niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział 20

Nurtowała mnie myśl o ślubie mojej przyjaciółki. Mieli już ze Stephenem ustaloną datę. Uroczystość jest zaplanowana na 16 czerwca, to dzień urodzin Stephena. Wczoraj spotkałam się z Malwiną w parku i zaczęłam podstępnie wypytywać ją o szczegóły jej decyzji. Nigdy nie spodziewałabym się tego, co od niej usłyszę…
Zapytałam ją wprost dlaczego tak szybko chcą wziąć ślub, przecież nic ich nie ponaglało. Nie miała jak się wykręcić od szczerej odpowiedzi i w końcu się przyznała:
- Wiesz Wiktoria, spodziewam się dziecka…
- Cooo? Żartujesz?
- Nie, mówię prawdę. To z tego powodu chcemy się pobrać. Pragnę aby dziecko miało normalną rodzinę.
Widziałam w jej oczach, że nie mówi całej prawdy.
- Malwina, widzę, że próbujesz coś ukryć. Przecież jesteśmy przyjaciółkami, powiedz mi prawdę.
- Bożee… Wiki, nie mogę!
- Proszę… Będzie ci lżej jeżeli mi powiesz.
Wiedziałam, że zacznie mówić. Z przerażeniem czekałam na jej wytłumaczenia.
- Obiecaj, że to zostanie między nami. Nikt nie może dowiedzieć się o tym co zrobiłam… Błagam cię.
- Dobrze. Obiecuję, ale powiedz wreszcie o co chodzi, zaczynam się coraz bardziej martwić.
- Jestem w ciąży, ale to dziecko nie jest Stephena…
Z wrażenia aż zaniemówiłam. Zamurowało mnie. Stałam i patrzyłam na nią żałośnie.
- Pewnie myślisz, że oszalałam… Ale to wszystko przez Konrada!- Stwierdziła.
Gdy usłyszałam to imię, od razu podniosło mi się ciśnienie. W tym chłopaku Malwina zakochała się w liceum, ale on nie odwzajemniał jej uczuć. Co prawda ciągle ją zaczepiał, czasem wydzwaniał, ale myślałam, że to wszystko już dawno skończone. Nie przypuszczałam, że nadal się spotykają…
- Malwina, chcesz mi powiedzieć, że to dziecko Konrada?
- Tak… Ale błagam cię, nie mów mu nic, Stephenowi tez nie… Nikomu! Proszę…
- Czy ty wiesz co robisz? Wiesz jaki ból sprawisz Stephenowi?! On cię kocha, poświęciłby dla ciebie wszystko, a ty nie dość, że go oszukujesz, zdradzasz, to jeszcze chcesz go wykorzystać jako ojca dla nie jego dziecka!
Byłam strasznie zdenerwowana. Bardzo lubiłam Stephena i nie rozumiałam Przyjaciółki. Dlaczego tak go skrzywdziła i nadal chce go oszukiwać? Emocje wzięły nade mną górę i puściły mi nerwy. Nie mogłam dłużej zapanować nad sobą i zaczęłam krzyczeć na Malwinę. Przez to wszystko nawet nie wiem co jej wtedy nawtykałam. Zostawiłam ją w parku samą i wróciłam do domu.
Po powrocie dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie zachowałam się jak prawdziwa przyjaciółka. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Malwiny. Nie odbierała. Na pewno zawiodła się na mnie. Oczekiwała pomocy, a ja dostarczyłam jej kolejnego zmartwienia, jakby miała ich mało. Bez zastanowienia ubrałam się i szybkim krokiem poszłam odwiedzić Malwinę. Jej dom znajdował się niedaleko mojego, byłam tam po około dwudziestu minutach spaceru. Drzwi otworzyła mi jej mama i próbowała przekonać, że córki nie ma w domu. Po kilku minutach udało mi się ja przekonać, że mam z przyjaciółką bardzo ważną sprawę do załatwienia.
Gdy weszłam do jej pokoju nie była zachwycona moim widokiem. Leżała na łóżku, widać było, że długo płakała. Już w progu wyraziłam skruchę i przeprosiłam Malwinę. Usiadłam obok niej i chciałam jakoś załagodzić sytuację. Przyznałam, że zachowałam się idiotycznie. Nic nie usprawiedliwiało mojego wybuchu gniewu. Nie powinnam była krzyczeć na nią, gdy przyszła do mnie ze swoim problemem, obdarzyła mnie zaufaniem i oczekiwała wsparcia.
