wtorek, 28 sierpnia 2012

Rzodział 24

I skończył się czas spokoju i braku zmartwień. Myślałam, że życie już nigdy więcej mnie nie zaskoczy, pomyliłam się…
Mieszkam z Rafałem w nowym domu mieszkaniu, niedaleko domu rodziców. Nasza sytuacja nieco się ustatkowała, chodzę do szkoły, mój ukochany także, ponadto pomaga on ojcu w interesach. Układa nam się dobrze. Malwina została szczęśliwą, młodą mamą, mieszkała wspólnie ze Stephenem. Pomimo tego, że w opiece nad córką była zdana tylko na siebie, radziła sobie bardzo dobrze. Byłam u niej prawie każdego dnia, pomagaliśmy jej z Rafałem jak tylko mogliśmy. Mogłoby się wydawać, że już nic złego nas nie spotka. Tez byłam o tym przekonana do czasu, kiedy stało się coś strasznego…
Był chłodny dzień, od rana mżyło. Malwina ze Stephenem wyjeżdżała do Niemiec. Chcieli pokazać małą Julkę rodzicom Stephena. Osobiście odradzałam im ten wyjazd, uważałam bowiem, że czteromiesięczne dziecko nie jest przygotowane na tak długą podróż. Moja przyjaciółka uparła się jednak i nie dała sobie przemówić do rozsądku. Pojechali więc wcześnie rano. Przed wyjazdem zadzwoniła, żeby się pożegnać. Mieli wrócić za dwa tygodnie.
Odkąd wstałam z łóżka, coś się ze mną działo dziwnego. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, coś mnie dręczyło. Była sobota, ciągle krzyczałam na Rafała, bez powodu. Widział, że coś jest nie tak, próbował mnie uspokoić, ale jego starania poszły na marne. Nie bez powodów czułam się tak jak opisałam…
Na zegarze była godzina 10:00. Zadzwonił mój telefon. Zdziwiłam się, gdy na wyświetlaczu zobaczyłam napis ,, numer prywatny,, . Nie potrafię wyrazić słowami tego co czułam, dowiedziawszy się kto to i po co dzwoni…
Telefon wypadł mi z ręki, gdy dzwoniąca pielęgniarka zawiadomiła mnie, że Malwina jest w szpitalu i chce się ze mną koniecznie zobaczyć. Zależało jej na czasie, bo jej stan był zły. Dowiedziałam się, że w drodze do Niemiec, Stephen i Malwina mieli wypadek samochodowy. Byłam przerażona wiadomością, że Stephen zginął na miejscu! Ostatkiem sił spytałam o Julię, przecież ona też z nimi była. Pielęgniarka uspokoiła mnie mówiąc, że mała też jest w szpitalu, ale nic jej nie jest. To chyba cud, bo nie ma nawet jednego zadraśnięcia.
Po skończonej rozmowie wyglądałam makabrycznie. Byłam blada jak ściana, stałam zszokowana, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Rafał był przerażony moją reakcją na rozmowę telefoniczną. Podszedł do mnie i pytał… Nie rozumiałam co do mnie mówił, łzy spływały mi po policzkach. Minęło sporo czasu zanim ogarnęłam się trochę i powiedziałam Rafałowi co się właściwie stało. Również był zszokowany, lecz zachował trzeźwy rozsądek, w przeciwieństwie do mnie. Kazał mi się ubierać i wsiadać do auta.
- Co? Po co?- pytałam.
- Ona chce cię widzieć, masz świadomość, że może to być wasze ostatnie spotkanie?
- O czym ty mówisz?
Nie dopuszczałam do siebie nawet takich myśli. Wmawiałam sobie, że wszystko jest dobrze i to tylko jakiś zły sen. Byłam jak nieprzytomna. Mój chłopak podał mi kurtkę i pociągnął za sobą do samochodu.
- W którym szpitalu jest Malwina?- zapytał.
- Yyy… w którym szpitalu… chyba w Zielonej Górze.
- Chyba?
- Na pewno w Zielonej Górze.
- To dosyć daleko, będziemy jechać sporo czasu…
- Jedź już, musimy zdążyć…
- Zadzwoń do rodziców, będą się martwić.
