki, a tu niespodziewanie udało się za pierwszym razem. Przez przypadek dowiedziałam się wczoraj, że moim prezentem pod choinkę będzie śliczny, czerwony mercedes, o którym marzyłam już od jakiegoś czasu. To podarunek od Rafała i moich rodziców. Nie chcę zapeszać, ale muszę przyznać, że od mniej więcej miesiąca nic złego nie przytrafiło się mojej rodzinie. W końcu odzyskałam nadzieję, że już wszystko będzie dobrze.
Dwa dni temu byłam na spotkaniu z Maxem. Towarzyszył mi Michael, abym nie była sama i czuła się bezpiecznie. Dla dobra wszystkich nie pozwoliłam pójść ze sobą Rafałowi. Wiedziałam, że ich spotkanie mogłoby zakończyć się jakąś tragedią. Mój chłopak bardzo zdenerwował się wtedy na mnie i nie odzywał się do mnie przez dwa dni. Jednak nie wytrzymał dłużej i przyjął moje ładna przeprosiny.
Rozmowa z Maxem była dla mnie ciężkim przeżyciem. Czułam do niego niechęć, a nawet wstręt. Miałam do niego ogromny żal za to, jaka straszną krzywdę mi wyrządził. Na spotkaniu z nim dowiedziałam się szokujących informacji. Po pierwsze Max chciał mnie przeprosić za wszystkie złe rzeczy, jakie uczynił. Jego skrucha wydawała się być prawdziwa i szczera. Pod koniec dyskusji wyznał mi, że jest bardzo chory i nie zostało mu wiele dni życia. W związku z tym błagał mnie o wybaczenie win. Byłam w szoku, nie mogłam odmówić mu przebaczenia w takiej sytuacji. Nawet było mi go bardzo żal… Widać było po nim jak strasznie cierpi. Nie żałowałam, że zgodziłam się jednak na to spotkanie. Było mi dużo lżej na sercu, czułam się lepiej.
Jedynym dziwnym zdarzeniem jakie przytrafiło mi się ostatnio, to rozmowa z Sabiną. Spotkałam ją kilka dni temu, była dla mnie podejrzanie miła. Pytała oczywiście o Rafała. Nie byłam zbyt rozmowna, odpowiadałam jakby z przymusu. Zauważyła to na pewno, bo pod koniec zaczęła być nieco opryskliwa i niedługo pożegnałyśmy się chłodno.
Malwina czuła się bardzo dobrze, nie odzywała się nadal do rodziny, mieszkała ze Stephenem, niedługo miała wymarzony termin porodu. Wszyscy zgodnie wybraliśmy dla małej imię Julia. Kilka dni temu Stephen zwrócił się do mnie z nietypowym pytaniem. Chciał poradzić się mnie, czy dobrze postąpi, jeśli na Wigilii oświadczy się Malwinie. Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć… Sama Malwina nie była pewna co zrobi po urodzeniu córeczki, miała zamiar wyznać chłopakowi całą prawdę, dlatego poradziłam Stephenowi szczerze z nią porozmawiać i nie robić jej niespodzianek w ósmym miesiącu ciąży. Nie powiedziałam mu oczywiście nic o wątpliwościach mojej przyjaciółki, ale chyba przekonałam go do zachowania cierpliwości i spokojnego poczekania jeszcze jakieś dwa miesiące z tą decyzją.
Niedawno rozmawiałam z Rafałem o naszej przyszłości. Jak na razie mieliśmy po 19 lat, nie ukończyliśmy szkoły, mieszkaliśmy katem u moich rodziców, nie mieliśmy stałej pracy. Mimo tego żyło nam się całkiem dobrze. Wspólnie podjęliśmy decyzję o powrocie do nauki. Chcieliśmy przygotować się i zdać maturę, a potem pójść na studia. Mieliśmy swoje ambicje, chcieliśmy za kilka lat ,, być kimś ,, . Druga naszą decyzją było kupno własnego mieszkania w okolicy. Nie narzekałam na warunki u rodziców, ale wiem, że Rafał, chociaż nigdy nie dawał po sobie tego poznać, to jednak czasem się tam krępował. Fakt, że niekiedy brakowało nam swobody…
Mój ukochany miał na swoim koncie jeszcze sporą sumę pieniędzy, którą zaoszczędził dla niego ojciec. Jeśli chodzi o rzeczy materialne, to dowiedzieliśmy się ostatnio, że tata Rafała chce przepisać na niego swoją firmę. Taki rozwój sytuacji zapewniłby nam dostatnie Zycie w przyszłości.
Święta upłynęły nam wszystkim w rodzinnej atmosferze. Doszło nawet do małego pojednania między mną i Rafałem, a jego mamą. Przeprosiła ,mnie za wcześniejsze przykre słowa skierowane do mojej osoby i zaproponowała zgodę. Mimo jej skruchy czułam, że nie jest do końca szczera i to jeszcze nie koniec problemów z moją przyszła teściową…

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 22

Jak szybko mija tydzień za tygodniem. Dopiero było lato, dziś spadł już pierwszy śnieg. Wczoraj odbyła się rozprawa w sądzie. Rafał z pomocą adwokata- pana Brunsa, został oczyszczony z zarzutów. Sędzia stwierdził, że działał on pod wpływem namowy i zastraszania przez handlarzy. Na sali rozpraw spotkaliśmy też Sabinę. Nie zapomnę tego, jakim wzrokiem na mnie patrzyła… Czułam się tak, jakby czytała mi w myślach, z jej oczu wypływała szczera nienawiść do mnie. Ku mojemu zdziwieniu ona także została uniewinniona. Miała dobrego obrońcę. Przez całą rozprawę ,, pożerała,, wzrokiem Rafała, niemal nie spuszczała z niego wzroku. Obserwowałam dokładnie tez zachowanie mojego chłopaka. Co chwilę spoglądał na nią ukradkiem. W pewnym momencie ich spojrzenia się spotkały i patrzyli na siebie dłuższą chwilę. Ta z pozoru nic nie znacząca sytuacja zaniepokoiła mnie bardzo. W ich oczach dostrzegłam coś dziwnego, przestraszyłam się, że Sabina będzie próbowała odzyskać swoją dawną miłość. Byli para ponad rok, więc sporo mieli ze sobą wspólnego. Gdy po powrocie do domu zagadnęłam Rafała o jego była dziewczynę, nie był zbyt rozmowny, odpowiadał na pytania ogólnikowo, wymijająco, odczułam to, że nie chce ze mną o niej rozmawiać. Wieczorem poszłam odwiedzić Malwinę. Nadal jej sytuacja nie była zbyt wesoła. Nie utrzymywała kontaktów z rodzicami, zamieszkała u Stephena, któremu nic nie powiedziała o tym, że prawdopodobnie nie jest ojcem jej dziecka. Ogólnie ciąża służyła mojej przyjaciółce. Była już w siódmym miesiącu, przyzwyczaiła się do myśli, że niedługo zostanie mamą. Starała się na razie nie myśleć o tym, co będzie gdy okaże się w szpitalu, że to dziecko Konrada. Tydzień temu byłyśmy z Malwiną na zakupach. Nie mogłyśmy się powstrzymać i kupiłyśmy wiele dziecięcych ubranek. Moja przyjaciółka spodziewa się córeczki, sama już nie mogę doczekać się jej narodzin. Oficjalnie dowiedziałam się, że Malwina i Stephen chcieliby, abym została matką chrzestna ich córeczki. Ojcem chrzestnym będzie brat Stephena- Michael. Kilka dni temu dostałam wiadomość, która mnie zdziwiła i przeraziła jednocześnie. Przyszedł do mnie list od Maxa. Nie myślałam, że jeszcze kiedyś będę musiała się z nim kontaktować… W liście tym prosił o spotkanie ze mną. Było to dla mnie nie do przyjęcia! Po tym co mi zrobił, po moich cierpieniach, nie chciałam go znać… Bałam się, bo pisał, że po świętach będzie w Polsce. A co jeśli dowie się gdzie mieszkam i postanowi do mnie przyjechać… Na razie o tej sprawie nie powiedziałam nikomu oprócz Michaela. Był to mój najlepszy przyjaciel, przejął się tym faktem, obawiał się mojego spotkania z Maxem. Był zdania, że nie powinnam się z nim umawiać. Rafał o niczym nie wiedział, nie chciałam go denerwować przed rozprawą, jednak postanowiłam poinformować go o liście dziś. Było już po wszystkim, został uniewinniony i na razie nie miał większych zmartwień.
Było już po 20:00, wykorzystałam to, że rodziców nie było w domu i rozpoczęłam poważną rozmowę z ukochanym. Usiedliśmy blisko siebie na kanapie i zaczęłam:
- Kochanie, muszę ci coś powiedzieć.
Zareagował spokojnie, patrzył na mnie badawczo i czule odparł:
- Słucham cię w takim razie. Tylko proszę cię, nie mów mi, że jesteś  ciąży…
- Przestań! Czy jeśli chcę powiedzieć coś ważnego, to od razu musi oznaczać jedno?!
- Nie denerwuj się, przepraszam… Tak tylko sobie pomyślałem, bo ostatnio masz dziwne wahania nastrojów i twoja dieta wydaję mi się być nieco odmienna.
- Zapewniam cię, że nie spodziewam się dziecka i nie planuję tego w najbliższej przyszłości. Wystarczy mi to, że już raz cierpiałam po stracie dziecka, nie musisz się obawiać…
- Ojj.. przepraszam, źle mnie zrozumiałaś, przecież wiesz, że nawet gdybyś była w ciąży, to cię nie zostawię, co ty, wątpisz w to?
- Nie, wiem, że byś mnie nie zostawił… Wybacz, ale nie jestem w najlepszym nastroju…
- Nie ma sprawy, sam nie czuję się dziś najlepiej.
Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Złapałam go za rękę i patrzyłam prosto w oczy. Nie miałam odwagi mówić mu o Maxie. Wiedziałam jak bardzo go nienawidzi i bałam się jego reakcji.
- Noo… Mów śmiało, co się stało?
Wzięłam głęboki oddech i jak tylko mogłam najszybciej powiedziałam:
- Dostałam list od Maxa, chce się ze mną spotkać, będzie w Polsce po świętach. Nie wiem co robić…
Zapadła cisza. Rafał wbił we mnie wzrok i nawet nie mrugnął. Na jego twarzy złość mieszała się z troska i niepewnością. W końcu się odezwał:
- Nie spotkasz się z nim!
Wstał z miejsca i zaczął krążyć nerwowo po pokoju. Mruczał sobie coś pod nosem, był wściekły.
- Po jaka cholerę on znowu się wtrąca?! Czego ten idiota chce?! Gdybym go spotkał, najchętniej bym go zabił!
Podeszłam do niego i próbowałam uspokoić:
- Rafał, daj spokój, nie denerwuj się tak, przecież nic się jeszcze nie stało…
- No właśnie – jeszcze! A skąd wiesz co się stanie jak on tu przyjdzie?
- O to chodzi, że nie wiem… Dlatego ci o tym powiedziałam, boję się kochany… Myślałam, że już nigdy go nie spotkam…
W oczach stanęły mi łzy, momentalnie wszystkie wspomnienia ożyły. Przypomniałam sobie ten dzień, kiedy przez Maxa poroniłam, później moja depresja, próba samobójcza… To był najgorszy okres mojego życia. Rafał widział co się ze mną dzieje, otarł moje łzy, mocno przytulił i szeptał cicho:
- Już dobrze Wiki, nie płacz, nie pozwolę cię więcej skrzywdzić, kocham cię…
Po kilku minutach przeszło mi i wzięłam się w garść.
- Dobra, nie ma co martwic się na zapas. Może Max się zmienił i chce tylko przeprosić…
- Tacy ludzie się nie zmieniają. Ale ok., na razie zachowajmy spokój. Wiesz, jak sobie już tak szczerze rozmawiamy, to ja też muszę ci się do czegoś przyznać.
- Hyy? Ty? Do czego?
Nie ukrywałam swojego zdziwienia.
- Dzwoniła do mnie Sabina…
Gdy usłyszałam to imię, od razu czułam, że zaraz eksploduję. Powstrzymałam się jednak od komentarzy i słuchałam co dalej powie mój chłopak.
- Ze wszystkich sił próbowała namówić mnie na spotkanie. Przepraszała za wszystko, prosiła tylko o chwilę rozmowy w cztery oczy. Nie zgodziłem się, ale nie wiem czy dobrze zrobiłem…
- No wiesz! Oczywiście, że zrobiłeś dobrze. Nie ufam Sabinie i myślałam, ze ty też nie…
- Tak, nie wierzę w ani jedno słowo, ale rozumiesz… Byliśmy razem tyle czasu…
Powiedział to dziwnie drżącym głosem. Czyżby budziły się w nim dawne uczucia? Podobno stara miłość nie rdzewieje… Przeraża mnie to! Nie wyobrażam sobie mojego życia bez Rafała! Byłam zdezorientowana, ale siedziałam w bezruchu i milczeniu.
- Wiktoria, znowu powiedziałem coś nie tak?
Nadal milczałam patrząc gdzieś przez okno.
- Ja nie chciałem cię zranić… Chcę po prostu być z tobą szczery, bo wiem, że to jest bardzo ważne w związku. Nie gniewaj się, proszę… Gdybym wiedział, że sprawię ci taką przykrość, nie puściłbym pary z ust…
- Niee… to dobrze, że mówisz szczerze, wolę najgorszą prawdę, niż kłamstwo. Nie gniewam się, powiedzmy, że cię nawet rozumiem, ale powiedz mi… Ty ją kochasz, prawda?
Po jego rekcji wiedziałam, że bije się z myślami i nie bardzo wie co mi odpowiedzieć.
- Rafał… Powiedz tylko, tak, czy nie?
- To trudne… Nienawidzę Sabiny za to co zrobiła tobie, za to co zrobiła ze mną. Wykorzystała to, że byłem w niej zakochany. Przyznam ci się, że gdy ją poznałem, myślałem, że to prawdziwa miłość na całe życie, zakrywała mi cały świat. Widziałem w niej idealną dziewczynę, mimo, że znajomi uważali ją za wredną, wyrafinowaną pannę, do tego starszą ode mnie. Nie obchodziło mnie co myślą inni. Jednak dziś, kiedy jestem po wielu poważnych przemyśleniach i po spotkaniu ciebie, doszło do mnie, że tak naprawdę moje uczucie do Sabiny to nie miłość.
Słuchałam dokładnie wypowiadanych słów Rafała, ciężko było mi słuchać o tym , jak wyrażał się o niej… On tymczasem ciągnął dalej.
- Co ci tu powiedzieć, nie kocham jej- to pewne, nie da się jednak zaprzeczyć, że coś tam czuję w środku, gdy o niej mówię. Jestem jak wiesz zbyt wrażliwy na takie sytuacje, nie potrafię nie martwić się o takie rzeczy, ciężko mi…
- Wiem, tez przejmuję się wszystkim. Czuję, że mówisz szczerze, bardzo ci ufam, jednak nie będę ukrywała, że nie przepadam za twoją byłą dziewczyną i nie lubię, gdy o niej mówisz.
- Domyślam się i wcale się temu nie dziwię, to normalne. Hahaha! Jesteś o mnie zazdrosna…
- No bezczelny!
Trąciłam go w ramię i atmosfera się trochę rozluźniła.
- Widzę, że pasuje ci to Rafałku co? Lubisz jak kobiety walczą o twoje względy?
- Baaardzo mi pasuje… Brakuje mi do szczęścia jeszcze tylko tego, żebyście się o mnie pobiły!
- Bez przesady kochanie! Nie doczekanie twoje…
Na tym nasza poważna rozmowa się zakończyła. Dalszą część wieczoru spędziliśmy na przyjemniejszych rzeczach…

sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 21

Dziś czwartek- mój ulubiony dzień tygodnia. Nie dla wszystkich jednak dzisiejszy dzień należał do udanych.
Wstałam wcześnie rano, bo nie mogłam już doczekać się spotkania z Rafałem. Widzenie miałam o godzinie 12:00. Posprzątałam w domu, poszłam do sklepu, zrobiłam śniadanie dla rodziców i chcąc powstrzymać zniecierpliwienie zaczęłam czytać jakąś książkę. Czas dłużył mi się niesamowicie. Gdy wreszcie zegar wskazał 11:00, uradowana wyszłam z domu i zadzwoniłam po taksówkę.
Swoją drogą przydałoby się, żebym w końcu zrobiła prawo jazdy. Nie lubię jeździć miejskimi środkami transportu, gdybym mogła podróżować sama, byłoby o wiele łatwiej i przyjemniej.
Na mieście utknęliśmy w korku. Byłam zdenerwowana, że nie dojadę na czas, mimo tego, że wyjechałam wcześniej i miałam jeszcze sporo czasu. Kilka minut przed 12:00 stanęłam przed budynkiem, który od zawsze budził we mnie skrajne emocje. Więzienie kojarzyło mi się ze złe, okropnymi ludźmi, przestępcami, którzy zrobili coś strasznego.
Siedząc w Sali odwiedzin przy obdartym stole, czekałam na chwilę, kiedy ujrzę mojego Rafała. Ten moment, jak mi się wydawało trwał wiecznie. W końcu go zobaczyłam… Zauważył mnie i ładnie się uśmiechnął. Zerwałam się z krzesła i rzuciłam mu się na szyję. Od razu strażnik, który z nim przyszedł, kazał mi wrócić na miejsce. Poczułam się dziwnie… Mój chłopak był traktowany jak najgorszy przestępca, nawet nie mogłam się z nim normalnie przywitać…
Usiedliśmy przy stoliku i zapanowało milczenie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. W ślicznych, ciemnych oczach Rafała ujrzałam jego uczucia. Bez słów byłam w stanie stwierdzić w jakiej jest formie. Nasza rozmowa była nieco chaotyczna, bo ciężko było streścić te kilka tygodni w pół godziny. Ciągle obok stał strażnik i nie spuszczał mojego ukochanego z oczu.
Powiedziałam Rafałowi o panu Brunsie, okazało się, że odwiedził on go już osobiście i o wszystkim poinformował. Nie ukrywałam swojego szczęścia, gdy mój chłopak powiedział, że prawdopodobnie już w poniedziałek wyjdzie z więzienia za kaucją.
Do domu wróciłam w dobrym humorze. Wreszcie poczułam, że chyba wszystko zaczyna się znów układać. Mój dobry nastrój nie trwał jednak długo…
Była 16:00, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi mojego domu. Otworzyłam i zobaczyłam stojącą na progu, zapłakaną Malwinę, a obok niej dwie duże torby.
- Boże! Malwina, co się stało?
- Przepraszam Wiki, ale nie wiedziałam gdzie mam pójść…
- Jasne, wchodź, wszystko mi opowiesz.
Wzięła torby i weszłyśmy do środka. Nie wyglądała najlepiej, była blada i zmarnowana. Usiadłyśmy na kanapie i zaczęłyśmy rozmowę. Okazało się, że moja przyjaciółka odważyła się powiedzieć swoim rodzicom, że spodziewa się dziecka. Niestety zareagowali oni bardzo gwałtownie, strasznie na nią nakrzyczeli i kazali wynosić się z domu. Nie mogłam uwierzyć, że wyrzucili własna córkę z domu. To był pewnie przypływ emocji, może przemyślą to wszystko i zadzwonią do niej, żeby wracała. Ona w tamtej chwili była kompletnie załamana. Poprosiła o nocleg u mnie, nie miała gdzie pójść. Jedynym innym wyjściem było mieszkanie Stephena, ale Malwina nie była gotowa na spotkanie z nim, nie mogłaby spojrzeć mu prosto w oczy, po tym jak go okłamywała… Chciała powiedzieć mu prawdę i to, że nie on jest ojcem jej dziecka, ale bardzo bała się co od niego usłyszy. Dziś wyznała mi, że zależy jej na Stephenie, bo go naprawdę kocha, a ta cała sytuacja z Konradem to nic nie znaczący, głupi wybryk, który teraz przewrócił jej życie do góry nogami… Przez to wszystko prawie zapomniałam, że jutro ze szpitala wychodzi tata Rafała. Jego stan jest dobry, Rafał prosił mnie, abym poszła do szpitala i wytłumaczyła jego ojcu dlaczego syn go nie odwiedzał. Pan Skowron wiedział o wszystkich przewinieniach Rafała. Znał swojego syna na wylot. Wiedział, że jego ukochany jedynak popełnił wiele błędów w życiu, ale zawsze był po jego stronie i nigdy nie dawał mu odczuć, że jest inaczej. Zupełnym przeciwieństwem była mama Rafała, do której jak można się domyślić nie pałałam sympatia. Ciągle wypominała synowi różne sytuacje z przeszłości, na każdym kroku wytykała mu błędy, przeważnie krytykowała wszystkie jego decyzje. Jedyną rzeczą, za jaką go pochwaliła był jego związek z Sabiną, która była jej ulubienicą. Nawiązując do Sabiny, byłej dziewczyny Rafała, muszę wspomnieć, że coraz częściej wydzwania do niego. Jego komórka została u mnie, gdy zabierano go do więzienia. Kilka razy miałam wielką ochotę odebrać ten telefon i nagadać tej dziewczynie co o niej myślę ale coś wewnątrz mnie powstrzymywało moją chęć. Ostatnim razem, kiedy widziałam się z moim serdecznym przyjacielem Michaelem, zastanawialiśmy się wspólnie dlaczego od jakiegoś czasu moje życie to ciągłe kłopoty. Już ponad rok żyję w okropnej niepewności i zastanawiam się co stanie się jutro. Nie wiem czy coś jeszcze kiedykolwiek zdoła mnie zdziwić. Jestem jeszcze młoda, a przeżyłam więcej niż niejedna dojrzała osoba. Pomimo ciągłych problemów obiecałam sobie, że nie poddam się nigdy. Robię to głównie dla Rafała, który bardzo martwi się o mnie i chciałby żebym była szczęśliwa. Mam cichą nadzieję, że już od następnego tygodnia wszystko zaczniemy od nowa. Mój chłopak wyjdzie na wolność i będziemy razem, a to jest dla mnie najważniejsze.

niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział 20

Nurtowała mnie myśl o ślubie mojej przyjaciółki. Mieli już ze Stephenem ustaloną datę. Uroczystość jest zaplanowana na 16 czerwca, to dzień urodzin Stephena. Wczoraj spotkałam się z Malwiną w parku i zaczęłam podstępnie wypytywać ją o szczegóły jej decyzji. Nigdy nie spodziewałabym się tego, co od niej usłyszę…
Zapytałam ją wprost dlaczego tak szybko chcą wziąć ślub, przecież nic ich nie ponaglało. Nie miała jak się wykręcić od szczerej odpowiedzi i w końcu się przyznała:
- Wiesz Wiktoria, spodziewam się dziecka…
- Cooo? Żartujesz?
- Nie, mówię prawdę. To z tego powodu chcemy się pobrać. Pragnę aby dziecko miało normalną rodzinę.
Widziałam w jej oczach, że nie mówi całej prawdy.
- Malwina, widzę, że próbujesz coś ukryć. Przecież jesteśmy przyjaciółkami, powiedz mi prawdę.
- Bożee… Wiki, nie mogę!
- Proszę… Będzie ci lżej jeżeli mi powiesz.
Wiedziałam, że zacznie mówić. Z przerażeniem czekałam na jej wytłumaczenia.
- Obiecaj, że to zostanie między nami. Nikt nie może dowiedzieć się o tym co zrobiłam… Błagam cię.
- Dobrze. Obiecuję, ale powiedz wreszcie o co chodzi, zaczynam się coraz bardziej martwić.
- Jestem w ciąży, ale to dziecko nie jest Stephena…
Z wrażenia aż zaniemówiłam. Zamurowało mnie. Stałam i patrzyłam na nią żałośnie.
- Pewnie myślisz, że oszalałam… Ale to wszystko przez Konrada!- Stwierdziła.
Gdy usłyszałam to imię, od razu podniosło mi się ciśnienie. W tym chłopaku Malwina zakochała się w liceum, ale on nie odwzajemniał jej uczuć. Co prawda ciągle ją zaczepiał, czasem wydzwaniał, ale myślałam, że to wszystko już dawno skończone. Nie przypuszczałam, że nadal się spotykają…
- Malwina, chcesz mi powiedzieć, że to dziecko Konrada?
- Tak… Ale błagam cię, nie mów mu nic, Stephenowi tez nie… Nikomu! Proszę…
- Czy ty wiesz co robisz? Wiesz jaki ból sprawisz Stephenowi?! On cię kocha, poświęciłby dla ciebie wszystko, a ty nie dość, że go oszukujesz, zdradzasz, to jeszcze chcesz go wykorzystać jako ojca dla nie jego dziecka!
Byłam strasznie zdenerwowana. Bardzo lubiłam Stephena i nie rozumiałam Przyjaciółki. Dlaczego tak go skrzywdziła i nadal chce go oszukiwać? Emocje wzięły nade mną górę i puściły mi nerwy. Nie mogłam dłużej zapanować nad sobą i zaczęłam krzyczeć na Malwinę. Przez to wszystko nawet nie wiem co jej wtedy nawtykałam. Zostawiłam ją w parku samą i wróciłam do domu.
Po powrocie dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie zachowałam się jak prawdziwa przyjaciółka. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Malwiny. Nie odbierała. Na pewno zawiodła się na mnie. Oczekiwała pomocy, a ja dostarczyłam jej kolejnego zmartwienia, jakby miała ich mało. Bez zastanowienia ubrałam się i szybkim krokiem poszłam odwiedzić Malwinę. Jej dom znajdował się niedaleko mojego, byłam tam po około dwudziestu minutach spaceru. Drzwi otworzyła mi jej mama i próbowała przekonać, że córki nie ma w domu. Po kilku minutach udało mi się ja przekonać, że mam z przyjaciółką bardzo ważną sprawę do załatwienia.
Gdy weszłam do jej pokoju nie była zachwycona moim widokiem. Leżała na łóżku, widać było, że długo płakała. Już w progu wyraziłam skruchę i przeprosiłam Malwinę. Usiadłam obok niej i chciałam jakoś załagodzić sytuację. Przyznałam, że zachowałam się idiotycznie. Nic nie usprawiedliwiało mojego wybuchu gniewu. Nie powinnam była krzyczeć na nią, gdy przyszła do mnie ze swoim problemem, obdarzyła mnie zaufaniem i oczekiwała wsparcia.
Po szczerej, długiej rozmowie nasz konflikt został zażegnany. Wspólnie, na spokojnie zaczęłyśmy rozważać sytuację w jakiej znalazła się Malwina. Próbowałam przekonać ją do rozmowy ze Stephenem, byłam przekonana, że on ją zrozumie, tylko żeby go nie okłamywała nadal, bo jeśli tak będzie, źle się to skończy. Malwina przyznała mi rację i chciała powiedzieć prawdę partnerowi, jednak najpierw zamierzała poinformować o swojej ciąży rodziców, którzy już domyślali się, że coś z nią jest nie tak. Przyjaciółka obawiała się ich reakcji, bo zawsze powtarzali jej, żeby nigdy nie zrobiła niczego głupiego i pokładali w niej duże nadzieje. Dodałam jej otuchy i zapewniłam, że zawsze będę po jej stronie i pomogę we wszystkim, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Wróciłam do domu przed 22:00. Chciałam się dobrze wyspać, bo jutro miałam pójść odwiedzić w więzieniu Rafała. Pan Bruns postarał się o to, jednak trochę byłam przerażona tym, że zobaczę mojego chłopaka za kratkami, w otoczeniu przestępców. Mimo tego cieszyłam się jednocześnie, że w ogóle go zobaczę. Stęskniłam się za nim, jego brak był coraz bardziej odczuwalny…                       

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rozdział 19

Mieszkamy u moich rodziców już od trzech tygodni. Zdążyliśmy się ze sobą poznać i zadomowić. Rafał jest akceptowany w domu, można powiedzieć, że stał się członkiem naszej rodziny. Stan jego ojca jest coraz lepszy. Wspólnie z ukochanym odwiedzamy go w szpitalu bardzo często. Prawdopodobnie za kilka tygodni wróci do domu. Rafał znów stał się wesoły i pogodny. Nie martwił się już o ojca. Niestety nasza sielanka nie trwała zbyt długo… Wczoraj do naszych drzwi zapukał policjant. Wypytywał mnie o Rafała, którego wówczas nie było w domu. Przestraszyłam się tego najścia, tym bardziej, że policjant chciał zaczekać na mojego chłopaka. Zaprosiłam go więc do salonu i usiadłam w fotelu. Dalej pytał o Rafała, skąd go znam, co o nim wiem, pytał też o Sabinę i o wiele innych rzeczy. Panowała drętwa atmosfera. Siedziałam jak na szpilkach i czekałam kiedy do domu wróci mój ukochany. Nie miałam nawet jak poinformować go o wizycie posterunkowego. Ciągle byłam obserwowana przez umundurowanego mężczyznę, który nie spuszczał mnie z oka.
Po około dwudziestominutowym oczekiwaniu w końcu do pokoju wszedł Rafał. Policjant na jego widok od razu wstał i poważnym tonem zapytał:
- Pan Rafał Skowron?
- Tak.
- Jest pan zatrzymany pod zarzutem popełnienia poważnego przestępstwa.
- O co chodzi?
- Wszystkiego dowie się pan na komisariacie.
Nie protestując, Rafał udał się za nim w stronę drzwi.
- Rafał…- wyszeptałam.
Odwrócił się do mnie i popatrzył smutnym wzrokiem. Z ruch jego ust wyczytałam słowa:
- Nie martw się, kocham cię…
Siedziałam zapłakana do czasu, aż do domu wrócili rodzice. Gdy zobaczyli mnie siedzącą pod ścianą, kompletnie załamaną, przestraszyli się mojego stanu i nie wiedzieli co się ze mną dzieje. Pomału wyciągnęli ze mnie informacje dlaczego tak się zachowywałam. Byli bardzo zdziwieni i przerażeni faktem aresztowania swojego przyszłego zięcia. Nie mieli pojęcia o jego powiązaniach z podejrzanymi typami ze świata przestępczego i nie zamierzałam ich o tym zawiadamiać. Gdyby wiedzieli o handlu nastolatkami, odizolowaliby mnie od Rafała na sto procent, a przecież to była ostatnia rzecz jakiej wtedy pragnęłam.
Co teraz z nim będzie… Jak mogę mu pomóc… Cała noc była dla mnie wiecznością. Ani na chwilę nie zmrużyłam oka. Nie potrafiłam wyobrazić sobie Rafała siedzącego w więzieniu i mnie samotnej i zamartwiającej się o niego całymi dniami. Musiałam coś wymyślić i to jak najszybciej. Postanowiłam poradzić się Stephena, którego ojciec był prawnikiem. Może on mógłby nam pomóc… Warto chwytać się każdej deski ratunku. Po 8:00 ubrałam się i poszłam odwiedzić Malwinę. Nie wiedziałam gdzie aktualnie mieszka Stephen, bo rodzice Malwiny nie zgodzili się, aby zamieszkał razem z nimi. Wspólnie z przyjaciółką udałyśmy się kilka budynków dalej od jej mieszkania i odwiedziliśmy Stephena. Nie był zdziwiony naszą wizyta, ponieważ Malwina zadzwoniła do niego wcześniej i zawiadomiła, że się u niego pojawimy. Odbyliśmy poważną rozmowę. Dowiedziałam się wiele interesujących rzeczy, gdyż Stephen przez dwa lata studiował prawo i był obeznany w takich sprawach. Powiedział, że nie mam się na razie czym martwić i że poprosi o pomoc swojego tatę. Byłam mu bardzo wdzięczna, pomoc nam kosztowała go sporo wysiłku, wykonał wiele telefonów do Niemiec i w lepszym humorze poinformował mnie, że jego ojciec zgodził się reprezentować mojego chłopaka w sądzie. Potrafił on mówić po polsku, ponieważ jego mama była Polką, więc nie było problemu z porozumiewaniem się. Wizyta u Stephena poprawiła mi nastrój i podniosła na duchu. Chciałam teraz jeszcze spotkać się z ukochanym i o wszystkim mu powiedzieć, ale niestety z tego co się dowiedziałam, mogłam go odwiedzić dopiero za dwa tygodnie…
Dziś do Polski przyjechał ojciec Stephena i odwiedził mnie, aby porozmawiać o Rafale. Przyszedł z nim także Michael, który nie mógł odpuścić okazji do spotkania ze mną.
Pan Bruns był bardzo miły i uprzejmy. Prosił mnie o szczerość i zaufanie. Opowiedziałam mu o wszystkim, co działo się przez ostatni rok. Po wysłuchaniu moich wyjaśnień uśmiechnął się, co mnie zaskoczyło i powiedział:
- Jest nawet lepiej niż myślałam.
- Co to znaczy? Czy Rafał wyjdzie z więzienia?
- Myślę, że nie powinno być z tym większego kłopotu. Praktycznie już w tym tygodniu postaram się o zwolnienie go za kaucją.
- I będzie wolny?
- Tak jakby… Nie będzie mógł opuszczać kraju do zakończenia procesu, ale nie będzie musiał siedzieć za kratkami.
- Nie wiem jak mam panu dziękować… Obiecuję, że dostanie pan należne wynagrodzenie za okazaną nam pomoc.
- Daj spokój… Moi synowie są waszymi przyjaciółmi, nie mógłbym niczego od was przyjąć.
Byłam zdziwiona uprzejmością taty Stephena i Michaela. Oni są naprawdę wspaniałymi ludźmi, mam nadzieję, że los kiedyś ich za to wynagrodzi. Po rozmowie z panem Brunsem poszłam na spacer z Michaelem. Opowiedział mi co nowego u niego słychać i wspomniał coś o Maxie, podobno wrócił do Frankfurtu i o mnie wypytywał. Na myśl o nim robiło mi się niedobrze. Miałam nadzieję, że już nigdy w życie go nie zobaczę.
W tajemnicy poinformowałam Michaela, że Malwina i Stephen planują wziąć ślub. Bardzo się ucieszył na tę wiadomość, ale podejrzewał, że powód tak szybkiej decyzji to chyba nie tylko silne uczucie, które łączyło tych dwoje. Przyznałam mu rację i postanowiłam na następnym spotkaniu z przyjaciółką wypytać ją dokładnie o wszystko. Znam ją… Na pewno się złamie i powie mi wreszcie o co chodzi.

czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 18

- Gdzie się na razie zatrzymamy? Przecież o tej porze i tak w jednej chwili nie zdołasz kupić żadnego mieszkania.- Zauważyłam.
- Masz rację, przez to wszystko nawet o tym nie pomyślałem.
- A może pojedziemy do moich rodziców? Co ty na to?
- Na pewno nie będą zachwyceni moją obecnością…
- No coś ty! Obawiam się właśnie, że wprost przeciwnie! Moja mama i siostra są tobą wyraźnie zauroczone…
- A jednak mój urok osobisty jeszcze działa. Szkoda tylko, że nie zadziałał na twojego tatę. Widzę, że jest na mnie wkurzony i ostatnio byłem już nawet przygotowany, że w końcu rzuci się na mnie z pięściami.
- No wiesz… Nie posunąłby się do czegoś takiego, chyba… Naprawdę, pojedźmy do nich. Zaraz zadzwonię do domu.
Rodzice chyba ucieszyli się, że poprosiłam ich o pomoc. Przyjęli nas bardzo gościnnie. Co prawda tato trochę się dąsał i ciągle mówił sobie coś na ucho mamie, ale ogólnie nie było tak źle. Problem zaczął się, gdy szykowaliśmy się do pójścia spać.
- Gdzie pościelić Rafałowi?- Spytała mama.
- Będziemy spali razem, w moim pokoju.- Odpowiedziałam.
Przysłuchujący się tata wytrzeszczył oczy i włączył się do rozmowy:
- I ty myślisz, że ja na to pozwolę?
- Tato, daj spokój, nie jestem już małą dziewczynką. Kochamy się, to chyba normalne, że razem śpimy.
- No nie takie normalne! Możecie sobie robić co chcecie, ale nie tutaj, kiedy ja to widzę…
- Marek, uspokój się i nie wtrącaj się w sprawy młodych.- Odezwała się mama
- Jak mam się nie wtrącać?! To moja córka, chcesz za jakiś czas siedzieć w domu i bawić wnuki?
- Wiktoria nie jest głupia, wie co robi. Zobacz, była z tym chłopakiem sam na sam prawie cały rok i co, wróciła do domu z dzieckiem na ręku?
Po tych słowach zrobiło mi się głupio. Gdybym nie poroniła, byłabym tu dziś z wielkim brzuchem. Nic nie powiedziałam rodzicom o mojej ciąży i na razie nie zamierzałam ich o niej informować. Zobaczyłam stojącego w progu Rafała. Uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko. Skinęłam na niego palcem i znalazł się tuż obok mnie.
- Proszę pana, zapewniam, ze w najbliższym czasie nie planujemy powiększać rodziny. Nie muszą się państwo obawiać, nie jesteśmy dziećmi, proszę nam zaufać.
Tata patrzył na mojego ukochanego ze wściekłością, ale dał za wygraną i wyszedł z pokoju mamrocząc coś pod nosem. Mama uśmiechnęła się nieśmiało i podała Rafałowi poduszkę.
- Śpijcie dobrze.- Powiedziała i podążyła za tatą.
Złapałam Rafała za rękę i poszliśmy do mojego pokoju.
- Przepraszam za nich…
- Martwią się o ciebie, to normalne. Twój tato i tak nie przebije mojej matki.
Zaczął mnie namiętnie całować po szyi, jego ręce powędrowały na moje pośladki. Nie protestowałam i próbowałam ściągnąć z niego koszulkę. Nagle usłyszałam kroki i szybko odepchnęłam Rafała tak, że znalazł się na łóżku. Do pokoju wszedł mój tata. Był lekko zdezorientowany. Popatrzył na mnie i mojego chłopaka i zapytał:
- Yyy.. nie widzieliście mojego telefonu? Gdzieś go rzuciłem i nie mogę znaleźć…
- Nie tatuś, nie widziałam, ale wydaje mi się, że masz komórkę w kieszeni spodni.
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął telefon.
- Ooo… rzeczywiście… ale ze mnie gapa! No nic, już wam nie przeszkadzam, dobranoc! I przepraszam.
- Nie ma sprawy…- Odpowiedział Rafał.
- Dobranoc tato. – Dodałam.
Popatrzyłam na Rafcia i wybuchliśmy śmiechem.
- Koniec z czułościami kochanie… Mój tato śledzi każdy twój ruch, zastanawiam się czy nie umieścił gdzieś tu podsłuchu, żeby mógł nas kontrolować…
- Tak, ma facet wyczucie czasu… Mam tak łatwo odpuścić…
- Uwierz mi, że wejdzie tu jeszcze przynajmniej raz, znam go już te kilkanaście lat…
- Trzymam cię za słowo.
Po kąpieli byliśmy już przebrani i gotowi do spania. Była 23:30. Zgasiliśmy światło i wtuliliśmy się w siebie nawzajem. Rafał szeptał mi do ucha czułe słówka, co powodowało, że nie mogłam zasnąć. Kilka razy zaśmiałam się głośniej, gdy mówił coś głupiego. Tak jak myślałam wzbudziło to podejrzenia taty, który wparował do naszego pokoju, zaświecił światło i dokładnie nam się przyjrzał.
- Coś się stało tato?- Zapytałam z lekką ironią.
- Nie, nie, chciałem tylko sprawdzić czy u was też nie ma prądu, ale to najwidoczniej u nas spaliła się żarówka…
- Najwidoczniej tak…
- Dobra, to co, gasić?
- Gdyby pan mógł…- Poprosił Rafał.
- A nie jest wam za gorąco pod tą kołdrą?- Zapytał cicho tato.
Wstałam z łóżka, aby pokazać mu, że jestem w koszuli nocnej i poprosiłam go na słówko do salonu. Po kilku minutach wróciłam i znów położyłam się obok mojego chłopaka.
- I co mu powiedziałaś?
- Że nie będziemy robili nic nieprzyzwoitego, bo musisz wyspać się po ciężkim dniu i żeby spał spokojnie, bo sam musi wcześnie wstać do pracy.
- Uwierzył ci w końcu?
- Myślę, że chyba tak…
- W takim razie słodkich snów kochanie.
- Nawzajem.- Powiedziałam i pocałowałam go na dobranoc.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Rozdział 17