Po szczerej, długiej rozmowie nasz konflikt został zażegnany. Wspólnie, na spokojnie zaczęłyśmy rozważać sytuację w jakiej znalazła się Malwina. Próbowałam przekonać ją do rozmowy ze Stephenem, byłam przekonana, że on ją zrozumie, tylko żeby go nie okłamywała nadal, bo jeśli tak będzie, źle się to skończy. Malwina przyznała mi rację i chciała powiedzieć prawdę partnerowi, jednak najpierw zamierzała poinformować o swojej ciąży rodziców, którzy już domyślali się, że coś z nią jest nie tak. Przyjaciółka obawiała się ich reakcji, bo zawsze powtarzali jej, żeby nigdy nie zrobiła niczego głupiego i pokładali w niej duże nadzieje. Dodałam jej otuchy i zapewniłam, że zawsze będę po jej stronie i pomogę we wszystkim, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Wróciłam do domu przed 22:00. Chciałam się dobrze wyspać, bo jutro miałam pójść odwiedzić w więzieniu Rafała. Pan Bruns postarał się o to, jednak trochę byłam przerażona tym, że zobaczę mojego chłopaka za kratkami, w otoczeniu przestępców. Mimo tego cieszyłam się jednocześnie, że w ogóle go zobaczę. Stęskniłam się za nim, jego brak był coraz bardziej odczuwalny…                       

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rozdział 19

Mieszkamy u moich rodziców już od trzech tygodni. Zdążyliśmy się ze sobą poznać i zadomowić. Rafał jest akceptowany w domu, można powiedzieć, że stał się członkiem naszej rodziny. Stan jego ojca jest coraz lepszy. Wspólnie z ukochanym odwiedzamy go w szpitalu bardzo często. Prawdopodobnie za kilka tygodni wróci do domu. Rafał znów stał się wesoły i pogodny. Nie martwił się już o ojca. Niestety nasza sielanka nie trwała zbyt długo… Wczoraj do naszych drzwi zapukał policjant. Wypytywał mnie o Rafała, którego wówczas nie było w domu. Przestraszyłam się tego najścia, tym bardziej, że policjant chciał zaczekać na mojego chłopaka. Zaprosiłam go więc do salonu i usiadłam w fotelu. Dalej pytał o Rafała, skąd go znam, co o nim wiem, pytał też o Sabinę i o wiele innych rzeczy. Panowała drętwa atmosfera. Siedziałam jak na szpilkach i czekałam kiedy do domu wróci mój ukochany. Nie miałam nawet jak poinformować go o wizycie posterunkowego. Ciągle byłam obserwowana przez umundurowanego mężczyznę, który nie spuszczał mnie z oka.
Po około dwudziestominutowym oczekiwaniu w końcu do pokoju wszedł Rafał. Policjant na jego widok od razu wstał i poważnym tonem zapytał:
- Pan Rafał Skowron?
- Tak.
- Jest pan zatrzymany pod zarzutem popełnienia poważnego przestępstwa.
- O co chodzi?
- Wszystkiego dowie się pan na komisariacie.
Nie protestując, Rafał udał się za nim w stronę drzwi.
- Rafał…- wyszeptałam.
Odwrócił się do mnie i popatrzył smutnym wzrokiem. Z ruch jego ust wyczytałam słowa:
- Nie martw się, kocham cię…
Siedziałam zapłakana do czasu, aż do domu wrócili rodzice. Gdy zobaczyli mnie siedzącą pod ścianą, kompletnie załamaną, przestraszyli się mojego stanu i nie wiedzieli co się ze mną dzieje. Pomału wyciągnęli ze mnie informacje dlaczego tak się zachowywałam. Byli bardzo zdziwieni i przerażeni faktem aresztowania swojego przyszłego zięcia. Nie mieli pojęcia o jego powiązaniach z podejrzanymi typami ze świata przestępczego i nie zamierzałam ich o tym zawiadamiać. Gdyby wiedzieli o handlu nastolatkami, odizolowaliby mnie od Rafała na sto procent, a przecież to była ostatnia rzecz jakiej wtedy pragnęłam.