Podróż minęła nam w milczeniu. Nie byliśmy w nastroju do rozmów. Rafał jechał ostrożnie, pogoda i okoliczności nie sprzyjały szybkiej jeździe. Gdy dojechaliśmy na miejsce, ogarnął mnie strach przed wejściem na oiom, gdzie leżała Malwina. Towarzyszył mi ukochany, podtrzymywał mnie na duchu. Moja przyjaciółka nie wyglądała najlepiej.
Gdy ją zobaczyłam, trudem powstrzymałam się od płaczu, nie chciałam dać po sobie poznać, że jestem przerażona jej kondycją i wyglądem. Podeszłam do jej łóżka i złapałam za rękę. Otworzyła lekko oczy. Kiedy nas zobaczyła, delikatnie się uśmiechnęła, po policzkach popłynęły jej łzy. Ledwo wydusiła z siebie zdanie, drżącym, przerywanym głosem:
- Proszę was, zajmijcie się Julką, nie oddawajcie jej nikomu, będziecie dobrymi rodzicami.
- Malwina, co ty mówisz? Przecież ty się nią zajmiesz, wyjdziesz z tego, zobaczysz…
- Obiecajcie mi to, proszę, tylko wam ufam…
Wzruszenie i okropny smutek odebrały mi mowę. Rozpłakałam się, nie mogłam wydusić z siebie słowa. Przyjaciółka patrzyła na nas błagalnym  wzrokiem, ścisnęła trochę mocniej moją dłoń:
- Proszę… Bardzo was proszę…
Głuche milczenie przerwał w końcu Rafał, pogładził ręką włosy Malwiny i spokojnym tonem powiedział:
- Obiecuję ci, że się nią zajmiemy. Bądź spokojna, będziemy opiekować się twoją córką do czasu aż wyzdrowiejesz…
Patrzyłam na niego, mówił z przejęciem, byłam mu wdzięczna, za to, że to powiedział, gdy ja nie byłam w stanie tego zrobić. Malwina uśmiechnęła się lekko i cicho odrzekła tylko:
- Dziękuję…

sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 23


Ostatnich kilka dni spędziłam z Rafałem bardzo miło. Za tydzień święta. W tym roku Wigilię spędzę z najbliższą rodziną u mnie w domu. Będą moi rodzice, ja z Rafałem, Malwina ze Stephenem i prawdopodobnie rodzice mojego ukochanego. Co do tego nie jestem pewna, bo owszem, jego tata przyjął zaproszenie, ale mama nie była zachwycona tym pomysłem. Jak co roku, w domu już rozpoczęły się przygotowania. Sprzątanie, pieczenie, zakupy świąteczne i różne inne przyjemne zajęcia. Odkryłam nawet ukrywany dotąd talent mojego chłopaka… Okazało się, że świetnie wychodzi mu pieczenie ciast. Wszyscy byli zachwyceni wykonanym przez niego sernikiem . Tak nam smakowało, że zjedliśmy cały placek i nastała konieczność wykonania kolejnego, który będzie ozdobą na świątecznym stole.
W październiku udało mi się zdać prawo jazdy. To był dla mnie nie lada wyczyn, tak bałam się porażki, a tu niespodziewanie udało się za pierwszym razem. Przez przypadek dowiedziałam się wczoraj, że moim prezentem pod choinkę będzie śliczny, czerwony mercedes, o którym marzyłam już od jakiegoś czasu. To podarunek od Rafała i moich rodziców. Nie chcę zapeszać, ale muszę przyznać, że od mniej więcej miesiąca nic złego nie przytrafiło się mojej rodzinie. W końcu odzyskałam nadzieję, że już wszystko będzie dobrze.
Dwa dni temu byłam na spotkaniu z Maxem. Towarzyszył mi Michael, abym nie była sama i czuła się bezpiecznie. Dla dobra wszystkich nie pozwoliłam pójść ze sobą Rafałowi. Wiedziałam, że ich spotkanie mogłoby zakończyć się jakąś tragedią. Mój chłopak bardzo zdenerwował się wtedy na mnie i nie odzywał się do mnie przez dwa dni. Jednak nie wytrzymał dłużej i przyjął moje ładna przeprosiny.
