Z Frankfurtu wyjechaliśmy o godzinie 10:00. Do Polski pojechał też z nami Michael. Dowiedział się o całej sprawie i koniecznie chciał nam towarzyszyć. Miał zamiar odwiedzić również swojego brata- Stephena. Drogi były prawie puste, żadnych korków i utrudnień w podróży. Bardzo szybko znaleźliśmy się pod Łodzią. Serce zaczęło bić mi szybciej, ręce drżały. Spowodowane było to stresem, jaki przeżywałam przed powrotem do domu. Miałam zobaczyć się z moimi rodzicami. Okropnie bałam się ich reakcji. Obawiałam się też o Rafała… Gdy znajdzie go policja, ciężko będzie wywinąć mu się ze sprawy o handel nastolatkami. W końcu w jakimś stopniu również brał w tym udział.
Zatrzymaliśmy się na poboczu, aby ustalić dokładnie plan dnia.
- Nie denerwuj się tak kochanie… - poprosił mnie Rafał.
- Strasznie się boję…- przyznałam.
- Wiem. Ja też się obawiam, ale damy radę. Pojadę z tobą do twoich rodziców, wytłumaczę im wszystko. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zabiją, co?
- Przestań… Oni nie są tacy. Z resztą pisałam im o tobie i o tym co do ciebie czuję w listach. Myślę, że zrozumieją…
- I tego się trzymajmy. Później zostawię cię w twoim domu i pojadę do szpitala. Dowiem się co z tatą i wieczorem wracam po ciebie. Chyba, że wolałabyś zostać z rodziną, u siebie?
- Nie, chcę być z tobą. Przyjedź po mnie.
- Dobrze, w takim razie wszystko zaplanowane. Możemy jechać.
- A co ze mną?- spytał Michael.
- Ciebie podrzucimy do mieszkania Stephena, zgoda?
- Zgoda!
Byliśmy już przed moim rodzinnym domem. Tak spanikowałam, że Rafał nie mógł wyciągnąć mnie z samochodu. Wziął mnie za rękę i patrzył czułym, troskliwym wzrokiem. Wszystko będzie dobrze, obiecuję…
Zebrałam siły i wyszłam na chodnik. Wróciły wszystkie dawne wspomnienia. Byłam gotowa, aby stawić czoła temu spotkaniu.
Trzymając się za ręce podeszliśmy do drzwi i nacisnęłam na dzwonek. Zaledwie kilkusekundowe czekanie wydawało mi się być wiecznością. W końcu stanęła przed nami moja starsza siostra i wyraźnie ją zamurowało.
- Wiktoria?! To naprawdę ty?! Boże! Co się z tobą dzieło przez tyle czasu?
Łza zakręciła jej się w oku i rzuciła się na mnie w uściskach. Nawet nie dała mi dojść do głosu. Po chwili weszliśmy do domu i na moment zapadło milczenie. Rozmawialiśmy ponad dwie godziny. W skrócie wyjaśniłam Oliwii co działo się ze mną w czasie tych ostatnich kilku miesięcy. Oczywiście dla dobra wszystkich ominęłam większość istotnych faktów, z których ciężko byłoby mi się wytłumaczyć. Rafał pojechał do szpitala, aby zobaczyć się z ojcem, a ja czekałam z Oliwia na powrót moich rodziców. Wkrótce przyjechali. Weszli do mieszkania i już w progu powitali Oliwię. Siostra podeszła do nich i widocznie zawiadomiła ich o mojej obecności, bo szybko wbiegli do salonu. Mama zaczęła od razu lamentować i wypytywać mnie o tysiąc rzeczy na raz. Oboje tatą rzucili się na mnie i zaczęli ściskać. Gdy emocje trochę opadły, usiedliśmy wszyscy na kanapie i zaczęliśmy poważną rozmowę. Czas mijał bardzo szybko. Spojrzałam na zegarek. Była 21:00. Przez okno zobaczyłam, jak przed bramą stanął samochód Rafała. Otworzyłam mu drzwi i od razu spytałam o stan zdrowia pana Skowrona.
- Nie jest dobrze… Odzyskał przytomność, ale na razie lekarze nie wróża poprawy…
Przytuliłam go mocno. Bardzo przejął się całą tą sprawą.
- A jak twoi rodzice zareagowali na twój powrót?- zapytał.
- Byli szczerze zaskoczeni, ale nie jest najgorzej. Cieszą się, że jestem cała i zdrowa. Wejdź na chwilę… Bardzo chcą cię poznać.