Około 12:00 przyszła do mnie Malwina. Bardzo ucieszyła się, że wróciłam do Polski. Opowiedziałam jej wszystko po kolei, potem ona opowiedziała co u niej i Stephena.
- Wiesz Wiki, między mną, a Stephenem jest coś niezwykłego. Czuję się przy nim bezpieczna i doceniana. Kochamy się i…
- I co? Mów dalej, śmiało…
- W tym roku planujemy wziąć ślub.
Zatkało mnie. Nie byłam przygotowana na taką wiadomość. Z niedowierzaniem zapytałam:
- Malwina, ty mówisz serio?
- Tak… Naprawdę chcemy zostać małżeństwem. Mam już prawie 19 lat, on ma 21, jesteśmy dorośli.
- Nie wiem co mam powiedzieć… Cieszę się twoim szczęściem, ale czy to nie za szybka decyzja?
- I kto to mówi… Myślałam, że akurat ty mnie zrozumiesz.
- Rozumiem cię, tylko po prostu martwię się o ciebie…
- Niepotrzebnie. Jestem pewna, że to jest ten mężczyzna, z którym chcę spędzić resztę życia.
- Dobrze… Jeśli mówisz to szczerze, to wypada mi tylko pogratulować.
- Dziękuję… To dla mnie ważne, że mnie rozumiesz. Chcieliśmy ze Stephenem prosić ciebie i Rafała, abyście zostali naszymi świadkami. Zgodzicie się?
- Jeżeli o mnie chodzi, to z największą przyjemnością. Porozmawiam jeszcze z Rafałem, ale myślę, że nie będzie miał nic przeciwko.
Po wizycie Malwiny nie mogłam przestać myśleć o tym, co mi powiedziała. Ona chce wyjść za mąż i to za Niemca! Tolerowałam jednak jej decyzję, mimo moich obaw.
Właśnie wybierałam się do sklepu, aby kupić coś na obiad, gdy do domu weszła matka Rafała. Obleciał mnie strach. Wcale nie przygotowałam się na spotkanie z nią… Do tego podczas nieobecności mojego chłopaka. Weszła do kuchni i stanęła w progu.
- Dzień dobry.- powitałam ją przyjaźnie.
- Może dobry, ale dla ciebie…- odpowiedziała złośliwie.
- Przepraszam… Jak czuje się pani mąż?
- Bez zmian. A ty co tu robisz?
To Rafał nic pani nie mówił?
- Mówił, że będziesz tu mieszkała, ale myślałam, że sobie ze mnie żartuje. Nie wiem jak ty, ale ja nie wyobrażam sobie życia pod jednym dachem z tobą.
Zrobiło mi się przykro. Nie wiedziałam jak się zachować. W przypływie emocji odezwałam się w końcu z wyrzutem:
- Nawet mnie pani nie zna. Dlaczego więc tak mnie pani traktuje?
- Nie domyślasz się? Zabrałaś mi jedynego syna! Nie wiem co on w tobie widzi! Taka dziewczyna jak ty potrafi tylko wykorzystywać nadzianych facetów, a później łamać im serce i zostawić!
- O czym pani mówi? Proszę mnie nie obrażać. Ja kocham Rafała i nie jestem z nim dlatego, że jest bogaty!
- Jasne! Każda inna na twoim miejscu powiedziałaby to samo! Miał fajną dziewczynę… Poukładaną, porządną i zostawił ją dla takiej egoistki!
Nie zamierzałam dłużej wysłuchiwać oskarżeń pod moim adresem. Ze łzami w oczach wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
Błąkałam się zapłakana po uliczkach Łodzi. Nie wiedziałam gdzie pójść. Nie chciałam w takim stanie pokazywać się moim rodzicom. Po godzinie rozmyślań postanowiłam wrócić do domu Rafała i jeszcze raz spróbować porozmawiać z jego matką. Na podjeździe zobaczyłam samochód ukochanego. Dodało mi to odwagi i weszłam do domu. Już w drzwiach do moich uszu doszły głośne krzyki Rafała i jego matki. Ich kłótnia dotyczyła mnie. Stanęłam w przedpokoju i słuchałam jej przebiegu.
- Mamo, nie mogłaś chociaż raz zachować się normalnie i być dla niej miła?!
- Chyba się zapominasz skarbie! Nie będziesz mi mówił co mam robić! Nie lubię tej dziewczyny i nigdy się to nie zmieni!
- Czy ty w ogóle kogoś lubisz z wyjątkiem siebie?!
- Oczywiście! Bardzo lubię Sabinkę, jak wiesz… To jest idealna partnerka dla ciebie. Powinieneś odnowić z nią znajomość, może jeszcze cię nie przekreśliła.
- Przestań! Nie mogę tego słuchać! Nigdy więcej nie mów mi nic o tej wariatce! Sabina to kompletne dno, nie wiem jak mogłem myśleć, że ją kocham…
- A ta Wiktoria to niby lepsza?!
- Tak, jest fantastyczną dziewczyną. Jest szczera, naturalna, kocham ją jak nikogo na świecie i nie pozwolę, żebyś ją obrażała! Nie masz prawa jej sądzić!
- W takim razie proszę, żebyś wyprowadził się z mojego domu! Nie mam zamiaru co dzień oglądać twojej wybranki. Jeśli tak się kochacie, to radźcie sobie sami.
- Masz rację, nie ma sensu tu mieszkać! Daj mi chwilę, spakuję się tylko i zniknę ci z oczu!
Rafał wyszedł zdenerwowany z kuchni i wpadł na mnie w przedpokoju. Nic nie mówiąc, chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą do pokoju.
- Przepraszam cię za moją matkę kochana… Nigdy nie mogliśmy dojść do porozumienia. Nie przejmuj się nią, mam jeszcze jakieś oszczędności na koncie, powinno wystarczyć na jakiś średni domek.
- Przykro mi, że przeze mnie twoje relacje z mamą jeszcze bardziej się pogorszyły…
- To nie twoja wina. Ona zawsze taka była. Nie potrafi zaakceptować moich decyzji.
W szybkim tempie zaczęliśmy pakować nasze rzeczy do toreb. Rafał opróżniał pokój ze wszystkich swoich rzeczy. Kątem oka dostrzegłam jak z szuflady biurka wyjął zdjęcie Sabiny- swojej poprzedniej dziewczyny. Popatrzył chwilę na fotografię, ukradkiem zwrócił wzrok w moją stronę i zobaczył, że go obserwuję. Podeszłam do niego i dostrzegłam w otwartej szufladzie całą masę zdjęć. Na wszystkich był on z Sabiną. Byli na nich tacy szczęśliwi. Poczułam się strasznie głupio. Ni stąd ni zowąd, nie wiedząc jak mam się zachować, spytałam:
- Kochasz ją jeszcze, prawda?
Popatrzył na mnie swoim przenikliwym wzrokiem , odłożył zdjęcie, które trzymał w dłoni i mocno mnie przytulił.
- Nie, nie kocham jej i chyba nigdy nie kochałem. Robiła ze mną co chciała, wszystko jej podporządkowałem, nie wiem jak mogłem być taki ślepy i nie dostrzec jaka jest naprawdę. Zimna, wyrafinowana, cyniczna i egoistyczna. Żałuję, że przez nią straciłem ponad rok swojego życia, które mogłem wykorzystać na coś bardziej przyjemnego i pożytecznego.
- Zostaw tu te zdjęcia, po co wracać do przeszłości, która rozdrapuje dawne rany?
- Dobrze mówisz, może rzeczywiście nie powinienem ich zabierać. Przypominają mi tylko o mojej lekkomyślności…
Pocałowałam go, aby dać mu do zrozumienia, ze się z nim zgadzam.
Gdy pakowaliśmy nasze rzeczy do auta, matka Rafała w milczeniu się temu przyglądała. Około 19:00 pożegnaliśmy się z nią oschle i wsiedliśmy do samochodu.

sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 16


Z Frankfurtu wyjechaliśmy o godzinie 10:00. Do Polski pojechał też z nami Michael. Dowiedział się o całej sprawie i koniecznie chciał nam towarzyszyć. Miał zamiar odwiedzić również swojego brata- Stephena. Drogi były prawie puste, żadnych korków i utrudnień w podróży. Bardzo szybko znaleźliśmy się pod Łodzią. Serce zaczęło bić mi szybciej, ręce drżały. Spowodowane było to stresem, jaki przeżywałam przed powrotem do domu. Miałam zobaczyć się z moimi rodzicami. Okropnie bałam się ich reakcji. Obawiałam się też o Rafała… Gdy znajdzie go policja, ciężko będzie wywinąć mu się ze sprawy o handel nastolatkami. W końcu w jakimś stopniu również brał w tym udział.
Zatrzymaliśmy się na poboczu, aby ustalić dokładnie plan dnia.
- Nie denerwuj się tak kochanie… - poprosił mnie Rafał.
- Strasznie się boję…- przyznałam.
- Wiem. Ja też się obawiam, ale damy radę. Pojadę z tobą do twoich rodziców, wytłumaczę im wszystko. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zabiją, co?
- Przestań… Oni nie są tacy. Z resztą pisałam im o tobie i o tym co do ciebie czuję w listach. Myślę, że zrozumieją…
- I tego się trzymajmy. Później zostawię cię w twoim domu i pojadę do szpitala. Dowiem się co z tatą i wieczorem wracam po ciebie. Chyba, że wolałabyś zostać z rodziną, u siebie?
- Nie, chcę być z tobą. Przyjedź po mnie.
- Dobrze, w takim razie wszystko zaplanowane. Możemy jechać.
- A co ze mną?- spytał Michael.
- Ciebie podrzucimy do mieszkania Stephena, zgoda?
- Zgoda!
Byliśmy już przed moim rodzinnym domem. Tak spanikowałam, że Rafał nie mógł wyciągnąć mnie z samochodu. Wziął mnie za rękę i patrzył czułym, troskliwym wzrokiem. Wszystko będzie dobrze, obiecuję…
Zebrałam siły i wyszłam na chodnik. Wróciły wszystkie dawne wspomnienia. Byłam gotowa, aby stawić czoła temu spotkaniu.
Trzymając się  za ręce podeszliśmy do drzwi i nacisnęłam na dzwonek. Zaledwie kilkusekundowe czekanie wydawało mi się być wiecznością. W końcu stanęła przed nami moja starsza siostra i wyraźnie ją zamurowało.
- Wiktoria?! To naprawdę ty?! Boże! Co się z tobą dzieło przez tyle czasu?
Łza zakręciła jej się w oku i rzuciła się na mnie w uściskach. Nawet nie dała mi dojść do głosu. Po chwili weszliśmy do domu i na moment zapadło milczenie. Rozmawialiśmy ponad dwie godziny. W skrócie wyjaśniłam Oliwii co działo się ze mną w czasie tych ostatnich kilku miesięcy. Oczywiście dla dobra wszystkich ominęłam większość istotnych faktów, z których ciężko byłoby mi się wytłumaczyć. Rafał pojechał do szpitala, aby zobaczyć się z ojcem, a ja czekałam z Oliwia na powrót moich rodziców. Wkrótce przyjechali. Weszli do mieszkania i już w progu powitali Oliwię. Siostra podeszła do nich i widocznie zawiadomiła ich o mojej obecności, bo szybko wbiegli do salonu. Mama zaczęła od razu lamentować i wypytywać mnie o tysiąc rzeczy na raz. Oboje tatą rzucili się na mnie i zaczęli ściskać. Gdy emocje trochę opadły, usiedliśmy wszyscy na kanapie i zaczęliśmy poważną rozmowę. Czas mijał bardzo szybko. Spojrzałam na zegarek. Była 21:00. Przez okno zobaczyłam, jak przed bramą stanął samochód Rafała. Otworzyłam mu drzwi i od razu spytałam o stan zdrowia pana Skowrona.
- Nie jest dobrze… Odzyskał przytomność, ale na razie lekarze nie wróża poprawy…
Przytuliłam go mocno. Bardzo przejął się całą tą sprawą.
- A jak twoi rodzice zareagowali na twój powrót?- zapytał.
- Byli szczerze zaskoczeni, ale nie jest najgorzej. Cieszą się, że jestem cała i zdrowa. Wejdź na chwilę… Bardzo chcą cię poznać.
Wzięłam go za rękę, wprowadziłam do salonu i przedstawiłam rodzinie. Mama i siostra były nim zauroczone. Na ucho szeptały mi, że już teraz rozumieją, jak mogłam dla niego stracić głowę. Nie przypuszczałam, że zaakceptują go tak szybko… Rodzice co prawda nie byli zachwyceni tym, że nie zamierzałam nocować w domu. Tata strasznie się oburzył. Oni nadal traktują mnie jak małą dziewczynkę. Nie mogą przyjąć do wiadomości, że jestem dorosła i mam chłopaka, z którym sypiam już od kilku miesięcy. Po kilkunastominutowej rozmowie, przekonaliśmy ich wspólnie z ukochanym, że nic mi u niego nie grozi i żeby już się nie martwili.
W drodze do domu zaczęłam rozmowę:
- Rafał, a co twoja mama powie na to, że będę u was nocowała? Mówiłeś jej o tym?
- Tak, wie, że będziesz z nami mieszkała. Nie spotkasz jej dziś, bo przesiaduje ciągle w szpitalu, u ojca. Nie musisz się więc obawiać spotkania z nią.
Przyznaję, że nieco poprawił mi się nastrój po tych słowach. Wiedziałam, że jego matka mnie nie toleruje. Co prawda nigdy nie miałyśmy okazji do rozmowy, ale wyłapałam to z reakcji Rafała, kiedy zaczęliśmy kiedyś rozmawiać na ten temat.
 Gdy weszliśmy do pustego mieszkania i zapaliliśmy światło, dostrzegłam, że od mojej ostatniej wizyty w tym domu, praktycznie nic się nie zmieniło. Pokój Rafała był w dokładnie takim samym stanie, w jakim zostawiliśmy go w dniu wyjazdu do Francji. Ze zdziwieniem ujrzałam leżący na krześle mój zielony sweter, którego w pośpiechu zapomniałam wziąć do auta. Byłam przekonana, że nikt go nie ruszał. Tak jak go położyłam, tak leżał i dziś. Mój partner zauważył moje zdziwienie i powiedział z uśmiechem:
- Nic tu nie ruszali. Nigdy nie lubiłem, gdy rodzice grzebali w moim pokoju. Chyba wzięli sobie to do serca dopiero po moim wyjeździe.
Było już późno. Wzięłam prysznic i położyłam się spać. Byłam tak zmęczona całym dniem, że nawet nie słyszałam, kiedy Rafał położył się również.
Rano obudziłam się o 7:25. Mój chłopak jeszcze spał, delikatnie mnie obejmował. Wyswobodziłam się z jego ramion bardzo delikatnie, aby go nie obudzić i poszłam do kuchni. Byłam głodna, więc postanowiłam zrobić śniadanie. Zajrzałam do lodówki. Była prawie całkiem pusta. Dostrzegłam w niej kilka jajek i wpadłam na pomysł, że przygotuję jajecznicę. Niestety na nic więcej nie było składników. Zorientowałam się, że nie ma tez żadnego pieczywa. Na tej samej ulicy, gdzie mieszkał Rafał, znajdował się sklep spożywczy. Ubrałam się więc szybko i poszłam kupić świeże bułki. Wróciłam po około 20 minutach. Zajrzałam do pokoju, Rafał nadal spał. Poszłam do kuchni i przygotowałam posiłek. Po chwili przy stole zjawił się i on, zwabiony zapachem jajecznicy. Pocałował mnie na dzień dobry i wspólnie zasiedliśmy do śniadania.
- Wiesz co, ubiorę się i pojadę zobaczyć co nowego u taty. Nie będziesz zła, że zostawię cię tu samą?
- Nie. Daj spokój, poradzę sobie.
- Jeżeli chcesz, możesz kogoś zaprosić. Zadzwoń do Malwiny, pogadacie sobie.
- Masz rację zaraz do niej zadzwonię i ją zaproszę.
- No to załatwione. Jeśli będziesz mnie potrzebowała, zadzwoń.
- Dobrze. Dziękuję kochanie.
Ubrał się i po długim, czułym pożegnaniu ze mną, odjechał.