Rozmowa z Maxem była dla mnie ciężkim przeżyciem. Czułam do niego niechęć, a nawet wstręt. Miałam do niego ogromny żal za to, jaka straszną krzywdę mi wyrządził. Na spotkaniu z nim dowiedziałam się szokujących informacji. Po pierwsze Max chciał mnie przeprosić za wszystkie złe rzeczy, jakie uczynił. Jego skrucha wydawała się być prawdziwa i szczera. Pod koniec dyskusji wyznał mi, że jest bardzo chory i nie zostało mu wiele dni życia. W związku z tym błagał mnie o wybaczenie win. Byłam w szoku, nie mogłam odmówić mu przebaczenia w takiej sytuacji. Nawet było mi go bardzo żal… Widać było po nim jak strasznie cierpi. Nie żałowałam, że zgodziłam się jednak na to spotkanie. Było mi dużo lżej na sercu, czułam się lepiej.
Jedynym dziwnym zdarzeniem jakie przytrafiło mi się ostatnio, to rozmowa z Sabiną. Spotkałam ją kilka dni temu, była dla mnie podejrzanie miła. Pytała oczywiście o Rafała. Nie byłam zbyt rozmowna, odpowiadałam jakby z przymusu. Zauważyła to na pewno, bo pod koniec zaczęła być nieco opryskliwa i niedługo pożegnałyśmy się chłodno.
Malwina czuła się bardzo dobrze, nie odzywała się nadal do rodziny, mieszkała ze Stephenem, niedługo miała wymarzony termin porodu. Wszyscy zgodnie wybraliśmy dla małej imię Julia. Kilka dni temu Stephen zwrócił się do mnie z nietypowym pytaniem. Chciał poradzić się mnie, czy dobrze postąpi, jeśli na Wigilii oświadczy się Malwinie. Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć… Sama Malwina nie była pewna co zrobi po urodzeniu córeczki, miała zamiar wyznać chłopakowi całą prawdę, dlatego poradziłam Stephenowi szczerze z nią porozmawiać i nie robić jej niespodzianek w ósmym miesiącu ciąży. Nie powiedziałam mu oczywiście nic o wątpliwościach mojej przyjaciółki, ale chyba przekonałam go do zachowania cierpliwości i spokojnego poczekania jeszcze jakieś dwa miesiące z tą decyzją.
Niedawno rozmawiałam z Rafałem o naszej przyszłości. Jak na razie mieliśmy po 19 lat, nie ukończyliśmy szkoły, mieszkaliśmy katem u moich rodziców, nie mieliśmy stałej pracy. Mimo tego żyło nam się całkiem dobrze. Wspólnie podjęliśmy decyzję o powrocie do nauki. Chcieliśmy przygotować się i zdać maturę, a potem pójść na studia. Mieliśmy swoje ambicje, chcieliśmy za kilka lat ,, być kimś ,, . Druga naszą decyzją było kupno własnego mieszkania w okolicy. Nie narzekałam na warunki u rodziców, ale wiem, że Rafał, chociaż nigdy nie dawał po sobie tego poznać, to jednak czasem się tam krępował. Fakt, że niekiedy brakowało nam swobody…
Mój ukochany miał na swoim koncie jeszcze sporą sumę pieniędzy, którą zaoszczędził dla niego ojciec. Jeśli chodzi o rzeczy materialne, to dowiedzieliśmy się ostatnio, że tata Rafała chce przepisać na niego swoją firmę. Taki rozwój sytuacji zapewniłby nam dostatnie Zycie w przyszłości.