Co teraz z nim będzie… Jak mogę mu pomóc… Cała noc była dla mnie wiecznością. Ani na chwilę nie zmrużyłam oka. Nie potrafiłam wyobrazić sobie Rafała siedzącego w więzieniu i mnie samotnej i zamartwiającej się o niego całymi dniami. Musiałam coś wymyślić i to jak najszybciej. Postanowiłam poradzić się Stephena, którego ojciec był prawnikiem. Może on mógłby nam pomóc… Warto chwytać się każdej deski ratunku. Po 8:00 ubrałam się i poszłam odwiedzić Malwinę. Nie wiedziałam gdzie aktualnie mieszka Stephen, bo rodzice Malwiny nie zgodzili się, aby zamieszkał razem z nimi. Wspólnie z przyjaciółką udałyśmy się kilka budynków dalej od jej mieszkania i odwiedziliśmy Stephena. Nie był zdziwiony naszą wizyta, ponieważ Malwina zadzwoniła do niego wcześniej i zawiadomiła, że się u niego pojawimy. Odbyliśmy poważną rozmowę. Dowiedziałam się wiele interesujących rzeczy, gdyż Stephen przez dwa lata studiował prawo i był obeznany w takich sprawach. Powiedział, że nie mam się na razie czym martwić i że poprosi o pomoc swojego tatę. Byłam mu bardzo wdzięczna, pomoc nam kosztowała go sporo wysiłku, wykonał wiele telefonów do Niemiec i w lepszym humorze poinformował mnie, że jego ojciec zgodził się reprezentować mojego chłopaka w sądzie. Potrafił on mówić po polsku, ponieważ jego mama była Polką, więc nie było problemu z porozumiewaniem się. Wizyta u Stephena poprawiła mi nastrój i podniosła na duchu. Chciałam teraz jeszcze spotkać się z ukochanym i o wszystkim mu powiedzieć, ale niestety z tego co się dowiedziałam, mogłam go odwiedzić dopiero za dwa tygodnie…
Dziś do Polski przyjechał ojciec Stephena i odwiedził mnie, aby porozmawiać o Rafale. Przyszedł z nim także Michael, który nie mógł odpuścić okazji do spotkania ze mną.
Pan Bruns był bardzo miły i uprzejmy. Prosił mnie o szczerość i zaufanie. Opowiedziałam mu o wszystkim, co działo się przez ostatni rok. Po wysłuchaniu moich wyjaśnień uśmiechnął się, co mnie zaskoczyło i powiedział:
- Jest nawet lepiej niż myślałam.
- Co to znaczy? Czy Rafał wyjdzie z więzienia?
- Myślę, że nie powinno być z tym większego kłopotu. Praktycznie już w tym tygodniu postaram się o zwolnienie go za kaucją.
- I będzie wolny?
- Tak jakby… Nie będzie mógł opuszczać kraju do zakończenia procesu, ale nie będzie musiał siedzieć za kratkami.
- Nie wiem jak mam panu dziękować… Obiecuję, że dostanie pan należne wynagrodzenie za okazaną nam pomoc.
- Daj spokój… Moi synowie są waszymi przyjaciółmi, nie mógłbym niczego od was przyjąć.
Byłam zdziwiona uprzejmością taty Stephena i Michaela. Oni są naprawdę wspaniałymi ludźmi, mam nadzieję, że los kiedyś ich za to wynagrodzi. Po rozmowie z panem Brunsem poszłam na spacer z Michaelem. Opowiedział mi co nowego u niego słychać i wspomniał coś o Maxie, podobno wrócił do Frankfurtu i o mnie wypytywał. Na myśl o nim robiło mi się niedobrze. Miałam nadzieję, że już nigdy w życie go nie zobaczę.
W tajemnicy poinformowałam Michaela, że Malwina i Stephen planują wziąć ślub. Bardzo się ucieszył na tę wiadomość, ale podejrzewał, że powód tak szybkiej decyzji to chyba nie tylko silne uczucie, które łączyło tych dwoje. Przyznałam mu rację i postanowiłam na następnym spotkaniu z przyjaciółką wypytać ją dokładnie o wszystko. Znam ją… Na pewno się złamie i powie mi wreszcie o co chodzi.

czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 18

- Gdzie się na razie zatrzymamy? Przecież o tej porze i tak w jednej chwili nie zdołasz kupić żadnego mieszkania.- Zauważyłam.
- Masz rację, przez to wszystko nawet o tym nie pomyślałem.
- A może pojedziemy do moich rodziców? Co ty na to?
- Na pewno nie będą zachwyceni moją obecnością…
- No coś ty! Obawiam się właśnie, że wprost przeciwnie! Moja mama i siostra są tobą wyraźnie zauroczone…
- A jednak mój urok osobisty jeszcze działa. Szkoda tylko, że nie zadziałał na twojego tatę. Widzę, że jest na mnie wkurzony i ostatnio byłem już nawet przygotowany, że w końcu rzuci się na mnie z pięściami.