Wzięłam go za rękę, wprowadziłam do salonu i przedstawiłam rodzinie. Mama i siostra były nim zauroczone. Na ucho szeptały mi, że już teraz rozumieją, jak mogłam dla niego stracić głowę. Nie przypuszczałam, że zaakceptują go tak szybko… Rodzice co prawda nie byli zachwyceni tym, że nie zamierzałam nocować w domu. Tata strasznie się oburzył. Oni nadal traktują mnie jak małą dziewczynkę. Nie mogą przyjąć do wiadomości, że jestem dorosła i mam chłopaka, z którym sypiam już od kilku miesięcy. Po kilkunastominutowej rozmowie, przekonaliśmy ich wspólnie z ukochanym, że nic mi u niego nie grozi i żeby już się nie martwili.
W drodze do domu zaczęłam rozmowę:
- Rafał, a co twoja mama powie na to, że będę u was nocowała? Mówiłeś jej o tym?
- Tak, wie, że będziesz z nami mieszkała. Nie spotkasz jej dziś, bo przesiaduje ciągle w szpitalu, u ojca. Nie musisz się więc obawiać spotkania z nią.
Przyznaję, że nieco poprawił mi się nastrój po tych słowach. Wiedziałam, że jego matka mnie nie toleruje. Co prawda nigdy nie miałyśmy okazji do rozmowy, ale wyłapałam to z reakcji Rafała, kiedy zaczęliśmy kiedyś rozmawiać na ten temat.
Gdy weszliśmy do pustego mieszkania i zapaliliśmy światło, dostrzegłam, że od mojej ostatniej wizyty w tym domu, praktycznie nic się nie zmieniło. Pokój Rafała był w dokładnie takim samym stanie, w jakim zostawiliśmy go w dniu wyjazdu do Francji. Ze zdziwieniem ujrzałam leżący na krześle mój zielony sweter, którego w pośpiechu zapomniałam wziąć do auta. Byłam przekonana, że nikt go nie ruszał. Tak jak go położyłam, tak leżał i dziś. Mój partner zauważył moje zdziwienie i powiedział z uśmiechem:
- Nic tu nie ruszali. Nigdy nie lubiłem, gdy rodzice grzebali w moim pokoju. Chyba wzięli sobie to do serca dopiero po moim wyjeździe.
Było już późno. Wzięłam prysznic i położyłam się spać. Byłam tak zmęczona całym dniem, że nawet nie słyszałam, kiedy Rafał położył się również.
Rano obudziłam się o 7:25. Mój chłopak jeszcze spał, delikatnie mnie obejmował. Wyswobodziłam się z jego ramion bardzo delikatnie, aby go nie obudzić i poszłam do kuchni. Byłam głodna, więc postanowiłam zrobić śniadanie. Zajrzałam do lodówki. Była prawie całkiem pusta. Dostrzegłam w niej kilka jajek i wpadłam na pomysł, że przygotuję jajecznicę. Niestety na nic więcej nie było składników. Zorientowałam się, że nie ma tez żadnego pieczywa. Na tej samej ulicy, gdzie mieszkał Rafał, znajdował się sklep spożywczy. Ubrałam się więc szybko i poszłam kupić świeże bułki. Wróciłam po około 20 minutach. Zajrzałam do pokoju, Rafał nadal spał. Poszłam do kuchni i przygotowałam posiłek. Po chwili przy stole zjawił się i on, zwabiony zapachem jajecznicy. Pocałował mnie na dzień dobry i wspólnie zasiedliśmy do śniadania.
- Wiesz co, ubiorę się i pojadę zobaczyć co nowego u taty. Nie będziesz zła, że zostawię cię tu samą?
- Nie. Daj spokój, poradzę sobie.
- Jeżeli chcesz, możesz kogoś zaprosić. Zadzwoń do Malwiny, pogadacie sobie.
- Masz rację zaraz do niej zadzwonię i ją zaproszę.
- No to załatwione. Jeśli będziesz mnie potrzebowała, zadzwoń.
- Dobrze. Dziękuję kochanie.
Ubrał się i po długim, czułym pożegnaniu ze mną, odjechał.
O kurczę...
OdpowiedzUsuńSzczerze, prawie płakałam.
Czekam na ciąg dalszy i weny życzę :)
♥
awww śliczny rozdział, taki wzruszający :) w końcu wrócili i powiedzieli o wszystkim rodzicom Wiktorii, cudownie :)
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny? nie mogę się doczekać! :)
pozdrawiam :D
ohhh jak zwykle świetny! <3
OdpowiedzUsuńwięc chcesz bym ci komentowałam więc to robię :D teraz tak ci zasłodzę, że hoho :D więc : boże, jaki wspaniały rozdział! Wzruszyłam się, tak że masakra! masz niesamowitą wenę i talent! Ale to już wiesz! :D czekam na następny z niecierpliwością mimo tego, że już wiem co będzie dalej :D
OdpowiedzUsuń