Święta upłynęły nam wszystkim w rodzinnej atmosferze. Doszło nawet do małego pojednania między mną i Rafałem, a jego mamą. Przeprosiła ,mnie za wcześniejsze przykre słowa skierowane do mojej osoby i zaproponowała zgodę. Mimo jej skruchy czułam, że nie jest do końca szczera i to jeszcze nie koniec problemów z moją przyszła teściową…

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 22

Jak szybko mija tydzień za tygodniem. Dopiero było lato, dziś spadł już pierwszy śnieg. Wczoraj odbyła się rozprawa w sądzie. Rafał z pomocą adwokata- pana Brunsa, został oczyszczony z zarzutów. Sędzia stwierdził, że działał on pod wpływem namowy i zastraszania przez handlarzy. Na sali rozpraw spotkaliśmy też Sabinę. Nie zapomnę tego, jakim wzrokiem na mnie patrzyła… Czułam się tak, jakby czytała mi w myślach, z jej oczu wypływała szczera nienawiść do mnie. Ku mojemu zdziwieniu ona także została uniewinniona. Miała dobrego obrońcę. Przez całą rozprawę ,, pożerała,, wzrokiem Rafała, niemal nie spuszczała z niego wzroku. Obserwowałam dokładnie tez zachowanie mojego chłopaka. Co chwilę spoglądał na nią ukradkiem. W pewnym momencie ich spojrzenia się spotkały i patrzyli na siebie dłuższą chwilę. Ta z pozoru nic nie znacząca sytuacja zaniepokoiła mnie bardzo. W ich oczach dostrzegłam coś dziwnego, przestraszyłam się, że Sabina będzie próbowała odzyskać swoją dawną miłość. Byli para ponad rok, więc sporo mieli ze sobą wspólnego. Gdy po powrocie do domu zagadnęłam Rafała o jego była dziewczynę, nie był zbyt rozmowny, odpowiadał na pytania ogólnikowo, wymijająco, odczułam to, że nie chce ze mną o niej rozmawiać. Wieczorem poszłam odwiedzić Malwinę. Nadal jej sytuacja nie była zbyt wesoła. Nie utrzymywała kontaktów z rodzicami, zamieszkała u Stephena, któremu nic nie powiedziała o tym, że prawdopodobnie nie jest ojcem jej dziecka. Ogólnie ciąża służyła mojej przyjaciółce. Była już w siódmym miesiącu, przyzwyczaiła się do myśli, że niedługo zostanie mamą. Starała się na razie nie myśleć o tym, co będzie gdy okaże się w szpitalu, że to dziecko Konrada. Tydzień temu byłyśmy z Malwiną na zakupach. Nie mogłyśmy się powstrzymać i kupiłyśmy wiele dziecięcych ubranek. Moja przyjaciółka spodziewa się córeczki, sama już nie mogę doczekać się jej narodzin. Oficjalnie dowiedziałam się, że Malwina i Stephen chcieliby, abym została matką chrzestna ich córeczki. Ojcem chrzestnym będzie brat Stephena- Michael. Kilka dni temu dostałam wiadomość, która mnie zdziwiła i przeraziła jednocześnie. Przyszedł do mnie list od Maxa. Nie myślałam, że jeszcze kiedyś będę musiała się z nim kontaktować… W liście tym prosił o spotkanie ze mną. Było to dla mnie nie do przyjęcia! Po tym co mi zrobił, po moich cierpieniach, nie chciałam go znać… Bałam się, bo pisał, że po świętach będzie w Polsce. A co jeśli dowie się gdzie mieszkam i postanowi do mnie przyjechać… Na razie o tej sprawie nie powiedziałam nikomu oprócz Michaela. Był to mój najlepszy przyjaciel, przejął się tym faktem, obawiał się mojego spotkania z Maxem. Był zdania, że nie powinnam się z nim umawiać. Rafał o niczym nie wiedział, nie chciałam go denerwować przed rozprawą, jednak postanowiłam poinformować go o liście dziś. Było już po wszystkim, został uniewinniony i na razie nie miał większych zmartwień.
Było już po 20:00, wykorzystałam to, że rodziców nie było w domu i rozpoczęłam poważną rozmowę z ukochanym. Usiedliśmy blisko siebie na kanapie i zaczęłam:
- Kochanie, muszę ci coś powiedzieć.
Zareagował spokojnie, patrzył na mnie badawczo i czule odparł:
- Słucham cię w takim razie. Tylko proszę cię, nie mów mi, że jesteś  ciąży…
- Przestań! Czy jeśli chcę powiedzieć coś ważnego, to od razu musi oznaczać jedno?!
- Nie denerwuj się, przepraszam… Tak tylko sobie pomyślałem, bo ostatnio masz dziwne wahania nastrojów i twoja dieta wydaję mi się być nieco odmienna.
- Zapewniam cię, że nie spodziewam się dziecka i nie planuję tego w najbliższej przyszłości. Wystarczy mi to, że już raz cierpiałam po stracie dziecka, nie musisz się obawiać…
- Ojj.. przepraszam, źle mnie zrozumiałaś, przecież wiesz, że nawet gdybyś była w ciąży, to cię nie zostawię, co ty, wątpisz w to?
- Nie, wiem, że byś mnie nie zostawił… Wybacz, ale nie jestem w najlepszym nastroju…
- Nie ma sprawy, sam nie czuję się dziś najlepiej.
Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Złapałam go za rękę i patrzyłam prosto w oczy. Nie miałam odwagi mówić mu o Maxie. Wiedziałam jak bardzo go nienawidzi i bałam się jego reakcji.
- Noo… Mów śmiało, co się stało?
Wzięłam głęboki oddech i jak tylko mogłam najszybciej powiedziałam:
- Dostałam list od Maxa, chce się ze mną spotkać, będzie w Polsce po świętach. Nie wiem co robić…
Zapadła cisza. Rafał wbił we mnie wzrok i nawet nie mrugnął. Na jego twarzy złość mieszała się z troska i niepewnością. W końcu się odezwał:
- Nie spotkasz się z nim!
Wstał z miejsca i zaczął krążyć nerwowo po pokoju. Mruczał sobie coś pod nosem, był wściekły.
- Po jaka cholerę on znowu się wtrąca?! Czego ten idiota chce?! Gdybym go spotkał, najchętniej bym go zabił!
Podeszłam do niego i próbowałam uspokoić:
- Rafał, daj spokój, nie denerwuj się tak, przecież nic się jeszcze nie stało…
- No właśnie – jeszcze! A skąd wiesz co się stanie jak on tu przyjdzie?
- O to chodzi, że nie wiem… Dlatego ci o tym powiedziałam, boję się kochany… Myślałam, że już nigdy go nie spotkam…
W oczach stanęły mi łzy, momentalnie wszystkie wspomnienia ożyły. Przypomniałam sobie ten dzień, kiedy przez Maxa poroniłam, później moja depresja, próba samobójcza… To był najgorszy okres mojego życia. Rafał widział co się ze mną dzieje, otarł moje łzy, mocno przytulił i szeptał cicho:
- Już dobrze Wiki, nie płacz, nie pozwolę cię więcej skrzywdzić, kocham cię…
Po kilku minutach przeszło mi i wzięłam się w garść.
- Dobra, nie ma co martwic się na zapas. Może Max się zmienił i chce tylko przeprosić…
- Tacy ludzie się nie zmieniają. Ale ok., na razie zachowajmy spokój. Wiesz, jak sobie już tak szczerze rozmawiamy, to ja też muszę ci się do czegoś przyznać.
- Hyy? Ty? Do czego?
Nie ukrywałam swojego zdziwienia.
- Dzwoniła do mnie Sabina…
Gdy usłyszałam to imię, od razu czułam, że zaraz eksploduję. Powstrzymałam się jednak od komentarzy i słuchałam co dalej powie mój chłopak.
- Ze wszystkich sił próbowała namówić mnie na spotkanie. Przepraszała za wszystko, prosiła tylko o chwilę rozmowy w cztery oczy. Nie zgodziłem się, ale nie wiem czy dobrze zrobiłem…
- No wiesz! Oczywiście, że zrobiłeś dobrze. Nie ufam Sabinie i myślałam, ze ty też nie…
- Tak, nie wierzę w ani jedno słowo, ale rozumiesz… Byliśmy razem tyle czasu…
Powiedział to dziwnie drżącym głosem. Czyżby budziły się w nim dawne uczucia? Podobno stara miłość nie rdzewieje… Przeraża mnie to! Nie wyobrażam sobie mojego życia bez Rafała! Byłam zdezorientowana, ale siedziałam w bezruchu i milczeniu.
- Wiktoria, znowu powiedziałem coś nie tak?
Nadal milczałam patrząc gdzieś przez okno.
- Ja nie chciałem cię zranić… Chcę po prostu być z tobą szczery, bo wiem, że to jest bardzo ważne w związku. Nie gniewaj się, proszę… Gdybym wiedział, że sprawię ci taką przykrość, nie puściłbym pary z ust…
- Niee… to dobrze, że mówisz szczerze, wolę najgorszą prawdę, niż kłamstwo. Nie gniewam się, powiedzmy, że cię nawet rozumiem, ale powiedz mi… Ty ją kochasz, prawda?
Po jego rekcji wiedziałam, że bije się z myślami i nie bardzo wie co mi odpowiedzieć.
- Rafał… Powiedz tylko, tak, czy nie?