- No wiesz… Nie posunąłby się do czegoś takiego, chyba… Naprawdę, pojedźmy do nich. Zaraz zadzwonię do domu.
Rodzice chyba ucieszyli się, że poprosiłam ich o pomoc. Przyjęli nas bardzo gościnnie. Co prawda tato trochę się dąsał i ciągle mówił sobie coś na ucho mamie, ale ogólnie nie było tak źle. Problem zaczął się, gdy szykowaliśmy się do pójścia spać.
- Gdzie pościelić Rafałowi?- Spytała mama.
- Będziemy spali razem, w moim pokoju.- Odpowiedziałam.
Przysłuchujący się tata wytrzeszczył oczy i włączył się do rozmowy:
- I ty myślisz, że ja na to pozwolę?
- Tato, daj spokój, nie jestem już małą dziewczynką. Kochamy się, to chyba normalne, że razem śpimy.
- No nie takie normalne! Możecie sobie robić co chcecie, ale nie tutaj, kiedy ja to widzę…
- Marek, uspokój się i nie wtrącaj się w sprawy młodych.- Odezwała się mama
- Jak mam się nie wtrącać?! To moja córka, chcesz za jakiś czas siedzieć w domu i bawić wnuki?
- Wiktoria nie jest głupia, wie co robi. Zobacz, była z tym chłopakiem sam na sam prawie cały rok i co, wróciła do domu z dzieckiem na ręku?
Po tych słowach zrobiło mi się głupio. Gdybym nie poroniła, byłabym tu dziś z wielkim brzuchem. Nic nie powiedziałam rodzicom o mojej ciąży i na razie nie zamierzałam ich o niej informować. Zobaczyłam stojącego w progu Rafała. Uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko. Skinęłam na niego palcem i znalazł się tuż obok mnie.
- Proszę pana, zapewniam, ze w najbliższym czasie nie planujemy powiększać rodziny. Nie muszą się państwo obawiać, nie jesteśmy dziećmi, proszę nam zaufać.
Tata patrzył na mojego ukochanego ze wściekłością, ale dał za wygraną i wyszedł z pokoju mamrocząc coś pod nosem. Mama uśmiechnęła się nieśmiało i podała Rafałowi poduszkę.
- Śpijcie dobrze.- Powiedziała i podążyła za tatą.
Złapałam Rafała za rękę i poszliśmy do mojego pokoju.
- Przepraszam za nich…
- Martwią się o ciebie, to normalne. Twój tato i tak nie przebije mojej matki.
Zaczął mnie namiętnie całować po szyi, jego ręce powędrowały na moje pośladki. Nie protestowałam i próbowałam ściągnąć z niego koszulkę. Nagle usłyszałam kroki i szybko odepchnęłam Rafała tak, że znalazł się na łóżku. Do pokoju wszedł mój tata. Był lekko zdezorientowany. Popatrzył na mnie i mojego chłopaka i zapytał:
- Yyy.. nie widzieliście mojego telefonu? Gdzieś go rzuciłem i nie mogę znaleźć…
- Nie tatuś, nie widziałam, ale wydaje mi się, że masz komórkę w kieszeni spodni.
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął telefon.
- Ooo… rzeczywiście… ale ze mnie gapa! No nic, już wam nie przeszkadzam, dobranoc! I przepraszam.
- Nie ma sprawy…- Odpowiedział Rafał.
- Dobranoc tato. – Dodałam.
Popatrzyłam na Rafcia i wybuchliśmy śmiechem.
- Koniec z czułościami kochanie… Mój tato śledzi każdy twój ruch, zastanawiam się czy nie umieścił gdzieś tu podsłuchu, żeby mógł nas kontrolować…
- Tak, ma facet wyczucie czasu… Mam tak łatwo odpuścić…
- Uwierz mi, że wejdzie tu jeszcze przynajmniej raz, znam go już te kilkanaście lat…
- Trzymam cię za słowo.
Po kąpieli byliśmy już przebrani i gotowi do spania. Była 23:30. Zgasiliśmy światło i wtuliliśmy się w siebie nawzajem. Rafał szeptał mi do ucha czułe słówka, co powodowało, że nie mogłam zasnąć. Kilka razy zaśmiałam się głośniej, gdy mówił coś głupiego. Tak jak myślałam wzbudziło to podejrzenia taty, który wparował do naszego pokoju, zaświecił światło i dokładnie nam się przyjrzał.