piątek, 25 maja 2012

Rozdział 15

Ranek minął mi w towarzystwie strasznego bólu głowy. Nie cierpię mieć kaca… Snułam się po domu bez celu. Na szczęście Rafał był ze mną. Wziął wolne w pracy, bo nie chciał, abym zostawała sama. Bał się, że znów cos głupiego przyjdzie mi do głowy. Wróciliśmy do wczorajszej rozmowy, w której wyjaśniliśmy sobie wszystkie sprawy i obiecałam mówić mu zawsze prawdę i nie myśleć o takich rozwiązaniach jak samobójstwo. W głębi serca czułam, że nigdy nie byłabym zdolna do tego, żeby sama zrobić sobie krzywdę. Miałam do tego zbyt słabą psychikę. Rafał dobrze o tym wiedział, dlatego uwierzył w moje obietnice. Cały dzień spędziliśmy razem. Po południu odwiedził nas Michael. Przyszedł dowiedzieć się jak się czuję. Przyniósł ze sobą pizzę. Chyba domyślił się, że nie miałam ochoty na gotowanie obiadu… Czas upływał nam nawet miło. Dopóki Rafał nie zapytał Michaela o Maxa. Dowiedzieliśmy się, że nasz znajomy uciekł z Frankfurtu, zabrał wszystkie rzeczy i zniknął bez słowa. Przyjaciel zapewnił nas, że nie ma pojęcia gdzie przebywa Max i nie utrzymuje z nim kontaktów. Nie było powodu aby mu nie wierzyć, dotąd nigdy nas nie zawiódł. Gdy Michael już poszedł, zadzwoniłam do Malwiny. Ostatnio nie odbierałam od niej telefonu, pomyślałam, że na pewno się o mnie niepokoi. Rozmawiałyśmy dobrą godzinę, miałyśmy o czym opowiadać. Ucieszyłam się słysząc, że przyjaciółka jest szczęśliwa. Było to spowodowane przede wszystkim znajomością ze Stephenem. Wpadli sobie w oko, Malwina oficjalnie poinformowała mnie, że są para. Podobno nauczyła partnera po trosze mówić po polsku. Niestety pod koniec rozmowy zawiadomiła mnie też o czymś mniej wesołym… Powiedziała, że ojciec Rafała miał wypadek samochodowy i leży w szpitalu, w ciężkim stanie. Przeraziła mnie ta wiadomość,. Mój chłopak był bardzo związany ze swoim tatą. Nawet telefonował do niego często, aby dowiedzieć się co słychać u nich w domu. Pan Skowron był dobrym człowiekiem. Rozumiał syna, wiedział dlaczego musiał opuścić dom i rodzinę. Wiedział także o mnie. Zawsze po rozmowie z nim, Rafał przekazywał mi od niego pozdrowienia. Nie wiedziałam jak przekazać ukochanemu tą przykrą wiadomość… Podeszłam do niego, przytuliłam się i delikatnie go pocałowałam.
- Co u Malwiny i Stephena? – spytał.
- U nich wszystko w porządku.- odparłam.
- To dlaczego masz taką smutną minę?
- Rafał… Mam dla ciebie złą wiadomość…
- O co chodzi? Co się stało?
- Malwina powiedziała, że twój tato jest w szpitalu…
- Co mu się stało? Jest chory?
- Nie, miał wypadek samochodowy… Jego stan jest poważny.
Utkwił wzrok w jednym punkcie i milczał. W jego oczach dostrzegłam smutek i rozpacz. Przytuliłam go i pogładziłam po twarzy.
- Przykro mi kochanie…
Objął mnie ramieniem i przycisnął do siebie. Wtulił twarz w moje długie, kręcone włosy i siedzieliśmy tak w ciszy przez dłuższą chwilę.
Przez cały wieczór patrzyłam na jego rozżaloną twarz. Było mi go tak bardzo żal… Próbowałam go pocieszyć, ale wiedziałam, że nie pomoże mu to zbyt wiele. W nocy nie mógł zasnąć, ciągle wiercił się w łóżku. Myślał, że śpię i wyszedł z sypialni. Była 4.00 w nocy. Sama już nie mogłam zasnąć, więc wstałam i zeszłam do kuchni. Siedział przy stole, z rękami na głowie. Podeszłam do niego i usiadłam tuż obok.
- Wiktoria…- zaczął.
- Słucham cię…
- Chciałbym pojechać do Polski. Muszę zobaczyć się z ojcem. Jeżeli jego stan jest rzeczywiście poważny, to mogę go już nigdy nie ujrzeć…
- Rozumiem cię, ale jak tam wrócisz? Przecież ściga cię policja i banda handlarzy nastolatkami…
- Wiem, ale nie potrafię zostawić taty samego. Zawsze liczył, że zostanę w przyszłości kimś… Jestem jego jedynym synem, potrzebuje mnie teraz.
- Jeśli tak postanowisz, zaakceptuję twoją decyzję i wrócimy do domu.
- Widzisz… Tylko ja wolałbym, żebyś ty została tutaj… Tu będziesz bezpieczna, zostanie z tobą Michael.
- Nie ma mowy! Albo jedziemy razem, albo w ogóle. Nie pozwolę na to, żebyś znowu mnie zostawił. Nie chcę, aby coś ci się stało. Muszę być przy tobie. Pozwól mi, proszę…
- Znów podejmuję nieprzemyślaną decyzję, ale dobrze… Pojedziemy razem.
- Dziękuję… - Powiedziałam z ulgą i pocałowałam go, na dowód wdzięczności.

piątek, 18 maja 2012

Rozdział 14

Leżałam tak bezwładnie jakieś dwie godziny. Nie mogłam się ruszyć. Okropnie bolała mnie noga, jeszcze bardziej brzuch… Po chwili do domu wrócił Rafał. Była 15.00.
- Wiki, wróciłem! Gdzie jesteś?
Cichym i przerywanym głosem odezwałam się:
- Rafał, dzwoń po karetkę…
Wszedł do salonu i zobaczył stamtąd mnie, leżącą przed schodami. Dopiero teraz zauważyłam, że wokół mnie pełno jest krwi.
- Boże! Co się stało?
Wyciągnął nerwowo telefon z kieszeni i wezwał pogotowie.
- Co do cholery się stało?! Wiki… Spokojnie, pomoc już jedzie.
Klęczał przy mnie w kałuży krwi. Pierwszy raz zobaczyłam, jak po policzkach spływają mu łzy. Ostatkiem sił uniosłam rękę i przejechałam nią po jego twarzy.
Byłam w szoku. Nie pamiętam nawet jak dostałam się do szpitala. Gdy obudziłam się już w szpitalnej sali, siedział przy mnie ukochany i trzymał za rękę.
- Rafał, co z dzieckiem?
Spuścił tylko głowę i ciągle milczał. Zrozumiałam… Nasze dziecko nie żyło. Upadek ze schodów spowodował, że poroniłam…
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. W końcu wszedł lekarz.
- Jak się pani czuje?
- Nic nie czuję… Oprócz silnego bólu brzucha…
- To minie, podaliśmy już silne leki przeciwbólowe. Niestety nie udało nam się uratować ciąży.
Miałam pustkę w głowie i sercu. Czułam się bezsilna, nie wiedziałam co dzieje się wokół. Jak przez mgłę patrzyłam na mojego chłopaka, rozmawiającego z doktorem. Po kilku minutach usiadł znów przy mnie i nadal trzymał za rękę. Nie odzywałam się do niego. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Słyszałam usilne próby pocieszania mnie, ale nic do mnie nie docierało.
Mój stan psychiczny z dnia na dzień stawał się gorszy. Wczoraj o 14.00 przyszedł do mnie Rafał i oznajmił, że za godzinę odwiedzi mnie psycholog. Nie zaprotestowałam, byłam świadoma tego, że sama nie poradzę sobie z tą sytuacją. Zbyt wiele wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku miesięcy… Ciągle żyję w strachu i niepewności co stanie się jutro. Mam nadzieję, że psycholog wyciągnie mnie z tej depresji…
Pierwsze spotkanie z doktorem Munzerem nie przyniosło widocznych rezultatów. Wypytywał mnie o różne rzeczy, a ja nie o wszystkim mogłam mu powiedzieć… Dalej czułam się okropnie.
Po miesiącu spędzonym w szpitalu zostałam wypisana do domu. Nie było powodu, żebym tam dłużej przebywała. Moja złamana ręka zrosła się bardzo szybko, wszystkie inne dolegliwości również ustąpiły. Fizycznie było dobrze, ale psychicznie nadal nie najlepiej. Bałam się powrotu do domu. Obawiałam się samotności, gdy Rafał będzie musiał wychodzić do pracy, a ja zostanę w pustym mieszkaniu. Momentami odechciewało mi się żyć i nie mogłam sobie ze sobą poradzić. Przestałam zwierzać się ukochanemu, nie chciałam spotykać się z Michaelem, nie odbierałam telefonów od Malwiny, przestałam też pisać listy do rodziców. Z całych sił próbowałam odciąć się od całego otaczającego mnie świata. Pewnego wieczora, kiedy Rafał był na zakupach, zaczęłam myśleć o tym , co byłoby, gdybym umarła… Na pewno poczułabym wreszcie spokój duszy. Z szuflady wyciągnęłam pudełko silnych tabletek antydepresyjnych. Postawiłam je przed sobą na stole i z barku wyciągnęłam butelkę wódki. Słyszałam kiedyś, że gdy popije się leki alkoholem, może to doprowadzić do śmierci. Wypiłam dwa kieliszki dla odwagi i nasypałam całą garść tabletek. Już miałam je połknąć, gdy odezwały się wyrzuty sumienia. Czułam, że nie powinnam robić tego mojemu chłopakowi. Przecież mnie kochał. To dla mnie wyjechał i chce zapewnić mi bezpieczeństwo. Sięgnęłam znów po kieliszek i wypiłam kolejną porcję alkoholu. Nie miałam odwagi połknąć tabletek. Byłam pijana, kręciło mi się w głowie, nie mogłam wstać z kanapy. Gdy już chciałam położyć głowę na poduszce i zasnąć, do domu wszedł Rafał. Wszedł do salonu i na mój widok skamieniał. Podszedł bliżej, zobaczył wypitą do połowy butelkę wódki i rozrzucone na stole tabletki. Podszedł do mnie i mną potrząsnął.
- Słyszysz mnie?
- Daj mi spokój… Chcę spać.
- Brałaś te leki? Wiktoria, popatrz na mnie i powiedz, czy połknęłaś te tabletki?!
- Nie, nie wzięłam.
- Jesteś pewna? Powiedz  szczerze, proszę cię… Wiesz jak bardzo cię kocham! Jesteś dla mnie całym życiem. Co ci przyszło do głowy, żeby popijać tabletki wódką?! Wiesz, że możesz od tego nawet umrzeć?!
- Wiem… Dlatego chciałam to zrobić.
Usiadł obok mnie i przytulił do siebie.
- Wiki… Co ty mówisz?
- Chciałam to zrobić, ale nie zrobiłam, bo wiem, że sprawiłabym ci straszny ból. Naprawdę nie połknęłam tych tabletek. Stchórzyłam… Nie pomogła nawet wódka na dodanie odwagi…
- Jak mogłaś pomyśleć o czymś takim? Bez ciebie moje życie nie miałoby sensu. To dla ciebie staram się nie popaść w obłęd. Wiesz jak silnym uczuciem cię darzę? Wszystkie twoje problemy są przeze mnie! Czuję się podle! Zobacz do czego doprowadziłem…
- Rafał… Przepraszam. To nie twoja wina, że nie potrafię poradzić sobie z emocjami… Wybacz mi, nigdy więcej nawet nie pomyślę o tym, aby ze sobą skończyć. Zrobię  to dla ciebie. Kocham cię całym sercem. Pozbieram się… Bardzo chcę żyć normalnie.
- Dobrze kochana, wierzę ci. Porozmawiamy jutro, a teraz zaniosę cię do sypialni.
- Przestań, dojdę sama.
Wstałam z kanapy i usilnie próbowałam złapać równowagę. Nie wychodziło mi to.
- Nie sądzę, abyś sama weszła na górę.- powiedział, wziął mnie na ręce i doniósł bezpiecznie na łóżko.