- To trudne… Nienawidzę Sabiny za to co zrobiła tobie, za to co zrobiła ze mną. Wykorzystała to, że byłem w niej zakochany. Przyznam ci się, że gdy ją poznałem, myślałem, że to prawdziwa miłość na całe życie, zakrywała mi cały świat. Widziałem w niej idealną dziewczynę, mimo, że znajomi uważali ją za wredną, wyrafinowaną pannę, do tego starszą ode mnie. Nie obchodziło mnie co myślą inni. Jednak dziś, kiedy jestem po wielu poważnych przemyśleniach i po spotkaniu ciebie, doszło do mnie, że tak naprawdę moje uczucie do Sabiny to nie miłość.
Słuchałam dokładnie wypowiadanych słów Rafała, ciężko było mi słuchać o tym , jak wyrażał się o niej… On tymczasem ciągnął dalej.
- Co ci tu powiedzieć, nie kocham jej- to pewne, nie da się jednak zaprzeczyć, że coś tam czuję w środku, gdy o niej mówię. Jestem jak wiesz zbyt wrażliwy na takie sytuacje, nie potrafię nie martwić się o takie rzeczy, ciężko mi…
- Wiem, tez przejmuję się wszystkim. Czuję, że mówisz szczerze, bardzo ci ufam, jednak nie będę ukrywała, że nie przepadam za twoją byłą dziewczyną i nie lubię, gdy o niej mówisz.
- Domyślam się i wcale się temu nie dziwię, to normalne. Hahaha! Jesteś o mnie zazdrosna…
- No bezczelny!
Trąciłam go w ramię i atmosfera się trochę rozluźniła.
- Widzę, że pasuje ci to Rafałku co? Lubisz jak kobiety walczą o twoje względy?
- Baaardzo mi pasuje… Brakuje mi do szczęścia jeszcze tylko tego, żebyście się o mnie pobiły!
- Bez przesady kochanie! Nie doczekanie twoje…
Na tym nasza poważna rozmowa się zakończyła. Dalszą część wieczoru spędziliśmy na przyjemniejszych rzeczach…

sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 21

Dziś czwartek- mój ulubiony dzień tygodnia. Nie dla wszystkich jednak dzisiejszy dzień należał do udanych.
Wstałam wcześnie rano, bo nie mogłam już doczekać się spotkania z Rafałem. Widzenie miałam o godzinie 12:00. Posprzątałam w domu, poszłam do sklepu, zrobiłam śniadanie dla rodziców i chcąc powstrzymać zniecierpliwienie zaczęłam czytać jakąś książkę. Czas dłużył mi się niesamowicie. Gdy wreszcie zegar wskazał 11:00, uradowana wyszłam z domu i zadzwoniłam po taksówkę.
Swoją drogą przydałoby się, żebym w końcu zrobiła prawo jazdy. Nie lubię jeździć miejskimi środkami transportu, gdybym mogła podróżować sama, byłoby o wiele łatwiej i przyjemniej.
Na mieście utknęliśmy w korku. Byłam zdenerwowana, że nie dojadę na czas, mimo tego, że wyjechałam wcześniej i miałam jeszcze sporo czasu. Kilka minut przed 12:00 stanęłam przed budynkiem, który od zawsze budził we mnie skrajne emocje. Więzienie kojarzyło mi się ze złe, okropnymi ludźmi, przestępcami, którzy zrobili coś strasznego.
Siedząc w Sali odwiedzin przy obdartym stole, czekałam na chwilę, kiedy ujrzę mojego Rafała. Ten moment, jak mi się wydawało trwał wiecznie. W końcu go zobaczyłam… Zauważył mnie i ładnie się uśmiechnął. Zerwałam się z krzesła i rzuciłam mu się na szyję. Od razu strażnik, który z nim przyszedł, kazał mi wrócić na miejsce. Poczułam się dziwnie… Mój chłopak był traktowany jak najgorszy przestępca, nawet nie mogłam się z nim normalnie przywitać…
Usiedliśmy przy stoliku i zapanowało milczenie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. W ślicznych, ciemnych oczach Rafała ujrzałam jego uczucia. Bez słów byłam w stanie stwierdzić w jakiej jest formie. Nasza rozmowa była nieco chaotyczna, bo ciężko było streścić te kilka tygodni w pół godziny. Ciągle obok stał strażnik i nie spuszczał mojego ukochanego z oczu.