- Coś się stało tato?- Zapytałam z lekką ironią.
- Nie, nie, chciałem tylko sprawdzić czy u was też nie ma prądu, ale to najwidoczniej u nas spaliła się żarówka…
- Najwidoczniej tak…
- Dobra, to co, gasić?
- Gdyby pan mógł…- Poprosił Rafał.
- A nie jest wam za gorąco pod tą kołdrą?- Zapytał cicho tato.
Wstałam z łóżka, aby pokazać mu, że jestem w koszuli nocnej i poprosiłam go na słówko do salonu. Po kilku minutach wróciłam i znów położyłam się obok mojego chłopaka.
- I co mu powiedziałaś?
- Że nie będziemy robili nic nieprzyzwoitego, bo musisz wyspać się po ciężkim dniu i żeby spał spokojnie, bo sam musi wcześnie wstać do pracy.
- Uwierzył ci w końcu?
- Myślę, że chyba tak…
- W takim razie słodkich snów kochanie.
- Nawzajem.- Powiedziałam i pocałowałam go na dobranoc.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Rozdział 17

Około 12:00 przyszła do mnie Malwina. Bardzo ucieszyła się, że wróciłam do Polski. Opowiedziałam jej wszystko po kolei, potem ona opowiedziała co u niej i Stephena.
- Wiesz Wiki, między mną, a Stephenem jest coś niezwykłego. Czuję się przy nim bezpieczna i doceniana. Kochamy się i…
- I co? Mów dalej, śmiało…
- W tym roku planujemy wziąć ślub.
Zatkało mnie. Nie byłam przygotowana na taką wiadomość. Z niedowierzaniem zapytałam:
- Malwina, ty mówisz serio?
- Tak… Naprawdę chcemy zostać małżeństwem. Mam już prawie 19 lat, on ma 21, jesteśmy dorośli.
- Nie wiem co mam powiedzieć… Cieszę się twoim szczęściem, ale czy to nie za szybka decyzja?
- I kto to mówi… Myślałam, że akurat ty mnie zrozumiesz.
- Rozumiem cię, tylko po prostu martwię się o ciebie…
- Niepotrzebnie. Jestem pewna, że to jest ten mężczyzna, z którym chcę spędzić resztę życia.
- Dobrze… Jeśli mówisz to szczerze, to wypada mi tylko pogratulować.
- Dziękuję… To dla mnie ważne, że mnie rozumiesz. Chcieliśmy ze Stephenem prosić ciebie i Rafała, abyście zostali naszymi świadkami. Zgodzicie się?
- Jeżeli o mnie chodzi, to z największą przyjemnością. Porozmawiam jeszcze z Rafałem, ale myślę, że nie będzie miał nic przeciwko.
Po wizycie Malwiny nie mogłam przestać myśleć o tym, co mi powiedziała. Ona chce wyjść za mąż i to za Niemca! Tolerowałam jednak jej decyzję, mimo moich obaw.
Właśnie wybierałam się do sklepu, aby kupić coś na obiad, gdy do domu weszła matka Rafała. Obleciał mnie strach. Wcale nie przygotowałam się na spotkanie z nią… Do tego podczas nieobecności mojego chłopaka. Weszła do kuchni i stanęła w progu.
- Dzień dobry.- powitałam ją przyjaźnie.
- Może dobry, ale dla ciebie…- odpowiedziała złośliwie.
- Przepraszam… Jak czuje się pani mąż?
- Bez zmian. A ty co tu robisz?
To Rafał nic pani nie mówił?
- Mówił, że będziesz tu mieszkała, ale myślałam, że sobie ze mnie żartuje. Nie wiem jak ty, ale ja nie wyobrażam sobie życia pod jednym dachem z tobą.
Zrobiło mi się przykro. Nie wiedziałam jak się zachować. W przypływie emocji odezwałam się w końcu z wyrzutem:
- Nawet mnie pani nie zna. Dlaczego więc tak mnie pani traktuje?
- Nie domyślasz się? Zabrałaś mi jedynego syna! Nie wiem co on w tobie widzi! Taka dziewczyna jak ty potrafi tylko wykorzystywać nadzianych facetów, a później łamać im serce i zostawić!
- O czym pani mówi? Proszę mnie nie obrażać. Ja kocham Rafała i nie jestem z nim dlatego, że jest bogaty!
