niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział 20

Nurtowała mnie myśl o ślubie mojej przyjaciółki. Mieli już ze Stephenem ustaloną datę. Uroczystość jest zaplanowana na 16 czerwca, to dzień urodzin Stephena. Wczoraj spotkałam się z Malwiną w parku i zaczęłam podstępnie wypytywać ją o szczegóły jej decyzji. Nigdy nie spodziewałabym się tego, co od niej usłyszę…
Zapytałam ją wprost dlaczego tak szybko chcą wziąć ślub, przecież nic ich nie ponaglało. Nie miała jak się wykręcić od szczerej odpowiedzi i w końcu się przyznała:
- Wiesz Wiktoria, spodziewam się dziecka…
- Cooo? Żartujesz?
- Nie, mówię prawdę. To z tego powodu chcemy się pobrać. Pragnę aby dziecko miało normalną rodzinę.
Widziałam w jej oczach, że nie mówi całej prawdy.
- Malwina, widzę, że próbujesz coś ukryć. Przecież jesteśmy przyjaciółkami, powiedz mi prawdę.
- Bożee… Wiki, nie mogę!
- Proszę… Będzie ci lżej jeżeli mi powiesz.
Wiedziałam, że zacznie mówić. Z przerażeniem czekałam na jej wytłumaczenia.
- Obiecaj, że to zostanie między nami. Nikt nie może dowiedzieć się o tym co zrobiłam… Błagam cię.
- Dobrze. Obiecuję, ale powiedz wreszcie o co chodzi, zaczynam się coraz bardziej martwić.
- Jestem w ciąży, ale to dziecko nie jest Stephena…
Z wrażenia aż zaniemówiłam. Zamurowało mnie. Stałam i patrzyłam na nią żałośnie.
- Pewnie myślisz, że oszalałam… Ale to wszystko przez Konrada!- Stwierdziła.
Gdy usłyszałam to imię, od razu podniosło mi się ciśnienie. W tym chłopaku Malwina zakochała się w liceum, ale on nie odwzajemniał jej uczuć. Co prawda ciągle ją zaczepiał, czasem wydzwaniał, ale myślałam, że to wszystko już dawno skończone. Nie przypuszczałam, że nadal się spotykają…
- Malwina, chcesz mi powiedzieć, że to dziecko Konrada?
- Tak… Ale błagam cię, nie mów mu nic, Stephenowi tez nie… Nikomu! Proszę…
- Czy ty wiesz co robisz? Wiesz jaki ból sprawisz Stephenowi?! On cię kocha, poświęciłby dla ciebie wszystko, a ty nie dość, że go oszukujesz, zdradzasz, to jeszcze chcesz go wykorzystać jako ojca dla nie jego dziecka!
Byłam strasznie zdenerwowana. Bardzo lubiłam Stephena i nie rozumiałam Przyjaciółki. Dlaczego tak go skrzywdziła i nadal chce go oszukiwać? Emocje wzięły nade mną górę i puściły mi nerwy. Nie mogłam dłużej zapanować nad sobą i zaczęłam krzyczeć na Malwinę. Przez to wszystko nawet nie wiem co jej wtedy nawtykałam. Zostawiłam ją w parku samą i wróciłam do domu.
Po powrocie dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie zachowałam się jak prawdziwa przyjaciółka. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Malwiny. Nie odbierała. Na pewno zawiodła się na mnie. Oczekiwała pomocy, a ja dostarczyłam jej kolejnego zmartwienia, jakby miała ich mało. Bez zastanowienia ubrałam się i szybkim krokiem poszłam odwiedzić Malwinę. Jej dom znajdował się niedaleko mojego, byłam tam po około dwudziestu minutach spaceru. Drzwi otworzyła mi jej mama i próbowała przekonać, że córki nie ma w domu. Po kilku minutach udało mi się ja przekonać, że mam z przyjaciółką bardzo ważną sprawę do załatwienia.
Gdy weszłam do jej pokoju nie była zachwycona moim widokiem. Leżała na łóżku, widać było, że długo płakała. Już w progu wyraziłam skruchę i przeprosiłam Malwinę. Usiadłam obok niej i chciałam jakoś załagodzić sytuację. Przyznałam, że zachowałam się idiotycznie. Nic nie usprawiedliwiało mojego wybuchu gniewu. Nie powinnam była krzyczeć na nią, gdy przyszła do mnie ze swoim problemem, obdarzyła mnie zaufaniem i oczekiwała wsparcia.
Po szczerej, długiej rozmowie nasz konflikt został zażegnany. Wspólnie, na spokojnie zaczęłyśmy rozważać sytuację w jakiej znalazła się Malwina. Próbowałam przekonać ją do rozmowy ze Stephenem, byłam przekonana, że on ją zrozumie, tylko żeby go nie okłamywała nadal, bo jeśli tak będzie, źle się to skończy. Malwina przyznała mi rację i chciała powiedzieć prawdę partnerowi, jednak najpierw zamierzała poinformować o swojej ciąży rodziców, którzy już domyślali się, że coś z nią jest nie tak. Przyjaciółka obawiała się ich reakcji, bo zawsze powtarzali jej, żeby nigdy nie zrobiła niczego głupiego i pokładali w niej duże nadzieje. Dodałam jej otuchy i zapewniłam, że zawsze będę po jej stronie i pomogę we wszystkim, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Wróciłam do domu przed 22:00. Chciałam się dobrze wyspać, bo jutro miałam pójść odwiedzić w więzieniu Rafała. Pan Bruns postarał się o to, jednak trochę byłam przerażona tym, że zobaczę mojego chłopaka za kratkami, w otoczeniu przestępców. Mimo tego cieszyłam się jednocześnie, że w ogóle go zobaczę. Stęskniłam się za nim, jego brak był coraz bardziej odczuwalny…                       

2 komentarze:

  1. Hej :) świenie, ale się porobiło, biedna Malwina... chociaż może wcale nie jest taka biedna, mogła wcześniej pomyśleć a nie teraz panikuje! Szkoda mi tego Stephena, jak się dowie to katastrofa ;)
    Bombowy rozdział, ale to już przecież wiesz, więc znowu nic nowego nie napiszę... :D
    Czekam na nexta i pozdrawiam! :D
    P.S nn na delena-before-sunset.blogspot.com :) wbijaj jak chcesz :D

    OdpowiedzUsuń
  2. hej ;) kiedy następny rozdział? trochę zaniedbujesz tego bloga, ale mam nadzieję że niedługo pojawi się tu dalszy ciąg opowieści ;)

    OdpowiedzUsuń