Powiedziałam Rafałowi o panu Brunsie, okazało się, że odwiedził on go już osobiście i o wszystkim poinformował. Nie ukrywałam swojego szczęścia, gdy mój chłopak powiedział, że prawdopodobnie już w poniedziałek wyjdzie z więzienia za kaucją.
Do domu wróciłam w dobrym humorze. Wreszcie poczułam, że chyba wszystko zaczyna się znów układać. Mój dobry nastrój nie trwał jednak długo…
Była 16:00, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi mojego domu. Otworzyłam i zobaczyłam stojącą na progu, zapłakaną Malwinę, a obok niej dwie duże torby.
- Boże! Malwina, co się stało?
- Przepraszam Wiki, ale nie wiedziałam gdzie mam pójść…
- Jasne, wchodź, wszystko mi opowiesz.
Wzięła torby i weszłyśmy do środka. Nie wyglądała najlepiej, była blada i zmarnowana. Usiadłyśmy na kanapie i zaczęłyśmy rozmowę. Okazało się, że moja przyjaciółka odważyła się powiedzieć swoim rodzicom, że spodziewa się dziecka. Niestety zareagowali oni bardzo gwałtownie, strasznie na nią nakrzyczeli i kazali wynosić się z domu. Nie mogłam uwierzyć, że wyrzucili własna córkę z domu. To był pewnie przypływ emocji, może przemyślą to wszystko i zadzwonią do niej, żeby wracała. Ona w tamtej chwili była kompletnie załamana. Poprosiła o nocleg u mnie, nie miała gdzie pójść. Jedynym innym wyjściem było mieszkanie Stephena, ale Malwina nie była gotowa na spotkanie z nim, nie mogłaby spojrzeć mu prosto w oczy, po tym jak go okłamywała… Chciała powiedzieć mu prawdę i to, że nie on jest ojcem jej dziecka, ale bardzo bała się co od niego usłyszy. Dziś wyznała mi, że zależy jej na Stephenie, bo go naprawdę kocha, a ta cała sytuacja z Konradem to nic nie znaczący, głupi wybryk, który teraz przewrócił jej życie do góry nogami… Przez to wszystko prawie zapomniałam, że jutro ze szpitala wychodzi tata Rafała. Jego stan jest dobry, Rafał prosił mnie, abym poszła do szpitala i wytłumaczyła jego ojcu dlaczego syn go nie odwiedzał. Pan Skowron wiedział o wszystkich przewinieniach Rafała. Znał swojego syna na wylot. Wiedział, że jego ukochany jedynak popełnił wiele błędów w życiu, ale zawsze był po jego stronie i nigdy nie dawał mu odczuć, że jest inaczej. Zupełnym przeciwieństwem była mama Rafała, do której jak można się domyślić nie pałałam sympatia. Ciągle wypominała synowi różne sytuacje z przeszłości, na każdym kroku wytykała mu błędy, przeważnie krytykowała wszystkie jego decyzje. Jedyną rzeczą, za jaką go pochwaliła był jego związek z Sabiną, która była jej ulubienicą. Nawiązując do Sabiny, byłej dziewczyny Rafała, muszę wspomnieć, że coraz częściej wydzwania do niego. Jego komórka została u mnie, gdy zabierano go do więzienia. Kilka razy miałam wielką ochotę odebrać ten telefon i nagadać tej dziewczynie co o niej myślę ale coś wewnątrz mnie powstrzymywało moją chęć. Ostatnim razem, kiedy widziałam się z moim serdecznym przyjacielem Michaelem, zastanawialiśmy się wspólnie dlaczego od jakiegoś czasu moje życie to ciągłe kłopoty. Już ponad rok żyję w okropnej niepewności i zastanawiam się co stanie się jutro. Nie wiem czy coś jeszcze kiedykolwiek zdoła mnie zdziwić. Jestem jeszcze młoda, a przeżyłam więcej niż niejedna dojrzała osoba. Pomimo ciągłych problemów obiecałam sobie, że nie poddam się nigdy. Robię to głównie dla Rafała, który bardzo martwi się o mnie i chciałby żebym była szczęśliwa. Mam cichą nadzieję, że już od następnego tygodnia wszystko zaczniemy od nowa. Mój chłopak wyjdzie na wolność i będziemy razem, a to jest dla mnie najważniejsze.