- Jasne! Każda inna na twoim miejscu powiedziałaby to samo! Miał fajną dziewczynę… Poukładaną, porządną i zostawił ją dla takiej egoistki!
Nie zamierzałam dłużej wysłuchiwać oskarżeń pod moim adresem. Ze łzami w oczach wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
Błąkałam się zapłakana po uliczkach Łodzi. Nie wiedziałam gdzie pójść. Nie chciałam w takim stanie pokazywać się moim rodzicom. Po godzinie rozmyślań postanowiłam wrócić do domu Rafała i jeszcze raz spróbować porozmawiać z jego matką. Na podjeździe zobaczyłam samochód ukochanego. Dodało mi to odwagi i weszłam do domu. Już w drzwiach do moich uszu doszły głośne krzyki Rafała i jego matki. Ich kłótnia dotyczyła mnie. Stanęłam w przedpokoju i słuchałam jej przebiegu.
- Mamo, nie mogłaś chociaż raz zachować się normalnie i być dla niej miła?!
- Chyba się zapominasz skarbie! Nie będziesz mi mówił co mam robić! Nie lubię tej dziewczyny i nigdy się to nie zmieni!
- Czy ty w ogóle kogoś lubisz z wyjątkiem siebie?!
- Oczywiście! Bardzo lubię Sabinkę, jak wiesz… To jest idealna partnerka dla ciebie. Powinieneś odnowić z nią znajomość, może jeszcze cię nie przekreśliła.
- Przestań! Nie mogę tego słuchać! Nigdy więcej nie mów mi nic o tej wariatce! Sabina to kompletne dno, nie wiem jak mogłem myśleć, że ją kocham…
- A ta Wiktoria to niby lepsza?!
- Tak, jest fantastyczną dziewczyną. Jest szczera, naturalna, kocham ją jak nikogo na świecie i nie pozwolę, żebyś ją obrażała! Nie masz prawa jej sądzić!
- W takim razie proszę, żebyś wyprowadził się z mojego domu! Nie mam zamiaru co dzień oglądać twojej wybranki. Jeśli tak się kochacie, to radźcie sobie sami.
- Masz rację, nie ma sensu tu mieszkać! Daj mi chwilę, spakuję się tylko i zniknę ci z oczu!
Rafał wyszedł zdenerwowany z kuchni i wpadł na mnie w przedpokoju. Nic nie mówiąc, chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą do pokoju.
- Przepraszam cię za moją matkę kochana… Nigdy nie mogliśmy dojść do porozumienia. Nie przejmuj się nią, mam jeszcze jakieś oszczędności na koncie, powinno wystarczyć na jakiś średni domek.
- Przykro mi, że przeze mnie twoje relacje z mamą jeszcze bardziej się pogorszyły…
- To nie twoja wina. Ona zawsze taka była. Nie potrafi zaakceptować moich decyzji.
W szybkim tempie zaczęliśmy pakować nasze rzeczy do toreb. Rafał opróżniał pokój ze wszystkich swoich rzeczy. Kątem oka dostrzegłam jak z szuflady biurka wyjął zdjęcie Sabiny- swojej poprzedniej dziewczyny. Popatrzył chwilę na fotografię, ukradkiem zwrócił wzrok w moją stronę i zobaczył, że go obserwuję. Podeszłam do niego i dostrzegłam w otwartej szufladzie całą masę zdjęć. Na wszystkich był on z Sabiną. Byli na nich tacy szczęśliwi. Poczułam się strasznie głupio. Ni stąd ni zowąd, nie wiedząc jak mam się zachować, spytałam:
- Kochasz ją jeszcze, prawda?
Popatrzył na mnie swoim przenikliwym wzrokiem , odłożył zdjęcie, które trzymał w dłoni i mocno mnie przytulił.
- Nie, nie kocham jej i chyba nigdy nie kochałem. Robiła ze mną co chciała, wszystko jej podporządkowałem, nie wiem jak mogłem być taki ślepy i nie dostrzec jaka jest naprawdę. Zimna, wyrafinowana, cyniczna i egoistyczna. Żałuję, że przez nią straciłem ponad rok swojego życia, które mogłem wykorzystać na coś bardziej przyjemnego i pożytecznego.
- Zostaw tu te zdjęcia, po co wracać do przeszłości, która rozdrapuje dawne rany?
- Dobrze mówisz, może rzeczywiście nie powinienem ich zabierać. Przypominają mi tylko o mojej lekkomyślności…
Pocałowałam go, aby dać mu do zrozumienia, ze się z nim zgadzam.