czwartek, 17 maja 2012

Rozdział 13

Minęły już dwa tygodnie odkąd wyprowadziliśmy się z hotelu. Rafał kupił dla nas dom na przedmieściach Frankfurtu. Michael załatwił mojemu chłopakowi pracę w swoim salonie samochodowym. Powoli nasze życie uległo stabilizacji. Nie narzekałam na złe samopoczucie. Od kiedy Rafał znów jest ze mną, czuję się bardzo dobrze. Nasz nowy dom jest śliczny. Co prawda trochę mniejszy niż poprzedni, ale bardzo przytulny i położony w pięknej, zielonej okolicy. Poznałam nawet jedna z sąsiadek. Gdy się wprowadziliśmy, sama przyszła nas przywitać. Polubiłam ją. Miała na imię Lena. Była u mnie kilka razy na kawie i myślę, że jest szansa abyśmy się zaprzyjaźniły. Prawie co drugi dzień dzwoni do mnie Malwina. Opowiada mi co nowego słychać u niej, w szkole, u moich rodziców… Odkąd pokazała im mój list, są spokojniejsi, ale przez kilka dni nie dawali jej żyć. Koniecznie chcieli wiedzieć gdzie jestem. Przyjaciółka nie podała im oczywiście mojego adresu. Muszą im na razie wystarczyć moje wiadomości, które obiecałam wysyłać do nich raz na jakiś czas. Mam cichą nadzieję, że przyjdzie czas, kiedy będę mogła się z nimi spotkać i przedstawić im Rafała. Trochę obawiam się jednak, że nie zrozumieją mojej decyzji i nie wybaczą mi tego, że nic im nie powiedziałam…
Wczoraj miałam niespodziewanego gościa. Był u mnie Max. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ale bardzo prosił choć o chwilę uwagi. Domyślałam się, że będzie chciał mnie przeprosić i się nie pomyliłam. Wpuściłam go do środka. Już od progu zaczął się tłumaczyć:
- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło… Wiesz, że tak nie myślę, strasznie mi przykro, że cię zraniłem.
- Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć… To co wtedy wygadywałeś było okropne! Nie spodziewałam się tego po tobie Max!
- Daj mi jeszcze jedną szansę… Musisz mnie zrozumieć. Ja cię kocham!
To wyznanie mnie zaskoczyło. Wiedziałam, że prędzej czy później mi to powie, ale w tamtym momencie nie brałam pod uwagę możliwości bycia z nim. Żeby pozbył się złudzeń zaczęłam:
- Max, szanuję twoje uczucia, ale musisz być świadom tego, że ja nie odwzajemniam twej miłości… Kocham tylko Rafała, to on jest miłością mojego życia. Nie zostawię go.
Jego twarz zmieniła wyraz. Zniknął delikatny uśmiech, który wcześniej na niej gościł. Oczy przybrały groźny wygląd.
- Naprawdę tak kochasz tego idiotę?!
- Nie obrażaj go!
- Do cholery! Nie widzisz, że ja za tobą szaleję?! Zmądrzej w końcu i rzuć Rafała! Wyjedziemy gdzieś razem, będziemy szczęśliwi!
- Znowu zaczynasz?! Nie mam ochoty się z tobą kłócić… Jeśli zamierzasz kontynuować te brednie, to żegnam!
- Tym razem mnie nie wyrzucisz jak ostatnio!- krzyknął strasznie głośno.
Przestraszyłam się nie na żarty. Sięgnęłam na półkę, gdzie leżał mój telefon. Chciałam zadzwonić po ukochanego. Max zrozumiał co chodzi mi po głowie i szybkim ruchem zrzucił moją komórkę na podłogę. Byłam przerażona. Nie wiedziałam co mam robić i jakie zamiary wobec mnie ma ten wariat. Był wściekły. Chwycił mnie mocno za rękę i ją ścisnął.
- Auu… To boli! Co ty wyprawiasz?! Zostaw mnie!
- To ty mnie do tego zmusiłaś Wiki!
Pociągnął mnie kilka metrów i pchnął na kanapę. Zaśmiał się szyderczo i rzucił się na mnie. Na próżno próbowałam wyrwać się z jego uścisków. Porywczo i brutalnie zaczął mnie całować. To było straszne. Chciałam krzyczeć, ale jego pocałunki mi to uniemożliwiały. Z oczu płynęły mi łzy. Zaczął rozpinać mi bluzkę. Broniłam się przed tym. Wtedy porozrywał resztę guzików. Wpadłam na pewien pomysł, gdy jego ręka znalazła się przed moją twarzą. Jednym, szybkim ruchem chwyciłam ją i ugryzłam. Kiedy na chwilę odchylił się ode mnie, uderzyłam go z całej siły w twarz i uciekłam do salonu. Szybko pobiegł za mną. Wbiegłam na górę. Niestety zanim zdążyłam zamknąć się w łazience, dopadł mnie w przedpokoju. Chciałam znów zbiec na dół, a później uciec na podwórze, ale gdy byłam już nad schodami, poczułam silne pchnięcie w plecy. Sturlałam się na sam dół. Nie straciłam przytomności. Widziałam nad sobą jego podłą twarz. Śmiał się w fałszywy, nieznośny sposób. Nie mogłam się ruszyć… Z przerażeniem spojrzałam na mój brzuch.
- Boże! Co z moim dzieckiem?!
- Myślę, że nie musisz się już o nie martwić… Chyba rozwiązałem twój problem. – Powiedział i momentalnie wybiegł z domu.


środa, 16 maja 2012

Rozdział 12

Nie odważyłam się powiedzieć Rafałowi o moim stanie. Był taki wesoły, uśmiechnięty, nie mogłam pozbawić go tak dobrego nastroju. Dziś w nocy nie byłam w pokoju sama. Na kanapie spał Michael. Uparł się, że nie zostawi mnie samej. Jego reakcja była spowodowana tym, że po powrocie ze szpitala do hotelu, prawie zemdlałam. Michael przyniósł mi do łóżka kolację i co kilka minut pytał, czy dobrze się już czuję. Trochę mnie to denerwowało, ale fajnie, że ktoś jeszcze się o mnie troszczy i nade mną nadskakuje. Michaela traktowałam jak prawdziwego przyjaciela. Wiedziałam, że nie ma w stosunku do mnie dziwnych zamiarów, tak jak to było w przypadku Maxa…
Dziś jest już piątek. Lekarz prowadzący Rafała powiedział, że mój ukochany może niedługo wyjść ze szpitala. Jego stan, zarówno fizyczny, jak i psychiczny był dobry. Po południu miałam umówioną wizytę u ginekologa. Około godziny 13.00 ktoś zapukał do moich drzwi. Zdziwiłam się, bo Michael miał być dopiero po 16.00. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam stojącego w nich Rafała. Uśmiechał się tajemniczo.
- Rafał! Co ty tu robisz?
- Ale powitanie… Myślałem, że się ucieszysz…
- Cieszę się! Bardzo się cieszę, że cię widzę!
Rzuciłam mu się na szyję. Przytulił mnie mocno i zaczął całować. Odwzajemniłam mu tym samym.
Weszliśmy do pokoju, usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać.
- Wiesz co kochanie, ja już wszystko pamiętam! Przypomniałem sobie wszystko! I ciebie także…
- Naprawdę? Pamiętasz co działo się przed twoim wypadkiem?
- Tak, wszystko dokładnie pamiętam. Przepraszam…
- Za co?
- Tyle czasu zmarnowanego przeze mnie. To straszne uczucie nie mieć żadnych wspomnień i nie wiedzieć kim się jest…
- Przestań, przecież nie mogłeś przewidzieć jak skończy się próba odbicia Malwiny. Dobrze, że już jest po wszystkim i czujesz się lepiej.
- Teraz nasze życie może wreszcie się ułoży. Nie zapowiada się na razie żadna niespodzianka, prawda?
- Yyy... Jak by ci to powiedzieć…
- Coś się stało? Powiedz mi wszystko, tylko szczerze. Co się dzieje?
- Pamiętasz jak spędziłeś ostatnią noc ze mną?
- Tak, pamiętam… Cos było nie tak?
- Niee… Tylko widzisz… Tydzień temu poczułam się gorzej i poszłam do lekarza.
- Jesteś chora?
- Nie do końca… Jestem w ciąży.
Zapadło głuche milczenie. Patrzył na mnie i jego wzrok powędrował na mój jak mi się wydawało, lekko już zaokrąglający się brzuch.
- To moje dziecko? – spytał poważnie.
- Bożee… Rafał, błagam cię! A kogo ono ma być?
- Tak tylko zapytałem, dla pewności… Jeżeli więc jesteś w ciąży ze mną, to dlaczego się martwisz?
- Żartujesz? Mam 18 lat, nie mam wykształcenia i jestem na przymusowej emigracji…
- Ale masz mnie, a ja cię nie zostawię. Zaopiekuję się tobą i naszym dzieckiem.
Zdziwiłam się jego spokojną reakcją. Nie był przerażony wiadomością, że za jakieś 7 miesięcy będzie ojcem. Przytuliłam się do niego i podziękowałam mu cicho. Pogładził mnie po włosach i pocałował w czoło.
Przed 16:00 przyjechał po mnie Michael. Jego również zdziwił widok Rafała w moim pokoju. Cieszył się, że jego przyjaciel czuje się już dużo lepiej.
- Chcę pojechać z wami. – oznajmił mój ukochany.
- Jeżeli chcesz, to oczywiście, pojedziemy razem. – odpowiedziałam wesoło.
Całą trójką udaliśmy się do naszego BMW. Za kilka minut byłam już w gabinecie doktora Fischera. Dokładnie mnie zbadał i wykonał USG.
- Z tego co widzę, dziecko rozwija się prawidłowo. Pani wyniki także są zadawalające. Przepiszę pani witaminy i jeżeli nic niepokojącego nie będzie się działo, zgłosi się pani do mnie za dwa miesiące.
- Dobrze. Dziękuję za wizytę. Do widzenia!
Gdy tylko wyszłam z gabinetu, byli już przy mnie zarówno Rafał jak i Michael. Chciało mi się śmiać, gdy jednocześnie zapytali:
- I jak tam wyniki?
Wyglądali jak dwaj zatroskani, przyszli tatusiowie. Popatrzyłam na nich z lekkim uśmiechem. Michaelowi zrobiło się trochę głupio i zaczął się tłumaczyć:
- Przepraszam… Zachowuję się co najmniej tak, jakbym  miał zostać przynajmniej ojcem chrzestnym tego malucha.
- Nie musisz się o to martwić, masz to załatwione!- powiedziałam wesoło.
- Serio? Mogę być ojcem chrzestnym?
- Tak, możesz Michael… - dodał z uśmiechem Rafał.
Wieczór spędziłam tylko z ukochanym. Bardzo długo rozmawialiśmy. Opowiadałam mu, co działo się u mnie, kiedy on przebywał w szpitalu. Nie oszczędziłam mu historii z Maxem w roli głównej, jaka mnie niedawno spotkała. Rafał usłyszawszy tego, w jaki sposób zachował się jego kolega, strasznie się zdenerwował i zaraz chciał do niego iść, żeby powiedzieć mu, co o nim mysli. Przebłagałam go jednak aby został w pokoju. Argumentowałam to późną porą i moim złym samopoczuciem. Tak naprawdę czułam się dobrze, ale nie chciałam, żeby zostawał mnie nawet na chwilę.