Gdy pakowaliśmy nasze rzeczy do auta, matka Rafała w milczeniu się temu przyglądała. Około 19:00 pożegnaliśmy się z nią oschle i wsiedliśmy do samochodu.

sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 16


Z Frankfurtu wyjechaliśmy o godzinie 10:00. Do Polski pojechał też z nami Michael. Dowiedział się o całej sprawie i koniecznie chciał nam towarzyszyć. Miał zamiar odwiedzić również swojego brata- Stephena. Drogi były prawie puste, żadnych korków i utrudnień w podróży. Bardzo szybko znaleźliśmy się pod Łodzią. Serce zaczęło bić mi szybciej, ręce drżały. Spowodowane było to stresem, jaki przeżywałam przed powrotem do domu. Miałam zobaczyć się z moimi rodzicami. Okropnie bałam się ich reakcji. Obawiałam się też o Rafała… Gdy znajdzie go policja, ciężko będzie wywinąć mu się ze sprawy o handel nastolatkami. W końcu w jakimś stopniu również brał w tym udział.
Zatrzymaliśmy się na poboczu, aby ustalić dokładnie plan dnia.
- Nie denerwuj się tak kochanie… - poprosił mnie Rafał.
- Strasznie się boję…- przyznałam.
- Wiem. Ja też się obawiam, ale damy radę. Pojadę z tobą do twoich rodziców, wytłumaczę im wszystko. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zabiją, co?
- Przestań… Oni nie są tacy. Z resztą pisałam im o tobie i o tym co do ciebie czuję w listach. Myślę, że zrozumieją…
- I tego się trzymajmy. Później zostawię cię w twoim domu i pojadę do szpitala. Dowiem się co z tatą i wieczorem wracam po ciebie. Chyba, że wolałabyś zostać z rodziną, u siebie?
- Nie, chcę być z tobą. Przyjedź po mnie.
- Dobrze, w takim razie wszystko zaplanowane. Możemy jechać.
- A co ze mną?- spytał Michael.
- Ciebie podrzucimy do mieszkania Stephena, zgoda?
- Zgoda!
Byliśmy już przed moim rodzinnym domem. Tak spanikowałam, że Rafał nie mógł wyciągnąć mnie z samochodu. Wziął mnie za rękę i patrzył czułym, troskliwym wzrokiem. Wszystko będzie dobrze, obiecuję…
Zebrałam siły i wyszłam na chodnik. Wróciły wszystkie dawne wspomnienia. Byłam gotowa, aby stawić czoła temu spotkaniu.
Trzymając się  za ręce podeszliśmy do drzwi i nacisnęłam na dzwonek. Zaledwie kilkusekundowe czekanie wydawało mi się być wiecznością. W końcu stanęła przed nami moja starsza siostra i wyraźnie ją zamurowało.
- Wiktoria?! To naprawdę ty?! Boże! Co się z tobą dzieło przez tyle czasu?
Łza zakręciła jej się w oku i rzuciła się na mnie w uściskach. Nawet nie dała mi dojść do głosu. Po chwili weszliśmy do domu i na moment zapadło milczenie. Rozmawialiśmy ponad dwie godziny. W skrócie wyjaśniłam Oliwii co działo się ze mną w czasie tych ostatnich kilku miesięcy. Oczywiście dla dobra wszystkich ominęłam większość istotnych faktów, z których ciężko byłoby mi się wytłumaczyć. Rafał pojechał do szpitala, aby zobaczyć się z ojcem, a ja czekałam z Oliwia na powrót moich rodziców. Wkrótce przyjechali. Weszli do mieszkania i już w progu powitali Oliwię. Siostra podeszła do nich i widocznie zawiadomiła ich o mojej obecności, bo szybko wbiegli do salonu. Mama zaczęła od razu lamentować i wypytywać mnie o tysiąc rzeczy na raz. Oboje tatą rzucili się na mnie i zaczęli ściskać. Gdy emocje trochę opadły, usiedliśmy wszyscy na kanapie i zaczęliśmy poważną rozmowę. Czas mijał bardzo szybko. Spojrzałam na zegarek. Była 21:00. Przez okno zobaczyłam, jak przed bramą stanął samochód Rafała. Otworzyłam mu drzwi i od razu spytałam o stan zdrowia pana Skowrona.
- Nie jest dobrze… Odzyskał przytomność, ale na razie lekarze nie wróża poprawy…
Przytuliłam go mocno. Bardzo przejął się całą tą sprawą.
- A jak twoi rodzice zareagowali na twój powrót?- zapytał.
- Byli szczerze zaskoczeni, ale nie jest najgorzej. Cieszą się, że jestem cała i zdrowa. Wejdź na chwilę… Bardzo chcą cię poznać.
Wzięłam go za rękę, wprowadziłam do salonu i przedstawiłam rodzinie. Mama i siostra były nim zauroczone. Na ucho szeptały mi, że już teraz rozumieją, jak mogłam dla niego stracić głowę. Nie przypuszczałam, że zaakceptują go tak szybko… Rodzice co prawda nie byli zachwyceni tym, że nie zamierzałam nocować w domu. Tata strasznie się oburzył. Oni nadal traktują mnie jak małą dziewczynkę. Nie mogą przyjąć do wiadomości, że jestem dorosła i mam chłopaka, z którym sypiam już od kilku miesięcy. Po kilkunastominutowej rozmowie, przekonaliśmy ich wspólnie z ukochanym, że nic mi u niego nie grozi i żeby już się nie martwili.
W drodze do domu zaczęłam rozmowę:
- Rafał, a co twoja mama powie na to, że będę u was nocowała? Mówiłeś jej o tym?
- Tak, wie, że będziesz z nami mieszkała. Nie spotkasz jej dziś, bo przesiaduje ciągle w szpitalu, u ojca. Nie musisz się więc obawiać spotkania z nią.
Przyznaję, że nieco poprawił mi się nastrój po tych słowach. Wiedziałam, że jego matka mnie nie toleruje. Co prawda nigdy nie miałyśmy okazji do rozmowy, ale wyłapałam to z reakcji Rafała, kiedy zaczęliśmy kiedyś rozmawiać na ten temat.
 Gdy weszliśmy do pustego mieszkania i zapaliliśmy światło, dostrzegłam, że od mojej ostatniej wizyty w tym domu, praktycznie nic się nie zmieniło. Pokój Rafała był w dokładnie takim samym stanie, w jakim zostawiliśmy go w dniu wyjazdu do Francji. Ze zdziwieniem ujrzałam leżący na krześle mój zielony sweter, którego w pośpiechu zapomniałam wziąć do auta. Byłam przekonana, że nikt go nie ruszał. Tak jak go położyłam, tak leżał i dziś. Mój partner zauważył moje zdziwienie i powiedział z uśmiechem:
- Nic tu nie ruszali. Nigdy nie lubiłem, gdy rodzice grzebali w moim pokoju. Chyba wzięli sobie to do serca dopiero po moim wyjeździe.
Było już późno. Wzięłam prysznic i położyłam się spać. Byłam tak zmęczona całym dniem, że nawet nie słyszałam, kiedy Rafał położył się również.
Rano obudziłam się o 7:25. Mój chłopak jeszcze spał, delikatnie mnie obejmował. Wyswobodziłam się z jego ramion bardzo delikatnie, aby go nie obudzić i poszłam do kuchni. Byłam głodna, więc postanowiłam zrobić śniadanie. Zajrzałam do lodówki. Była prawie całkiem pusta. Dostrzegłam w niej kilka jajek i wpadłam na pomysł, że przygotuję jajecznicę. Niestety na nic więcej nie było składników. Zorientowałam się, że nie ma tez żadnego pieczywa. Na tej samej ulicy, gdzie mieszkał Rafał, znajdował się sklep spożywczy. Ubrałam się więc szybko i poszłam kupić świeże bułki. Wróciłam po około 20 minutach. Zajrzałam do pokoju, Rafał nadal spał. Poszłam do kuchni i przygotowałam posiłek. Po chwili przy stole zjawił się i on, zwabiony zapachem jajecznicy. Pocałował mnie na dzień dobry i wspólnie zasiedliśmy do śniadania.
- Wiesz co, ubiorę się i pojadę zobaczyć co nowego u taty. Nie będziesz zła, że zostawię cię tu samą?
- Nie. Daj spokój, poradzę sobie.
- Jeżeli chcesz, możesz kogoś zaprosić. Zadzwoń do Malwiny, pogadacie sobie.
- Masz rację zaraz do niej zadzwonię i ją zaproszę.
- No to załatwione. Jeśli będziesz mnie potrzebowała, zadzwoń.
- Dobrze. Dziękuję kochanie.
Ubrał się i po długim, czułym pożegnaniu ze mną, odjechał.