wtorek, 15 maja 2012

Rozdział 11

Minęło kilka tygodni odkąd Rafał trafił do szpitala. Jego stan nieznacznie się poprawił. Chodzę do niego i opowiadam różne historie z jego życia, takie jakie oczywiście sama znam. Nadal nie dostrzegam w nim dawnego Rafała. Często ma zły nastrój, nie chce z nikim rozmawiać.
Malwina tydzień temu wróciła do Polski. Miała co prawda wyrzuty sumienia, że zostawia mnie samą, ale chciała wrócić do domu. Pojechał z nią Stephen, z którym połączyło ją coś więcej niż tylko przyjaźń. Przed wyjazdem Malwiny napisałam list do rodziców i koleżanki Ani. Malwina obiecała im je przekazać ode mnie.
Osobiście na nudę nie mogłam narzekać. Dzień w dzień na zmianę byli u mnie Max i Michael. Bardzo się z nimi zżyłam. Byli wspaniałymi przyjaciółmi. Mogłam liczyć na nich w każdej chwili.
Ostatnio zaczęłam gorzej się czuć. Nie chciało mi się wstawać, wychodzić, rozmawiać. Najlepiej cały dzień przesiedziałabym w łóżku i ciągle coś podjadała.
Moje złe samopoczucie zaniepokoiło chłopców, ale nie udało im się namówić mnie na wizytę u lekarza. Przecież nie było ze mną aż tak źle. To na pewno przez te ciągłe nerwy. Wmawiałam sobie to do wczoraj. Już nad ranem czułam się okropnie. Bolała mnie głowa, brzuch i miałam nudności. Przyszedł do mnie Max i od razu zauważył w jakim jestem stanie.
- Ubierz się, zabieram cię do szpitala. – oznajmił
- Przecież nic mi nie jest, to zaraz przejdzie…
- Koniec wymówek, jeśli się nie zgodzisz, to zaniosę cię tam siłą.
Czułam, że z nim nie wygram, więc ubrałam się i pojechałam z Maxem do szpitala.
Doktor badał mnie bardzo długo i dokładnie. Zadawał mi różne pytania. Po kilkudziesięciu minutach powiedział, żebym udała się do gabinetu naprzeciwko. Wyszłam od niego lekko przestraszona. Skoro lekarz nie wie co mi jest, musi to być coś poważnego. Spojrzałam na drzwi znajdujące się naprzeciwko. Nie potrafię opisać swojego szoku, gdy przeczytałam na nich napis ,, gabinet ginekologiczny ’’. W ułamku sekundy pojawił się obok mnie Max.
- I co powiedział doktor?
- Kazał zgłosić mi się do ginekologa, Max, ja chyba jestem w ciąży!
- Uspokój się, nie panikuj. Wejdź do środka i upewnij się czy to słuszne podejrzenia.
- Może masz rację… Tak się boję…
Przytulił mnie mocno i delikatnie pocałował w czoło. Poczułam się nieco skrępowana tą jego czułością. Nie odebrałam tego, jako przyjacielski gest.
Ginekolog rozwiał moje wątpliwości.
- Jest pani w drugim miesiącu ciąży – oznajmił. Proszę o siebie dbać i unikać stresów.
Gdy wyszłam na korytarz, ledwo trzymałam się na nogach. Nie mogłam przyjąć do wiadomości tego, że za jakiś czas zostanę mamą. Przecież nie mogę urodzić tego dziecka! Nie teraz… jestem na to za młoda i nieodpowiedzialna, a do tego jego ojciec ma amnezję i nawet nie pamięta, że się za mną przespał. Pogrążyłam się w całkowitej depresji. Max przez całą drogę do domu pocieszał mnie i uspokajał, ale było ze mną coraz gorzej.
Gdy dotarliśmy do hotelowego pokoju, wszystko czego wtedy pragnęłam to cisza i samotność. Jednak Max uparł się, że nie zostawi mnie samej w takim stanie. Nie było mi to na rękę, ale zgodziłam się, żeby został.
Już za niecałą godzinę, pożałowałam swojej decyzji. Wzięłam prysznic i usiadłam przed telewizorem. Obok usiadł Max i zaczęliśmy rozmawiać.
- Jak się czujesz? – spytał.
- A jak myślisz? Okropnie się czuję… Nie wiem co robić.
- Nie chcę cię do niczego namawiać, ale znam świetnego lekarza, który mógłby…
- Co mógłby?
- Usunąć tą ciążę… Przecież nie chcesz tego dziecka prawda? Rafał nic do ciebie nie czuje, nie pomoże ci wychowywać bachora. A ja… jestem gotowy zająć się tobą, ale tylko bez dzieciaka.
Jeszcze nie docierały do mnie te słowa, po prostu mnie zamurowało. Milczałam a on kontynuował:
- Te ostatnie tygodnie bardzo nas do siebie zbliżyły. Myślę, że moglibyśmy stworzyć udany związek. Bardzo mi się podobasz. Przysunął się bliżej, objął mnie ramieniem i zaczął całować. Szybkim i zdecydowanym ruchem wyrwałam się z jego objęć i odskoczyłam od niego.
- Co ty wyprawiasz?
- Nie udawaj, że ci się nie podobam! Przecież widzę jak na mnie patrzysz!
- Chyba ci odbiło! Traktuję cię jak przyjaciela, a ty odwalasz taki numer!?
- Przestań krzyczeć, co ci szkodzi spróbować, będę cię zawsze kochał i szanował.
- Ty każesz mi zabić własne dziecko! Gdybyś mnie kochał, nie powiedziałbyś czegoś tak okropnego! Dbasz tylko o swoje dobro, nie obchodzą cię uczucia innych, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, że ja nadal kocham Rafała i nigdy nie przestanę darzyć go uczuciem. Nawet jeśli on nie będzie chciał ze mną być… Może jedyną pamiątką jaka mi po nim zostanie będzie właśnie jego dziecko…
- Kompletnie ci odbiło! Masz szansę na normalne życie, przy moim boku, a ty dalej myślisz o tym idiocie! Jesteś jednak inna niż mi się wydawało.
- Tak jestem inna! Mam uczucia i serce, którego najwyraźniej brak tobie!
- Ale ty jesteś głupia! Jak chcesz, męcz się z bachorem i w samotności, już więcej nie będę ci się narzucał.
- Wyjdź!
- Ok., już mnie nie ma! Słodkich snów ci życzę!
Gdy wyszedł, poczułam mocne ukłucie, jakby w sercu. Straciłam przyjaciela, jak on mógł mi zaproponować coś takiego! Nie mogłam dojść do siebie. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Malwiny. Opowiedziałam jej o wszystkim. Doradziła mi, abym powiedziała o całej sytuacji Rafałowi. Miałam nadzieję, że może wreszcie coś mu się przypomni. Jej słowa dodały mi otuchy. Zadzwoniłam do Michaela z prośbą, aby się u mnie zjawił. Był w hotelu za niecałe pół godziny. Porozmawiałam z nim szczerze i opowiedziałam o wszystkim.
- Co za palant z tego Maxa! Wiedziałem, że coś za bardzo cię polubił, ale nie sądziłem, że może posunąć się do tego stopnia. Muszę z nim pogadać.
- Dziękuję, że chociaż ty pozostajesz ze mną w normalnych stosunkach…
- Nie musisz dziękować, taka rola przyjaciół.
- Mógłbyś zawieźć mnie do Rafała?
- Chcesz mu powiedzieć o dziecku?
- Tak, mam taki zamiar, ale nie wiem jak to przyjmie…
- W sumie to ostatnio jest z nim lepiej, przypomina sobie różne wydarzenia z dzieciństwa, pamięta swoich rodziców, powoli przypomina mu się szkoła, przyjaciele. Myślę, że przypomni sobie również ciebie.
- Ja też mam taką nadzieję, bardzo mi go brakuje…
W szpitalu byliśmy około godziny 17:00. Rafał ucieszył się, że mnie widzi.
- Cześć Wiki, dlaczego tak długo mnie nie odwiedzałaś? – spytał z wyrzutem.
- Yyy… wiesz ostatnio trochę chorowałam.
- Ale już ci lepiej? Wyglądasz blado…
- Nie, już wszystko dobrze.
Straciłam całą odwagę i nie mogłam powiedzieć mu, że z kilka miesięcy zostanie tatusiem. Nie chciałam go denerwować, zwłaszcza, że był w wyjątkowo dobrym humorze.
- Wiesz co, pamiętam cię ze szkolnych korytarzy, ale nie mogę sobie przypomnieć jak się poznaliśmy… Możesz mi to jeszcze raz opowiedzieć?
- Jeżeli chcesz, to oczywiście, opowiem ci.
Ten wieczór, spędzony z nim, należał do całkiem udanych. Uśmiechał się do mnie w taki słodki sposób jak kiedyś. Znów odzyskałam nadzieję na to, że wszystko się ułoży.